Już dziś widać, że to nie Warszawa, ale Hamburg stanie się areną konfrontacji Trump – Unia Europejska, bo zarówno Berlin, jak i Paryż z pewnością zaprezentują swój tradycyjny antyamerykanizm. Bo Europa Zachodnia, która otrzymała pożyczkę Marshalla, zachowuje się w stosunku do Stanów Zjednoczonych w sposób kompletnie irracjonalny! Może wypływa on z pamięci o zależności od USA, które sfinansowały ich gospodarczy rozkwit? Albo, że sięgnę do psychologii, dostali w ramach pomocy dość, aby znienawidzić swoich dobroczyńców? W każdym razie w latach 50. lewica rozpętała tę niechęć i do dziś próbuje zniszczyć np. „special relations” Amerykanów z Wielką Brytanią. I kiedy na Downing Street rządzą torysi, patrz: premier Thatcher, „specjalne stosunki” między Ameryką a Albionem kwitną; kiedy labourzyści, zaczyna się sabotaż. Dlaczego? Po prostu - nastroje anty-amerykańskie robią miejsce dla pro-rosyjskich. Prócz zadawnionej niechęci do Stanów Zjednoczonych ostry ton wobec Trumpa wynika także z obaw o konkurencyjność gospodarek po przyjęciu przez Niemcy czy Francję paktu klimatycznego. Podobno Angela Merkel, bojąc się, że Trump dąży do ograniczenia importu, chce podczas szczytu G20 „wysłać mocny sygnał za wolnym rynkiem, a przeciw amerykańskiemu izolacjonizmowi”. Choć przecież na co dzień zachowuje się identycznie, choćby w sprawie delegacji polskich kierowców tirów.
Prezydent USA z komplementami dla Polaków – cóż za „dobra zmiana” w stosunku do Baracka Obamy, który trzymał sztamę ze światową lewicą i wypominał nam „polskie obozy śmierci”! Oczywiście, at the end of the day chodzi o to, aby za słowami poszły czyny, aby USA wsparły nas w konstruowaniu strefy bezpieczeństwa na wschodzie . Ale chodzi także o konsolidację „imperium dobra” przeciw światowej lewicy, która sięga po fake newsy, manipulacje, oddziały militanckie, żeby skompromitować konserwatystów, Trumpa, Orbana, Kaczyńskiego. I, ostatecznie, dzień po dniu kompromituje takie wartości jak wolność, równość, demokracja. Tu chodzi o coś więcej niż tylko bezpieczeństwo ze strony Sowietii, o integrację konserwatystów przeciw materialistycznej, ateistycznej lewicy, która próbuje, nawet za cenę islamizacji Europy, pozbyć się całej przeszłości, chrześcijańskiego dziedzictwa duchowego i materialnego kontynentu. I ta, wcale nie flying, lecz dwudniowa wizyta prezydenta Stanów Zjednoczonych w Warszawie, może nas do tego wspólnego celu zbliżyć.
Elżbieta Królikowska-Avis. 3 lipca 2017
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Już dziś widać, że to nie Warszawa, ale Hamburg stanie się areną konfrontacji Trump – Unia Europejska, bo zarówno Berlin, jak i Paryż z pewnością zaprezentują swój tradycyjny antyamerykanizm. Bo Europa Zachodnia, która otrzymała pożyczkę Marshalla, zachowuje się w stosunku do Stanów Zjednoczonych w sposób kompletnie irracjonalny! Może wypływa on z pamięci o zależności od USA, które sfinansowały ich gospodarczy rozkwit? Albo, że sięgnę do psychologii, dostali w ramach pomocy dość, aby znienawidzić swoich dobroczyńców? W każdym razie w latach 50. lewica rozpętała tę niechęć i do dziś próbuje zniszczyć np. „special relations” Amerykanów z Wielką Brytanią. I kiedy na Downing Street rządzą torysi, patrz: premier Thatcher, „specjalne stosunki” między Ameryką a Albionem kwitną; kiedy labourzyści, zaczyna się sabotaż. Dlaczego? Po prostu - nastroje anty-amerykańskie robią miejsce dla pro-rosyjskich. Prócz zadawnionej niechęci do Stanów Zjednoczonych ostry ton wobec Trumpa wynika także z obaw o konkurencyjność gospodarek po przyjęciu przez Niemcy czy Francję paktu klimatycznego. Podobno Angela Merkel, bojąc się, że Trump dąży do ograniczenia importu, chce podczas szczytu G20 „wysłać mocny sygnał za wolnym rynkiem, a przeciw amerykańskiemu izolacjonizmowi”. Choć przecież na co dzień zachowuje się identycznie, choćby w sprawie delegacji polskich kierowców tirów.
Prezydent USA z komplementami dla Polaków – cóż za „dobra zmiana” w stosunku do Baracka Obamy, który trzymał sztamę ze światową lewicą i wypominał nam „polskie obozy śmierci”! Oczywiście, at the end of the day chodzi o to, aby za słowami poszły czyny, aby USA wsparły nas w konstruowaniu strefy bezpieczeństwa na wschodzie . Ale chodzi także o konsolidację „imperium dobra” przeciw światowej lewicy, która sięga po fake newsy, manipulacje, oddziały militanckie, żeby skompromitować konserwatystów, Trumpa, Orbana, Kaczyńskiego. I, ostatecznie, dzień po dniu kompromituje takie wartości jak wolność, równość, demokracja. Tu chodzi o coś więcej niż tylko bezpieczeństwo ze strony Sowietii, o integrację konserwatystów przeciw materialistycznej, ateistycznej lewicy, która próbuje, nawet za cenę islamizacji Europy, pozbyć się całej przeszłości, chrześcijańskiego dziedzictwa duchowego i materialnego kontynentu. I ta, wcale nie flying, lecz dwudniowa wizyta prezydenta Stanów Zjednoczonych w Warszawie, może nas do tego wspólnego celu zbliżyć.
Elżbieta Królikowska-Avis. 3 lipca 2017
Strona 2 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/347188-po-co-prezydent-trump-przyjezdza-do-warszawy-wydaje-sie-ze-trump-ma-lepiej-wyedukowanych-doradcow-niz-barack-obama?strona=2
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.