Dla każdej epoki istnieją obrazy, które można uznać za symboliczne. Obrazy Niemców radośnie witających uchodźców we wrześniu 2015 r. na dworcach stały się symbolem wewnętrznej kondycji społeczeństwa, które uległo „próżności dobra”. Nigdzie indziej w Europie tzw. „kultura powitania” nie przyjęła tak histerycznej formy.
Niemcy, zachwyceni sami sobą i własną dobrocią zrównali politykę z moralnością, i popadli w rausz. Nie trwał on wprawdzie długo, ale jak napisał bułgarski filozof Ivan Krastev, prezes Centrum na rzecz Strategii Liberalnych w Sofii, na łamach „Frankfurter Allgemeine Zeitung” milion uchodźców z Ukrainy nie byłoby w stanie wywołać takiej fali solidarności i pomocy w Niemczech, jak imigranci z Afganistanu, Syrii, Iraku czy północnej Afryki. Dlaczego? „Z muzułmanami można okazać współczucie, właśnie dlatego, że są inni niż my. Zademonstrować moralną wyższość. Patrzcie: ci ludzie się od nas różnią radykalnie, a my im i tak pomagamy. Nic tak nie wzmacnia poczucia własnej wartości” - podkreślił Krastev.
Ponieważ nie można pomóc każdemu, kto żyje w biedzie lub dyktaturze, uchodźca z Syrii stał się symbolem potrzebującego, rozgrzeszając społeczeństwo, które wyciągnęło wnioski z najbardziej ponurych akapitów swojej historii. Każdy, kto zaniósł choćby butelkę wody lub ubrania przybyszom mógł się uważać za część tych nowych, dobrych Niemiec, które zrezygnowały z własnej narodowej i tym samym egoistycznej tożsamości.
Im bardziej uchodźca był obcy, egzotyczny, biedny i prześladowany, tym większa była gotowość odsunięcia na bok wszelkich racjonalnych przesłanek i objęcia go opieką. Nic nie leczy tak skutecznie własnego kompleksu winy jak „obcy”. Kompleksu winy wynikającego także z kolonializmu. „My jesteśmy tacy bogaci, bo oni są biedni” – oto głębokie przekonanie zwolenników „Willkommenskultur”. W konsekwencji każdy, kto odważył się krytykować politykę otwartych drzwi został natychmiast okrzyknięty rasistą, ksenofobem i prawicowym populistą. Niemcy, najważniejsza siła polityczna i gospodarcza Europy, przyjęły w obliczu kryzysu imigracyjnego nową rolę: głównego autorytetu moralnego.
Ogromny udział w tym zjawisku miały media za Odrą. Co dotąd było tylko oskarżeniem bez dowodów, powtarzanym przez przeciwników masowej imigracji rodem z AfD, mówiących o „kłamliwych mediach” (Lügenpresse) znalazło teraz potwierdzenie naukowe. Prof. Dr Michael Haller, medioznawca z uniwersytetu w Lipsku, były dziennikarz „Die Zeit” i „Der Spiegel” przeanalizował wraz z pracownikami Hamburg Media School ponad 35 tys. artykułów prasy codziennej, opublikowanych między wiosną 2015 a wiosną 2016 r., i dotyczących kryzysu uchodźczego. Wniosek płynący z ponad 200-stronicowego raportu Hallera, który ma zostać opublikowany w przyszłym tygodniu jest jednoznaczny: mainstreamowe media stanęły murem za Angelą Merkel, wykazując całkowity brak krytycyzmu wobec politycznych elit, i podejrzewając każdego kto odważył się mieć inny pogląd o rasizm.
Jak pisze tygodnik „Die Zeit” dziennikarze używali różnych argumentów, by przekonać społeczeństwo do radosnego witania uchodźców: przekonywano, że Niemcy potrzebują młodych imigrantów jako siły roboczej oraz by wyrównać demograficzne braki. „Za pomocą takich oraz innych argumentów (humanistyczny obowiązek, dzielenie się bogactwem, ubogacenie kulturowe) wymagano od obywateli poświęcenia, w tonie moralnej wyższości” – głosi raport Hallera, cytowany przez tygodnik. Każdy kto myślał inaczej bał się odezwać, co wywołało „spiralę milczenia” w przestrzeni medialnej. Jednocześnie, przekonuje Haller, rosła frustracja inaczej myślących i tym samym znacznie zmalało zaufanie do klasycznych mediów.
„Duża część dziennikarzy zapomniała na czym polega ich rola. Wyraziste opinie miały przy tym przykryć brak faktów. Teksty informacyjne były zafarbowane opinią, zatarła się granica między publicystyką a informacją” – twierdzi Haller dalej. Mniej elegancko wyrażone: niemieckie media świadomie uprawiały na szczycie kryzysu uchodźczego pro-rządową i pro-imigracyjną propagandę, wbrew faktom i zdrowemu rozsądkowi. Za dużo idealistycznej mentalności, potrzeby podkreślenia dobrych stron Niemiec i Niemców, za mało krytycznego myślenia.
Promowanie „Willkommenskultur” i ignorowanie krytyki zaś doprowadziło zdaniem Hallera do ogromnej polaryzacji społeczeństwa. „Relacje medialne o AfD są stygmatyzujące i przez ławę negatywne. Trudno się dziwić, że część ludzi uznała, że media kłamią. Media całkowicie zapomniały o społeczeństwie” – dodaje medioznawca w rozmowie z „Die Zeit”.
Nie jest to pierwsze takie badanie przeprowadzone przez prof. Hallera. Poprzednie dotyczyło lat 2009-2015 i zostało opublikowane w 2016 r. Wówczas medioznawca przebadał 34 tys. artykułów prasy codziennej dotyczących masowej imigracji. 82 proc. było pozytywnych, 12 proc. neutralnych, a tylko 6 proc. krytycznych. Wraz z rozpoczęciem kryzysu uchodźczego niemiecka prasa przyjęła wręcz euforyczny ton. „Witajcie!” – głosiła pierwsza strona „Die Zeit” w sierpniu 2015 r. „W przypadku telewizji publicznej 20 proc. informacji było tendencyjnych, w przypadku takich mediów jak „Der Spiegel” aż 40 proc. Tylko jedna trzecia medialnych doniesień za Odrą w tym okresie dotyczyła problemów związanych z przyjęciem tak dużej liczby uchodźców” – twierdzi Haller.
Wszyscy zasadniczo uważamy rzeczy, które odpowiadają naszym przekonaniom, za bardziej wiarygodne. Także ludzi, którzy opowiadają takie rzeczy, uważamy za bardziej wiarygodnych. Nie gra to większej roli, czy odpowiada to rzeczywistym faktom czy nie. Jeśli udowodni mi się, że to, w co wierzę, jest nieprawdą, może to doprowadzić do zmiany mojego zdania. Ale w wielu przypadkach utwierdza to nas jeszcze w naszych przekonaniach. To na pierwszy rzut oka kuriozalne, ale związane jest to z tym, że otrzymywanych informacji nie przetwarzamy neutralnie, lecz przez pryzmat naszych osobistych przekonań.
Tyle, że od dziennikarzy można oczekiwać nieco więcej niż wypisywania w pouczającym tonie bzdur, byle zgodnych z własną ideologią i własnym przekonaniem o moralnej racji. Nie wspominając o pomijaniu czy naginaniu niewygodnych dla własnych przekonań faktów, jak miało miejsce po sławetnej Nocy Sylwestrowej w Kolonii.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/349887-pouczajacy-ton-i-calkowity-brak-krytycyzmu-czyli-jak-niemiecka-prasa-informowala-o-kryzysie-uchodzczym-media-zapomnialy-o-spoleczenstwie