Całkiem możliwe, że rosyjscy historycy przyszłości osądzą Putina najsurowiej właśnie za to, że nieprzemyślanymi działaniami politycznymi nie tylko nie „przywrócił Kijowa do macierzy”, tylko odwrotnie – doprowadził do rozpoczęcia procesów, realnie niszczących ukraińskie poczucie jakiejkolwiek wspólnoty z Rosją i jakiegokolwiek sentymentu do tej wspólnoty. Poczucie, które po Majdanie było mocno osłabione, ale jednak trwało. I wraz z zachowanymi rosyjskimi wpływami innego rodzaju mogło w przyszłości, przy sprzyjających okolicznościach, posłużyć do kolejnej próby jakiegoś związania Kijowa z Moskwą. Rosyjska agresja to uniemożliwiła, i Putin zaczął przecinać te więzy, które teraz tnie Poroszenko.
I są to związki Ukrainy nie tylko z Kremlem, ale z Rosją jako taką. Z każdą Rosją. A więc i tą jak najbardziej demokratyczną. I nie może być inaczej. Bo przecież Ukraina ma być niepodległym państwem, ma być od każdej możliwej Rosji niezależna duchowo. A ewentualne utożsamianie się Ukraińców z czymkolwiek rosyjskim, nawet z rosyjską opozycją oznaczałoby, że Ukraina duchowo niezależna nie jest.
To oczywiście boli rosyjskich demokratów. Ich rozgoryczenie, powtórzmy, jest najzupełniej zrozumiałe. Dają też temu rozgoryczeniu coraz częściej wyraz, i popularność Ukrainy w ich kręgach spada.
Ale też trudno nie rozumieć, iż polityczny rdzeń Ukraińców chce, żeby ich kraj był niezależnym, narodowym państwem, a nie jakąś alternatywną wobec putinowskiej, demokratyczną Rosją. Więc muszą ciąć. A to, przy tak silnym jak dotąd, wielosetletnim zrostem ukraińskości z rosyjskością, musi bardzo boleć.
Zrozummy więc obie strony. I zadumajmy się nad szczęściem, jakim był dla nas fakt, że najpierw mieliśmy 20 lat niepodległości, a potem przynajmniej nie weszliśmy w skład ZSRR. Bo gdyby nie to, wtedy ten obecny ukraińsko-rosyjski ból mógłby w jakiejś mierze dotyczyć i nas.
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Całkiem możliwe, że rosyjscy historycy przyszłości osądzą Putina najsurowiej właśnie za to, że nieprzemyślanymi działaniami politycznymi nie tylko nie „przywrócił Kijowa do macierzy”, tylko odwrotnie – doprowadził do rozpoczęcia procesów, realnie niszczących ukraińskie poczucie jakiejkolwiek wspólnoty z Rosją i jakiegokolwiek sentymentu do tej wspólnoty. Poczucie, które po Majdanie było mocno osłabione, ale jednak trwało. I wraz z zachowanymi rosyjskimi wpływami innego rodzaju mogło w przyszłości, przy sprzyjających okolicznościach, posłużyć do kolejnej próby jakiegoś związania Kijowa z Moskwą. Rosyjska agresja to uniemożliwiła, i Putin zaczął przecinać te więzy, które teraz tnie Poroszenko.
I są to związki Ukrainy nie tylko z Kremlem, ale z Rosją jako taką. Z każdą Rosją. A więc i tą jak najbardziej demokratyczną. I nie może być inaczej. Bo przecież Ukraina ma być niepodległym państwem, ma być od każdej możliwej Rosji niezależna duchowo. A ewentualne utożsamianie się Ukraińców z czymkolwiek rosyjskim, nawet z rosyjską opozycją oznaczałoby, że Ukraina duchowo niezależna nie jest.
To oczywiście boli rosyjskich demokratów. Ich rozgoryczenie, powtórzmy, jest najzupełniej zrozumiałe. Dają też temu rozgoryczeniu coraz częściej wyraz, i popularność Ukrainy w ich kręgach spada.
Ale też trudno nie rozumieć, iż polityczny rdzeń Ukraińców chce, żeby ich kraj był niezależnym, narodowym państwem, a nie jakąś alternatywną wobec putinowskiej, demokratyczną Rosją. Więc muszą ciąć. A to, przy tak silnym jak dotąd, wielosetletnim zrostem ukraińskości z rosyjskością, musi bardzo boleć.
Zrozummy więc obie strony. I zadumajmy się nad szczęściem, jakim był dla nas fakt, że najpierw mieliśmy 20 lat niepodległości, a potem przynajmniej nie weszliśmy w skład ZSRR. Bo gdyby nie to, wtedy ten obecny ukraińsko-rosyjski ból mógłby w jakiejś mierze dotyczyć i nas.
Strona 2 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/340754-blokada-rosyjskich-spolecznosciowek-kijow-chce-zerwac-wszelkie-wiezy-z-moskwa-nawet-jesli-to-bedzie-bolalo?strona=2