Wynik wyborów prezydenckich we Francji nie jest niespodzianką. Tą mogą okazać się dopiero czerwcowe wybory parlamentarne, w których wszystkie główne siły polityczne, wraz z nowym ugrupowaniem Emanuela Macrona „En Marche” idą łeb w łeb.
Z polskiego punktu widzenia wybór między plastikowym i niechętnym Polsce Macronem, a prorosyjską Marine Le Pen był niczym wybór między dżumą a cholerą. Co więcej, oboje rywale stanowią potencjalne zagrożenie dla przyszłości Unii Europejskiej. Pomimo, że zwycięstwo Macrona przedstawiane jest jako zwycięstwo wspólnej Europy (poseł Jan Grabiec wygłosił nawet bardzo zabawną opinię, że triumf Macrona jest przejawem dobrej energii promieniującej z sobotniego Marszu Wolności w Warszawie), to w rzeczywistości jest zupełnie inaczej. Francuzi nie chcą takiej Unii, jaką mamy dziś. Z tym, że jedni (Front Narodowy) najchętniej by ją w ogóle porzucili, a inni (Macron) rozmontowali i zbudowali w jej miejsce ekskluzywny klub dla wybranych państw zachodniej Europy.
Zwycięstwo Macrona to sygnał, że Francja będzie chciała demontażu dotychczasowej Unii i powstania Europy dwóch prędkości. Nie będzie w niej miejsca dla państw naszego regionu, o ile nie podporządkują się one polityce wyznaczanej w stolicach zachodniej Europy. Nieprzypadkowo Macron atakował podczas kampanii wyborczej Polskę: zarówno politycznie, jak i – przede wszystkim – ekonomicznie, domagając się de facto likwidacji jednej z fundamentalnych zasad Unii, jaką jest swoboda przepływu kapitału. Takie państwa jak Polska, rywalizujące z Francją jakością i ceną pracy drażnią Paryż, który najchętniej pozbyłby się ich konkurencji.
Co ciekawe Macron zachowuje się podobnie jak brytyjski populista Nigel Farage w przeddzień Brexitu. Mówiąc o imigrantach, atakuje przybyszy z Polski (wcale nie tak licznych jak w Wielkiej Brytanii), a za to unika jak ognia dyskusji o imigracji z Afryki czy Bliskiego Wschodu. Dzięki temu nie naraża się na zarzuty rasizmu czy dyskryminacji, Polaka jako Europejczyka znacznie łatwiej przecież bić niż Algierczyka czy Syryjczyka. Tyle, że jest to omijanie zasadniczego problemu, przed którym stoi dziś Francja i wiele państw Unii Europejskiej.
Dlatego też zgadzam się z naszą redakcyjną koleżanką Aleksandrą Rybińską, znakomitą znawczynią Francji, że wygrana Macrona może okazać się wstępem do triumfu Marine Le Pen w wyborach za pięć lat. Tyle, że dla Polski nie są to dobre wiadomości.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/338716-zwyciestwo-emanuela-macrona-rowniez-moze-zagrozic-przyszlosci-unii-europejskiej