Polska dyplomacja po wizycie prezydenta Donalda Trumpa w Warszawie została zepchnięta od 10 dni do defensywy za sprawą międzynarodowego „rwetesu o sądy”. A przecież nie tak miało być!
To niezwykle korzystna sytuacja z perspektywy rządu w Berlinie, który robi wszystko, by uniknąć strat po porażce na szczycie G20 w Hamburgu i dobrnąć „po cichu” do wyborów parlamentarnych. Te odbędą się 24 września tego roku - za niespełna dwa miesiące. Jeśli wygra CSU znaczną różnicą głosów nad SPD i zdobędzie taktyczną przewagę w Bundestagu, Angela Merkel pozostanie na fotelu kanclerz na kolejną, czwartą już kadencję. Wszelkie znaki na ziemi i niebie wskazują, że właśnie tak musi się stać, jeśli pilny obserwator wsłucha się w natarczywą narrację głównego nurtu mediów od Kolonii, Frankfurtu, Monachium po Berlin. Oczywiście, zwycięstwo nowej - starej kanclerz nie będzie miało nic wspólnego z demokracją, jak ją pojmujemy nad Wisłą, jednak z całą pewnością pozostaje w zgodzie z interesem Niemiec dookreślonym jako utrzymanie nieformalnej dominacji politycznej w Unii Europejskiej poprzez podtrzymanie istnienia euro zony, z której czerpią sowity kapitał ludzki, finansowy i nieograniczone zyski. Jednak pozostawmy uwarunkowania wewnętrzne w Niemczech i UE poza tematem, bowiem Polska może wiele ugrać na wyborach w Niemczech.
Niemcy naprędce „wypichciły” nam konflikt zastępczy z Komisją Europejską, tak by zepchnąć nasz kraj na margines polityki zagranicznej w kluczowym dla siebie czasie – podczas i przed wyborami do Bundestagu. Nikt rozsądny nie powie przecież, że ktokolwiek w UE przejmował się czy przejmuje losami polskiego wymiaru nie-sprawiedliwości! To jedynie dyplomatyczna wojna zastępcza przy użyciu pożytecznych idiotów i polityków „partii zewnętrznych” (za Charles’em de Gaulle: partie zewnętrzne we francuskim wydaniu to takie, które nie kierowały się interesem narodowym Francji, gdy powstawała V Republika) w Polsce tj. PO, PSL i Nowoczesnej. Co ważne, pani Kanclerz, gdy spotkała się z Putinem w Sochi na początku maja tego roku, obiecała mu zapewne Nord Stream II w zamian za nie ingerowanie w proces wyborczy we własnym kraju. Rosja grzecznie pozostaje na uboczu rozgrywki za Odrą, podczas gdy logika podpowiada, że winna wesprzeć SPD, która od czasów Gerhard Schröder zbratała się z otoczeniem Putina. Nie jest też przypadkiem, że właśnie teraz wytoczono nam drugą wojnę zastępczą, tym razem na froncie wschodnim (dyplomatycznym) - o post sowieckie pomniki i nazwy ulic…
Co zatem możemy ugrać na wyborach do Bundestagu?
Po pierwsze - najważniejsze, zaniechanie budowy Nord Stream II. Takie zapewnienie powinna złożyć pani Kanclerz (również politycy innych partii) już teraz, by po wyborach szybko znormalizować stosunki z Polską i innymi krajami Europy Środkowo Wschodniej oraz z USA.
Po drugie, powinniśmy usłyszeć szereg deklaracji o nie mieszaniu się w nasze wewnętrzne sprawy jak sądownictwo, imigracja oraz dekoncentracja mediów.
Po trzecie, nie rozwiązane pozostają kwestie dotyczące prawa rodzinnego i mniejszości polskiej w Niemczech.
W końcu, o pomstę do nieba woła stanowisko niemieckiej stacji telewizyjnej ZDF kontrolowanej przez państwo, która nie chce przeprosić za sformułowanie „polskie obozy zgłady”. Oficjalne stanowisko rządu w tej sprawie z pewnością zyskałoby międzynarodowy rozgłos, zwłaszcza w kontekście repatriacji wojennych, których Polska od Niemiec nigdy nie otrzymała!
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/351129-polska-przed-wyborem-angeli-merkel-w-niemczech-na-urzad-kanclerski-co-mozemy-ugrac-na-wyborach-do-bundestagu
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.