W Moskwie, na terenie klasztoru Srietinskiego, bardzo blisko dawnej złowrogiej siedziby NKWD-KGB (a obecnie FSB) na Łubiance (i tę terytorialną bliskość podkreślają rosyjskie media), poświęcono nową cerkiew. Pod zupełnie nieprzypadkowym, zwłaszcza w taki sąsiedztwie, wezwaniem Świętych Nowomęczenników. Tym mianem prawosławna Cerkiew określa zamordowane za wiarę ofiary komunizmu. W nowej świątyni umieszczono relikwie biskupa Iłariona Troickiego, opata klasztoru, zesłanego na wyspy Sołowieckie, potem skazanego na łagier i zmarłego w leningradzkim więzieniu. Relikwiarz posadowiono na kamieniu, przywiezionym ze słynnych Sołówek.
Sam klasztor, zamknięty pod koniec lat 20, stał się wtedy koszarami dla kursantów szkoły NKWD. Na terenie klasztoru na początku lat 30 dokonywano egzekucji i chowano ciała rozstrzelanych.
Teraz więc nowa świątynia z wszystkich możliwych względów ma szanse stać się centralnym dla całej Rosji (i drugim w Moskwie - po cerkwi zbudowanej na największym miejscu masowych egzekucji i pochówków z czasów Wielkiego Terroru, dawnym poligonie Butowo) ośrodkiem sakralnej czci dla ofiar bolszewizmu. Nawet jej adres pocztowy jest symboliczny - to wszak ulica Bolszaja Łubianka…
I najwyraźniej takie są plany i władz cerkiewnych, i państwowych, bo poświęcenia cerkwi dokonał patriarcha Moskwy i Całej Rusi Kirył, w obecności prezydenta Putina. Zaś głowa państwa rosyjskiego, jak wiadomo były oficer KGB, zdecydował nie tylko uczestniczyć w uroczystości i obrzędach, ale też zabrać głos. Zejście się tych wszystkich okoliczności uczyniło krótką przemowę Władimira Władimirowicza ważną i strategiczną, jeśli chodzi o kierunek, w jakim Kreml chciałby zwrócić rosyjskie myślenie o okresie leninowsko-stalinowskim.
I w tym kontekście króciutkie wystąpienie prezydenta było istotnie znamienne.
„Ta świątynia, poświęcona ofiarom represji, symbolizuje pojednanie” – mówił Putin. „Symboliczne jest, że jej poświęcenie następuje w rocznicę rewolucji lutowej i październikowej, od których zaczęło się bardzo wiele najcięższych doświadczeń, przez które przeszedł nasz kraj w XX wieku. Trzeba pamiętać i jasne, i tragiczne karty przeszłości, uczyć się przyjmować ją całą, obiektywnie, nie przemilczając niczego. Tylko w ten sposób można zrozumieć nauki, płynące z przeszłości”.
Jakie to nauki?
„Wiemy – teraz to wiemy – jak kruchy jest wewnętrzny pokój. Nie można o tym zapominać. Nie wolno zapominać o tym, jak ciężko zabliźniają się rany po konfliktach wewnętrznych (tu Putin użył ciężko przetłumaczalnego rosyjskiego słowa раскол, mającego znacznie od polskiego „konflikt” czy „rozłam” silniejszą, bardziej negatywną treść emocjonalną – PS). I dlatego nasz wspólny obowiązek – to robić wszystko, co od nas zależy, by zachować jedność narodu rosyjskiego. By poprzez stały dialog podtrzymywać społeczno-polityczną zgodę i – opierając się na naszych tradycyjnych wartościach, na wartościach naszych tradycyjnych religii – prawosławia, islamu, judaizmu i buddyzmu (polskiego czytelnika może to zaskoczyć, ale to żadna nowość; oprócz prawosławia te właśnie religie są w Rosji uważane za będące w jakiś sposób częścią imperialnej rosyjskości – PS) – nie dopuścić do żadnej zażartości, żadnego rozłamu”.
I wyraził przekonanie, że nowa świątynia będzie służyć zaszczepianiu w rosyjskim społeczeństwie idei wzajemnego szacunku i pojednania.
I w zasadzie tyle; znający rosyjski mogą obejrzeć ceremonię i wysłuchać całość wystąpienia Putina, ale powyższe oddaje w zasadzie w całości to, co miał on do powiedzenia o ofiarach radzieckiego reżimu.
Czyli co?
Czyli mamy tu do czynienia z potwierdzeniem tego, co rosyjska władza mówi na temat od kilku lat, a co zarazem stanowi ważny element, wspierający jej zasadniczą linię polityczną. A więc po pierwsze – rewolucje z 1917 roku były złem. I charakterystyczne, że potępieniem, na równi z bolszewicką październikową, objęta jest demokratyczna lutowa – Kreml ewidentnie uważa również ją za złą, bo zniszczyła władzę carską. Władzę carską, w narracji obecnie rządzących Rosją stającą się coraz lepszą, „rdzennie rosyjską”, w jakiś sposób naturalną.
Po drugie – skrótowość wystąpienia Putina nie jest przypadkowa. Im dłużej miałby mówić, tym wiele wątpliwych, nabrzmiałych emocjami punktów i kontekstów musiałby dotknąć. Kim byli ci, którzy mordowali „nowomęczenników”? Kto jest dzisiejszymi dziedzicami i katów, i ofiar?
Lepiej więc ograniczyć się do krótkiego, tyleż jednoznacznego co ogólnego potępienia, i przejść do sedna. Czyli więc – po trzecie – do nauki na dzień dzisiejszy. Z lekcji rewolucji, leninizmu i stalinizmu trzeba wyciągnąć wniosek, że do najgorszych skutków prowadzi раскол – konflikt, rozłam w narodzie. Więc – tego już Władimir Władimirowicz mówić nie musi, to się rozumie samo przez się – ci, którzy dziś w Rosji są przeciw rządowi, są właśnie dziedzicami bolszewików. Choćby w młodości z bolszewicką władzą walczyli, a i dziś krzyczeli coś o demokracji. Dlatego dzisiejsza władza musi wszelkimi środkami powstrzymać następców bolszewików, choćby sama wywodziła się, paradoksalnie, z władzy z radzieckiej.
To, powtórzmy, nie jest nowość. To jest od paru lat główna narracja rosyjskiej władzy, pozycjonującej się w roli obrońcy kraju przed rewolucją, która może przynieść jedynie cierpienie i zło.
I ta narracja, dodajmy, jest w sporym stopniu skuteczna.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/341647-cerkiew-ofiar-bolszewizmu-na-lubiance-czyli-historyczne-pojednanie-po-rosyjsku