Prezydent USA przybył do Brukseli. Jedni się do niego dopchali, innych on odepchnął, i wybył. Jeszcze kilka miesięcy temu Donald Trump był „oszołomem”, przed którym ostrzegali świat różnojęzyczni politycy, w tym szef Komisji Europejskiej Jean-Claude Juncker i nasz gastarbeiter w Brukseli na czele Rady Europejskiej Donald Tusk.
Na początku było śmiesznie, jak np. samozwańczy „prezydenci” Europy Juncker i Tusk spięli się, że o jednego z nich w unii za dużo, czy jak ten „nasz” pokazał Trumpowi za oknem swoją - jak się pochwalił - „Tusk Tower”… Mógł chociaż wcześniej coś o tym poczytać, np. o więzieniu i straceniach w Tower of London, ale mniejsza z tym… - Trump i tak puścił mimo uszu wszystko, co obaj unijni „prezydenci” mieli mu do powiedzenia. W końcu ma swoje służby i wie o nich wszystko, zanim ci otworzą usta. Pewnie znał też twitterowy wpis swego imiennika z UE, że „jeden Donald wystarczy”…
Panowie mieli więc niewiele sobie do powiedzenia, choćby dlatego, że Trump wyznaje zasadę: „America first”, że nie pali się do zawarcia z UE umowy o wolnym handlu TTIP, a i niewiele zdaje sobie robić z już podpisanego w Paryżu tzw. porozumienia klimatycznego. Co więcej, prezydent USA nie owijał w bawełnę, że nie podoba mu się eksportowa nadwyżka państw wspólnoty, a zwłaszcza Niemiec. Nie było zatem czego po rozmowach w węższym i szerszym gronie ogłaszać. No, może jedynie to, że UE i USA są przeciw terroryzmowi i opowiadają się za zwalczaniem islamskich bandytów. Jakim sposobem? Co do tego każda ze stron ma już własne zdanie, nawet w zakresie prewencji.
Przed przylotem do Europy Trump odwiedził Arabię Saudujską. Straszna sprawa, jak huknęła w „The Washington Post” Anne Applebaum, znana i u nas przeciwniczka wszystkiego co się rusza, a nie podziela jej specyficznych poglądów. Dostało się więc Trumpowi za to, że głupio wybrał miejsce na pierwszą wizytę poza USA, bo głupio było tam gadać o islamskim terroryzmie, że jak cyrkowiec tańczył z szablami, a Melania, jego żona, nie zakryła chociaż głowy przed szejkami, zaś córka Ivanka zachowywała się prowokująco wobec saudyjskich kobiet, którym nie wolno nic… itd.
Słowem, skandal, ale tylko w oczach publicystki Applebaum itp. Miejsce na pierwszą podróż zagraniczną prezydenta USA było wybrane wręcz doskonale, bowiem islamski terroryzm, największa bolączka naszych czasów, może być skutecznie zdławiony tylko z udziałem państw muzułmańskich. Trump wyłożył tę sprawę jasno, nie szczędząc na miejscu krytyki pod adresem tych, którzy udzielają wsparcia czy choćby są pasywni wobec islamskiego ekstremizmu. Co najciekawsze, wizyta prezydenta USA została diametralnie inaczej oceniona przez samych gospodarzy, niż przez dyżurną komentatorkę waszyngtońskiego dziennika. Pomijam już ten „drobny” fakt, że podczas pobytu w Rijadzie Trump podpisał umowy handlowe o wartości, bagatela… 350 miliardów dolarów.
Podróż do Europy, która przez absurdalną politykę imigracyjną Berlina sprowadziła na siebie dramat i tragedie, z czym nie potrafi sobie poradzić, miała z punktu widzenia prezydenta USA znaczenie drugorzędne. Europa sama napytała sobie biedy, Stany Zjednoczone tego problemu za UE nie rozwiążą. Dla Trumpa większe znaczenie miała wizyta w centrali NATO. I w tym przypadku nie obyło się krytyki, która padała z ust gościa zza oceanu. Prezydent USA złamał tym samym świętą zasadę, że na zewnątrz, w wystąpieniach publicznych sojusz zawsze prezentuje jedność. Jedności nie ma, a prezydent nie miał ochoty na odgrywanie spektaklu dla ubogich intelektualnie. Kilkakrotnie wytknął, że jego kraj wydaje więcej pieniędzy na zbrojenia niż wszyscy członkowie sojuszu razem wzięci, że spośród 29 państw aż 23, w tym tak bogate jak Niemcy, nie przeznaczają na zbrojenia wymaganych 2 proc. PKB. Notabene w Niemczech nikt tego tematu obecnie nie podejmuje, choć akurat toczy się kampania przed wrześniowymi wyborami do Bundestagu. Po wizycie Trumpa w Brukseli dała się wszakże zauważyć ulga, że przynajmniej nie podważył sensu istnienia NATO, jak czynił to podczas swej kampanii wyborczej.
Prezydent USA przybył do Brukseli i wybył. Wniosek z jego pobytu w unijnej i natowskiej centrali może być tylko jeden: Europa musi sama sobie odpowiedzieć, czego właściwie chce. Musi na nowo zdefiniować własną tożsamość, co przesądzi o przyszłości zarówno Unii Europejskiej, jak i w zakresie obronności i bezpieczeństwa. I jest to zadanie ze wszech miar pilne.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/341577-taniec-trumpa-z-szablami-po-wizycie-prezydenta-usa-europa-musi-sama-sobie-odpowiedziec-czego-chce