Kobiety zamieszkujące dzielnicę La Chapelle-Pajol w XVIII okręgu Paryża mają dość. Ich dzielnica zamieniła się w przeciągu ostatnich lat w tzw. strefę „no go” – imigranci koczują w parkach, na chodnikach i okupują miejscowe kawiarnie i bary narzucając swoje reguły gry. Dla kobiet oznacza to – jak opisuje dziennik „Le Parisien” - ciągłe molestowanie seksualne, wyzwiska i obelgi.
Niektóre kobiety, a jest ich coraz więcej, przestały w ogóle wychodzić z domu. Inne, wysiadając z metra spuszczają głowy i próbują dotrzeć do domu, nie zwracając na siebie uwagi. Do tego dochodzi handel narkotykami, kradzieże. „Od godziny 16 mężczyźni w wieku 15 do 22 lat okupują klatkę schodową mojego bloku, handlując narkotykami. Moja 17-letnia córka jest ciągle przez nich nagabywana. Życie tu stało się nie do zniesienia” – opowiada Laurence, jedna z mieszkanek dzielnicy w rozmowie z „Le Parisien”.
„Gdy poruszam się po dzielnicy czuję się jak kawałek mięsa. Wołają do mnie, że jestem brudną szmatą, którą chcą wy…ać. Moja 80-letnia sąsiadka nie wychodzi już z domu po tym jak imigranci usiłowali ją zgwałcić” – mówi 20-letnia Julia, studentka. A jej sąsiadka Hayatte dodaje: „Nie noszę już makijażu poza domem, bo boję się, że któryś się przyczepi. Udaję, że rozmawiam przez telefon, gdy idę ulica, by nie zwracać na siebie uwagi. Wszędzie walą się śmieci. Brud i smród są wszechobecne”.
„Poruszanie się po dzielnicy stało się dla nas kobiet bardzo trudne. Kawiarnia w mojej kamienicy była kiedyś bardzo fajnym miejscem, gdzie często chodziłam na kawę. Teraz są tam wyłącznie mężczyźni. Gdy tylko mijam kawiarnię jestem obrażana, wyzywana od najgorszych. Czasami wystarczy, że pojawię się w oknie mojego mieszkania, a z dołu płynie strumień obelg. Żyję praktycznie zabarykadowana w moim mieszkaniu” – dodaje 38-letnia Claire.
Dzielnica La Chapelle-Pajol jest jednym z imigranckich gett francuskiej stolicy. To tu mieszczą się siedziby organizacji broniących praw azylantów, dlatego zbierają się tu wszyscy ci, którzy wcześniej przebywali na terenie zlikwidowanego obozu dla imigrantów w Calais. W ubiegłym roku policja rozwiązała tu kilka dzikich obozowisk, skupionych wokół stacji metra La Chapelle. Ci, którzy zostali koczują pod gołym niebem. W niektórych miejscach kłębią się dzień w dzień setki mężczyzn z Afryki i krajów arabskich. Merostwo ma świadomość problemu, ale nie za bardzo wie co z nim zrobić.
Dlatego kobiety dzielnicy wystosowały za pośrednictwem organizacji SOS La Chapelle i Demain La Chapelle petycję do prezydenta Emmanuela Macrona, paryskiego merostwa i prokuratora generalnego, w której twierdzą, że „kobiety to gatunek zagrożony wyginięciem w XVIII okręgu Paryża. „Mężczyźni, którzy okupują dzielnicę i zajmują się rożnego rodzaju handlem – fałszywymi dokumentami, narkotykami, żywym towarem - nam codziennie sygnalizują, że nie jesteśmy tu mile widziane. W kawiarniach nie ma już kobiet. Na ulicach nie bawią się dzieci. Niektóre z nas ze strachu zamykają się w domach. Domagamy się poszanowania naszych praw i zwiększenia obecności policyjnej w dzielnicy” – piszą. Petycję w przeciągu zaledwie 48 godzin podpisało prawie 20 tys. osób.
W piątek kilka tysięcy kobiet wyszło na ulice w proteście przeciwko ich zdaniem „niegodnym warunkom życia” w dzielnicy La Chapelle-Pajol. Poparła ich przewodnicząca regionu Île-de-France, polityk centroprawicowej partii „Les Républicains” Valérie Pécresse. Zaapelowała do Emmanuela Macrona, by pomógł kobietom. „To nie może dłużej tak trwać” – podkreśliła. Demonstrację kobiet oprotestowywały organizacje lewicowe. Według nich petycja i protest kobiet to „rasistowska manipulacja”. „Seksizm nie ma koloru ani pochodzenia” – skandowali. Oraz: „Feminizm to nie rasizm”.
Dla radnego centroprawicy w XVIII okręgu Paryża Pierre’a Lisca dzielnica La Chapelle-Pajol to „czarna dziura w samym sercu Paryża”. „Koncentrują się tu wszystkie problemy stolicy – kradzieże, handel narkotykami, koczujący imigranci. Martwię się o tutejsze kobiety, bo ich sytuacja jest bardzo trudna” – zaznacza.
W piątek wieczorem merostwo Paryża i prefektura policji wydały w końcu wspólny komunikat, w którym wyraziły „determinację, by rozwiązać problem”. Tymczasem lewicowe media, jak dziennik „Libération”, uruchomiły wszystkie siły, by zrobić z kobiet zamieszkujących dzielnicę La Chapelle-Pajol histeryczne wariatki. „W końcu także biali Francuzi molestują kobiety seksualnie” - przekonuje „Libération”, nie ma to więc nic wspólnego z brakiem integracji imigrantów. Eksperyment wielokulturowości się udał, zdarzają się tylko czasami pewne wypaczenia.
W 2011 roku ówczesny prezydent Francji Nicolas Sarkozy słusznie zauważył, że kraje takie jak Francja, Niemcy czy Wielka Brytania za bardzo skupiały się na tożsamości osoby, która do nich przyjeżdżała, zamiast na tożsamości kraju, który udzielał jej gościny. Brak starań o zintegrowanie imigrantów doprowadziło do powstania gett, w których przybysze żyją według własnych zasad, opartych na pogardzie dla kultury Zachodu. I to się wyraża w ich stosunku do kobiet. A gospodarze nie mogą im tego zabronić, by nie złamać zasad politycznej poprawności.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/340738-wielokulturowosc-w-praktyce-xviii-okreg-paryza-strefa-no-go-dla-kobiet-boimy-sie-wyjsc-z-domow-jestesmy-ciagle-nagabywane-wyzywane-obrazane