Zwycięzca I tury wyborów prezydenckich we Francji zapowiedział w wywiadzie z lokalnym dziennikiem „La Voix du Nord” sankcje dla Polski za to, że nasz kraj proponuje lepsze warunki (niższe koszty pracy) dla zagranicznych firm. Macron poruszył kwestię sankcji po spotkaniu ze strajkującymi pracownikami zakładów Whirlpool, które zostaną najpóźniej w 2018 r. zamknięte ze względu na przeniesienie produkcji do Łodzi. 290 osób ma iść na bruk.
Powodem sankcji miałaby być „polityka dumpingu i niezgodności z wartościami Unii Europejskiej” rządu w Warszawie. „W ciągu trzech miesięcy po moim wyborze sankcje mają być wykonane na Polsce. Stawiam na stole swoją odpowiedzialność. Nie możemy tolerować kraju, który w Unii Europejskiej rozgrywa różnice kosztów społecznych i który narusza wszystkie zasady Unii (…) Chcę, aby przypadkowi Polski przyjrzano się w sposób całościowy. I aby w kwestiach dotyczących praw i wartości Unii Europejskiej wprowadzono sankcje” – zadeklarował Macron.
Jego słowa należy rozpatrywać w kontekście kampanii przed II turą wyborów prezydenckich. Problem zakładów Whirlpool w Amiens stał się jedną z głównych osi tej kampanii, i to za sprawą kandydatki Frontu Narodowego Marine Le Pen, która odwiedził strajkujących robotników w środę i obiecała, że ocali zakłady.
Macron nie miał początkowo zamiaru odwiedzać fabryki, bowiem tamtejsi robotnicy nie są zbyt przyjaźnie nastawieni do polityków jego pokroju, czyli przedstawicieli globalistycznych elit, których czynią bezpośrednio odpowiedzialnym za swoją sytuację. Na dodatek Macron był ministrem gospodarki w latach 2012 -2016, więc rzeczywiście jest co najmniej po części osobiście odpowiedzialny za degrengoladę francuskiego przemysłu.
Zręcznie zorkiestrowana akcja Le Pen zmusiła go jednak do spotkania ze strajkującymi. Le Pen została przywitana owacjami na stojąco, Macron zaś został wygwizdany. Było słychać okrzyki: „Marine na prezydenta!” Atmosfera była bardzo napięta. Le Pen po raz kolejny podkreśliła, że jest on kandydatem „oligarchii” i zwolennikiem „dzikiej globalizacji”. Na dodatek kandydat ruchu „En Marche!” bez ogródek zadeklarował, że nie jest w stanie obiecać strajkującym, że fabryka nie zostanie zamknięta. Chciał w ten sposób uniknąć tego samego błędu, który popełnił jego mentor François Hollande.
Ten obiecał na początku swej prezydentury w 2012 roku strajkującym robotnikom huty stali ArcelorMittal we Florange, że nie zostanie ona zlikwidowana, a oni zachowają pracę. Obietnicy nie dotrzymał. ArcelorMittal po prostu zatrzymał produkcję. Macron był wówczas sekretarzem generalnym Pałacu Elizejskiego. Zamknięcie huty we Florange przez miesiące było głównym tematem w mediach, a słupki poparcia prezydenta Socjalisty zaczęły spadać i się już nie podniosły.
Wizyta w Amiens zakończyła się wizerunkową porażką dla Macrona, która odbiła się wyraźnie w sondażach – stracił aż 2 proc. poparcia wobec Le Pen. W przeciągu zaledwie dwóch dni. A nie będzie mu tak łatwo pokonać Le Pen jak Jacques Chirac pokonał jej ojca w 2002 roku. Kandydatka Frontu Narodowego może liczyć na co najmniej 40 proc. głosów w II turze, jeśli nie więcej. Dlatego Macron postanowił zagrać na naiwności i emocjach wyborców obiecując – nie mniej nie więcej – zemstę za delokalizację zakładów w Amiens do Polski.
Stracicie wprawdzie pracę, ale ja zadbam o to, że Polska zostanie za to ukarana, i zadbam o to, by to się już więcej nie powtórzyło. Narodowy interes Francji ma pierwszeństwo, a od unijnych partnerów oczekujemy….. No czego właściwie? Że wezmą to pod uwagę i będą solidarni? Ta narracja ma szczególnie przekonać lewicowy elektorat, który jest Macronowi niezbędny do wygrania II tury. Chodzi szczególnie o wyborców Jean-Luca Melenchona, którzy są wyraźnie antyglobalistyczni i kandydatowi „En marche!” mało przychylni. A Melenchon zdobył w I turze aż 19,2 proc.głosów
Nie rozwiąże to oczywiście problemu zakładów w Amiens, które mogłoby uratować tylko upaństwowienie, czyli duży zastrzyk publicznych pieniędzy. Na to Macron, który chce przeprowadzić jako prezydent liberalne gospodarcze reformy, się nie zdobędzie. Groźby ukarania Polski są więc wyborczym oszustwem, skierowanym do elektoratu o dużej wrażliwości społecznej. Taką populistyczną zagrywką.
Na dodatek, jak pokazują twarde dane francuskiego urzędu statystycznego (INSEE) zaledwie 4,2 proc. firm działających we Francji przeniosło w latach 2009-2015 swoją produkcję do innego kraju europejskiego. Co innego do Chin czy Bangladeszu. To nie tu leży problem i Macron dobrze o tym wie. Poza tym karanie firm czy krajów za to, że korzystają ze wspólnego europejskiego rynku i wolnego przepływu kapitału, osób i towarów, jest samo w sobie absurdalne. Żadnych sankcji więc za to nikt na Polskę nie nałoży. A nie ma w polityce nic gorszego niż groźby bez pokrycia.
Także o tym Macron wie, więc mówił o ukaraniu Polski za łamanie zasad praworządności. O tym mówiło jednak już wielu innych polityków w Europie, z przedstawicielami Komisji Europejskiej na czele, i jak na razie słabo im to wychodzi.
Nie ulega oczywiście kwestii, że tym europejskim elitom Macron chciałby się przypodobać. I to jest drugi element, który tłumaczy jego idiotyczny atak na Polskę. Kandydat centrysta jest zadeklarowanym zwolennikiem pogłębienia integracji europejskiej, eurofilem jak sam siebie określa, i chce zacieśnienia współpracy w ramach strefy euro, a co za tym idzie ustanowienia rządu Eurostrefy, która zostałaby wyposażona we własny budżet.
Kryje się za tym odwieczne żądanie paryskich elit uwspólnotowienia długu, czyli dalszego pogłębienia unii transferowej. Będą mu do tego potrzebne Niemcy, podobnie jak do ustanowienia „Europy dwóch prędkości”, o której również lubi mówić, bowiem taka konstrukcja wymaga od Berlina gotowości do dalszego utrzymywania państw Europy Południowej oraz zwiększenia wewnętrznych inwestycji kosztem oszczędności, by pobudzić wzrost gospodarczy w strefie euro.
Wspólna waluta, która była pomysłem francuskim, dziś odbija się Paryżowi czkawką. Francuski eksport stale słabnie, a pod względem konkurencyjności kraj został dawno prześcignięty przez Niemcy, dla których przestał być równorzędnym partnerem. To Macron chciałby zmienić, ale nie uda mu się to, jeśli Francja nie podniesie się gospodarczo z kolan.
Żadne sankcje nałożone na Polskę, wszystko jedno za co, mu w tym nie pomogą. Jednocześnie Macron się zdemaskował – jako wychowanek Hollande’a i Partii Socjalistycznej. Dopiero w marcu premier Francji Bernard Cazeneuve ogłosił, że wspiera działania Komisji Europejskiej przeciwko Polsce. Maski opadły. Wiemy czego się spodziewać i to też ma swoje zalety.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/337604-macron-atakuje-polske-czyli-jak-oszukac-wyborcow-grajac-na-narodowych-sentymentach-i-przypodobac-sie-unijnym-elitom