393 głosów za, 226 przeciw. Zawieranie homomałżeństw w Niemczech będzie od dziś w pełni legalne. Większość chadeków odrzuciła tęczową koncepcję rodziny, wśród oponentów była również kanclerz. Za odwagę zagłosowania przeciw należy im się szacunek. Ale ta sama kanclerz Merkel zgodziła się wcześniej aby rzecz była głosowana na sam koniec tej kadencji.
Mamy 226 sprawiedliwych - słuchających głosu sumienia oraz głosu konstytucji RFN, która definiuje małżeństwo jasno i jednoznacznie jako związek między mężczyzną a kobietą. 75 posłów chadecji zagłosowało natomiast „za”, w tym uznawana do niedawna za polityka „chrześcijańsko-konserwatywnego“ Ursula von der Leyen - była minister rodziny, obecnie minister obrony narodowej Niemiec. Jej i pozostałym 74 „postępowcom” należy śmiało zadać pytanie, w jakim stopniu utożsamiają się jeszcze z literą „C” w nazwie partii. Głosowanie przeciwko nienaruszalnej świętości rodziny (tradycyjnej) jest bowiem aktem głęboko niechrześcijańskim.
Obóz lewicy obyczajowej pracował długo na ten dzień. I w końcu dopiął swego. Najpierw skarga w Trybunale Konstytucyjnym, potem obława policyjna przeciwko internetowym homofobom, a na koniec szantaż polityczny na chadekach. Kanclerz nie wytrzymała presji, jednocześnie zezwalając posłom chadecji na głosowanie zgodnie z „własnym sumieniem“.
W poniedziałek zaczynają się wakacje parlamentarne, dziś odbyło się ostatnie regularne posiedzenie Bundestagu. Nikt nie wie ile procent zgarnie we wrześniu „homofobiczna“ Alternatywa dla Niemiec. Jej wejście do Bundestagu zmieni podział sił w parlamencie niemieckim. W związku z tym tęczowi zdawali sobie dobrze sprawę z tego, że dziś mogła się pojawić ostatnia okazja na przeforsowanie ustawy. Więc wymusili głosowanie. I zwyciężyli.
Oponowanie w tej sprawie wymaga dziś dużo odwagi. Będzie niestety jeszcze gorzej. Jak dotychczas narażano się „tylko” na publiczną słowną chłostę ze strony armii tęczowych wojowników miłości i tolerancji w przypadku skrytykowania małżeństw jednopłciowych, to od dziś narażona, a wręcz zagrożona będzie również wolność słowa w internecie.
Stało się tak za pomocą uchwalonej (także dziś) kontrowersyjnej tzw. ustawy „przeciwko mowie nienawiści w internecie”. Dzięki tej wspaniałej ustawie to państwo niemieckie będzie teraz decydowało o tym, czym jest mowa nienawiści, czym krytyka, a czym wyrażanie swojej opinii na dany temat w internecie. W przypadku aktu „werbalnej agresji“ ze strony użytkownika, portale społeczniościowe w Niemczech będą zobowiązane do natychmiastowego kasowania „nienawistnego“ komentarza. Za niewykonanie obowiązku będą czekały na operatorów portali kosmiczne grzywny - nawet w wysokości do 50 milionów euro.
Ustawa ta budziła emocje, kontrowersje. Krytyka padała ze strony polityków, blogerów, dziennikarzy i publicystów. Do przeciwników ustawy dołączył ostatnio nawet potężny Facebook. Opór na nic się jednak nie zdał, bo lewica postanowiła iść w tej sprawie po politycznych trupach. Uchwalenie tej ustawy to cios wymierzony nie tylko w tzw. „homofobów“, ale także w wolność słowa. A ta jest przecież zapisana w konstytucji. Z tej lewica parlamentarna zakpiła sobie dziś podwójnie. A ja myślałem, że Niemcy to państwo szanujące prawo i ład konstytucyjny…
W Berlinie dziś pełno tęczowych flag, w metrze widziałem same uśmiechnięte twarze, ludzie się szczerze cieszą. Mówią „miłość pokonała nienawiść. Zwyciężyła wolność!”.
Uchwalenie ustawy „przeciw mowie nienawiści“ to nie zwycięstwo wolności. To stopniowe wprowadzanie cenzury. To śmierć wolności. Tak samo jak legalizacja homomałżeństw dla wartości chrześcijańskich w Niemczech.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/346647-homomalzenstwa-w-niemczech-zalegalizowane-a-wolnosc-slowa-zagrozona-te-rzeczy-ida-w-parze