Postępowanie lewicy uczy też, że nie ma granic szaleństw poprawności politycznej. Nie ma granicy pierekowki dusz, która musi dotknąć całego społeczeństwa, by lewicowe monstrum było syte. Dlatego „nie ma tolerancji, dla wrogów tolerancji”. Kto jest wrogiem? O tym już decyduje lewica. Donald Trump wczoraj bardzo zdroworozsądkowo zauważył, do czego prowadzą szaleństwa poprawności politycznej.
Prezydent USA przypomniał, że pierwszy prezydent USA George Washington jak i autor Deklaracji Niepodległości Thomas Jefferson byli właścicielami niewolników. Po czym zapytał dziennikarzy na konferencji prasowej:
Czy chcecie usunąć pomnik Waszyngtona? Czy chcecie usunięcia pomnika Jeffersona? Powinniście zapytać samych siebie, kiedy to się skończy?
Mógł jednak użyć o wiele więcej przykładów. Nie tylko dotyczących niekwestionowanych bohaterów Stanów Zjednoczonych Ameryki, ale kontrowersyjnych postaci, noszonych na rękach przez lewicę. Co z Demokratą Andrew Johnsonem, który przejął urząd po zastrzelonym prezydencie Lincolnie? To on wprowadził na południu USA tzw. Black Codes, które w XX wieku twórczo rozwinięto w tworzących segregację rasową Prawach Jima Crowa. Pomnik Johnsona stoi też w Tennessee. Weźmy też demokratycznego prezydenta Woodrowa Wilsona. Według konserwatywnego filmowca, pisarza i publicysty Dinesha D’Souzy Wilson przyczynił się do odrodzenia się Ku Klux Klanu, poprzez wyświetlanie w Białym Domu rasistowskiego i chwalącego KKK filmu „Narodziny Narodu” z 1915 roku. D’Souza lubi oczywiście przesadzać, choć zgrabnie w swoim filmie „Hillary’s America: The Secret History of the Democratic Party” pokazał rasistowskie korzenie Partii Demokratycznej. Czy jednak emitowanie w Białym Domu rasistowskich filmów nie wystarcza by zburzyć pomnik prezydenta? Lewicy nie raz wystarczało o wiele mniej do potępienia historycznej postaci.
Jak zaś ocenić obozy dla Japończyków mieszkających w USA w czasie II Wojny Światowej, które stworzono za administracji ulubieńca lewicy Franklina Delano Roosevelta? Słowa „czarnuch” uwielbiał używać demokratyczny prezydent Lyndon B. Johnson, mający również wiele miejsc, gdzie można mu oddawać cześć. Kilka ważnych ulic w USA jest nazwana imieniem Demokratycznego senatora Roberta C. Byrda, który w młodości był w Ku Klux Klan. Przeprosił, ale co z tego? Jest symbolem rasizmu.
Takich przykładów można mnożyć w nieskończoność. Jeżeli lewica chce być konsekwentna w swojej tęczowej krucjacie, musi zając się lustracją również własnych bohaterów. No, ale czy wtedy nie okaże się, że zbyt wiele brązu trzeba zdrapać z „moralnych autorytetów”? Ten kij ma dwa ostre końce. Ale przecież mistrzowie relatywizmu moralnego potrafią wyjść z każdym opałów. Nieprawdaż?
-
„Kontynuacja i zmiana. Polityka zagraniczna prezydentów Stanów Zjednoczonych od Waszyngtona do Obamy” - Longin Pastusiak. Książka do kupienia „wSklepiku.pl”.
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Postępowanie lewicy uczy też, że nie ma granic szaleństw poprawności politycznej. Nie ma granicy pierekowki dusz, która musi dotknąć całego społeczeństwa, by lewicowe monstrum było syte. Dlatego „nie ma tolerancji, dla wrogów tolerancji”. Kto jest wrogiem? O tym już decyduje lewica. Donald Trump wczoraj bardzo zdroworozsądkowo zauważył, do czego prowadzą szaleństwa poprawności politycznej.
Prezydent USA przypomniał, że pierwszy prezydent USA George Washington jak i autor Deklaracji Niepodległości Thomas Jefferson byli właścicielami niewolników. Po czym zapytał dziennikarzy na konferencji prasowej:
Czy chcecie usunąć pomnik Waszyngtona? Czy chcecie usunięcia pomnika Jeffersona? Powinniście zapytać samych siebie, kiedy to się skończy?
Mógł jednak użyć o wiele więcej przykładów. Nie tylko dotyczących niekwestionowanych bohaterów Stanów Zjednoczonych Ameryki, ale kontrowersyjnych postaci, noszonych na rękach przez lewicę. Co z Demokratą Andrew Johnsonem, który przejął urząd po zastrzelonym prezydencie Lincolnie? To on wprowadził na południu USA tzw. Black Codes, które w XX wieku twórczo rozwinięto w tworzących segregację rasową Prawach Jima Crowa. Pomnik Johnsona stoi też w Tennessee. Weźmy też demokratycznego prezydenta Woodrowa Wilsona. Według konserwatywnego filmowca, pisarza i publicysty Dinesha D’Souzy Wilson przyczynił się do odrodzenia się Ku Klux Klanu, poprzez wyświetlanie w Białym Domu rasistowskiego i chwalącego KKK filmu „Narodziny Narodu” z 1915 roku. D’Souza lubi oczywiście przesadzać, choć zgrabnie w swoim filmie „Hillary’s America: The Secret History of the Democratic Party” pokazał rasistowskie korzenie Partii Demokratycznej. Czy jednak emitowanie w Białym Domu rasistowskich filmów nie wystarcza by zburzyć pomnik prezydenta? Lewicy nie raz wystarczało o wiele mniej do potępienia historycznej postaci.
Jak zaś ocenić obozy dla Japończyków mieszkających w USA w czasie II Wojny Światowej, które stworzono za administracji ulubieńca lewicy Franklina Delano Roosevelta? Słowa „czarnuch” uwielbiał używać demokratyczny prezydent Lyndon B. Johnson, mający również wiele miejsc, gdzie można mu oddawać cześć. Kilka ważnych ulic w USA jest nazwana imieniem Demokratycznego senatora Roberta C. Byrda, który w młodości był w Ku Klux Klan. Przeprosił, ale co z tego? Jest symbolem rasizmu.
Takich przykładów można mnożyć w nieskończoność. Jeżeli lewica chce być konsekwentna w swojej tęczowej krucjacie, musi zając się lustracją również własnych bohaterów. No, ale czy wtedy nie okaże się, że zbyt wiele brązu trzeba zdrapać z „moralnych autorytetów”? Ten kij ma dwa ostre końce. Ale przecież mistrzowie relatywizmu moralnego potrafią wyjść z każdym opałów. Nieprawdaż?
-
„Kontynuacja i zmiana. Polityka zagraniczna prezydentów Stanów Zjednoczonych od Waszyngtona do Obamy” - Longin Pastusiak. Książka do kupienia „wSklepiku.pl”.
Strona 2 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/353586-trump-ma-racje-moze-lewica-zacznie-burzyc-pomniki-jeffersona-i-waszyngtona-szalenstwo-nie-ma-granic?strona=2