Nasze przekonanie, że większość imigrantów zmierzających do Europy to uciekający przed wojną Syryjczycy jest błędne. Z najnowszych statystyk Frontexu – czyli policji granicznej Unii Europejskiej – wynika, że największa rzesza imigrantów przybywa z Afryki, przede wszystkim z przeludnionej Nigerii.
Drugie, niechlubne miejsce zajmuje graniczący z Indiami, równie przeludniony Bangladesz, a na trzecim zamyka podium afrykańska Gwinea. Syria – jak wynika z tych samych danych – jest dopiero czwarta. Nie oznacza to oczywiście, że Syryjczycy nie szturmowali wcześniej Europy w większej liczbie. Tyle, że teraz liczba imigrantów stamtąd (dane są za pierwszy kwartał 2017 roku) wyraźnie maleje, a ich miejsce zajmują przyjezdni z Afryki.
Dostrzega to minister rozwoju Niemiec Gerd Müller (nie mylić ze słynnym piłkarzem niemieckim o tym samym imieniu i nazwisku), który w wywiadzie dla niedzielnego wydania brukowca „Bild” powiedział, że już wkrótce Europa może się spodziewać nawet 100 milionów przybyszów z Afryki. Müller proponuje zorganizowanie planu pomocowego dla Afryki, który pozwoliłby zahamować niekontrolowaną migrację na północ.
Na razie nikt nie wie, jak miałoby to wyglądać, i z kim – w Afryce – należałoby współpracować. Doświadczenie jest tu raczej smutne, zwykle najbardziej skuteczne okazywały się metody drastyczne tzn. przekupywanie tego lub innego dyktatora w zamian za pilnowanie, aby mieszkańcy nie przeciekali przez kolejne granice jak przez sito. Müller snuje politycznie poprawne wizje zahamowania globalnego ocieplenia, które zmusza jakoby mieszkańców Afryki do emigracji. Owo globalne ocieplenie jest kwestią dyskusyjną, bo przecież nie ocieplenie lecz przeludnienie i ogromna nędza wypycha ludzi do Europy. Dobrze jednak, że bodaj po raz pierwszy od dawna pojawił się na wysokim europejskim szczeblu głos, że z problemem należy walczyć na miejscu, w Afryce, a nie tu w Europie. Bo na razie dominuje jałowa debata na temat przymusowej relokacji imigrantów do Europy Środkowo-Wschodniej.
Otwarcie bram Europy przed imigrantami jest nie tylko szkodliwe z powodów bezpieczeństwa czy przyczyn kulturowych. Tragiczne są również – w sensie cywilizacyjnym i społecznym – skutki masowej migracji dla krajów, skąd pochodzą przybysze. Już dziś wiele państw Afryki czy Bliskiego Wschodu zostało niemal wydrenowanych z osób wykształconych, brakuje lekarzy, nauczycieli, inżynierów. Zostają ci najbiedniejsi, najsłabiej wyedukowani, co oznacza jedno: dalsze staczanie się tych państw ku przepaści i – w rezultacie – coraz większy chaos grożący katastrofą humanitarną na niespotykaną skalę. Dobrze byłoby, aby zadowoleni z siebie przywódcy Unii Europejskiej dostrzegli to zagrożenie zanim będzie za późno. Na razie bowiem wolą bawić się w karanie krajów, które nie chcą płacić za cudze błędy.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/344777-przyjmujac-imigrantow-wyrzadzamy-ogromna-krzywde-panstwom-z-ktorych-oni-pochodza