Istnieje ryzyko, że potencjalna prezydentura Macrona będzie torpedowana przez różne siły większości parlamentarnych, a sam prezydent będzie musiał lawirować między prawica i lewicą, przedstawiając propozycje raz zgodne z jedną, a raz z drugą linią. Takie balansowanie może się okazać tym trudniejsze, iż w Partii Socjalistycznej rysuje się powoli rozłam, który może nawet doprowadzić do rozpadu partii. Posłowie jej liberalnego skrzydła mogą dołączyć do Macrona, pozostali, których łączą klientelistyczne więzi ze związkami zawodowymi, zrobią co w ich mocy by mu przeszkodzić, a Republikanie Fillona będą próbowali stworzyć sobie w przeciągu tych pięciu lat podwaliny pod zwycięstwo w wyborach prezydenckich w 2022 roku.
Także społeczne poparcie, którym się cieszy Macron jest w zasadzie niewielkie. Z takim wynikiem (23,75 proc. głosów) w pierwszej turze w obu poprzednich wyborach nie przeszedłby do kolejnej. Ponad 40 procent Francuzów oddało swój głos na dwóch kandydatów wyraźnie antysystemowych i eurosceptycznych, sprzeciwiających się globalizacji, której orędownikiem jest Macron: Jean-Luca Mélenchona i Marine Le Pen. To pokazuje, że Francuzi chcą zmiany, ale nie są jeszcze gotowi na radykalny zwrot. Za pięć lat, tym bardziej jeśli prezydentura Macrona okaże się słaba, a na to się zapowiada, sprawy mogą wyglądać zupełnie inaczej. Bo to, że Macron wygra II turę wyborów prezydenckich jest bardziej niż prawdopodobne. Znów tworzy się tradycyjny „Front Republikański” (może po raz ostatni) przeciwko kandydatce FN. Z sondaży wynika jednoznacznie, że Macron pokona Le Pen stosunkiem głosów 60 do 40 (sondaż Opinionway dla „Le Figaro” daje Macronowi 61 a Le Pen 39 proc. poparcia w II turze).
Francuska scena polityczna już nigdy nie będzie jednak taka sama: Jeszcze ani razu w historii V Republiki nie zdarzyło się, żeby w drugiej turze wyborów nie było kandydata socjalistów ani konserwatystów. Republikanie Fillona, podobnie jak on sam, już wyciągnęli wnioski z porażki i szukają nowych twarzy, które pociągną kampanię parlamentarną. Partię czeka poważna przebudowa. Będzie to zapewne oznaczać przejście na bardziej radykalne pozycje. Podobnie ponure są nastroje u Socjalistów. Ich kandydat, Benoît Hamon, we własnym okręgu wyborczym nie przekroczył 12 proc. głosów i został pokonany przez Marine Le Pen.
Były premier Manuel Valls podsumował to, co wszyscy w partii myślą: „To koniec pewnej epoki. Od lat jesteśmy podzieleni w kwestiach gospodarczych, Europy, reform. Jaki to ma sens byśmy byli razem?” Prezydentura Macrona może się więc okazać ostatnim etapem na drodze upadku tradycyjnej, dwupartyjnej demokracji we Francji, opartej na podziale lewica-prawica. Jakby na to nie spojrzeć, partie populistyczne cieszą się obecnie największym poparciem we Francji. Ci, którzy westchnęli z ulgą po zwycięstwie Macrona w I turze, powinni o tym pamiętać.
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Istnieje ryzyko, że potencjalna prezydentura Macrona będzie torpedowana przez różne siły większości parlamentarnych, a sam prezydent będzie musiał lawirować między prawica i lewicą, przedstawiając propozycje raz zgodne z jedną, a raz z drugą linią. Takie balansowanie może się okazać tym trudniejsze, iż w Partii Socjalistycznej rysuje się powoli rozłam, który może nawet doprowadzić do rozpadu partii. Posłowie jej liberalnego skrzydła mogą dołączyć do Macrona, pozostali, których łączą klientelistyczne więzi ze związkami zawodowymi, zrobią co w ich mocy by mu przeszkodzić, a Republikanie Fillona będą próbowali stworzyć sobie w przeciągu tych pięciu lat podwaliny pod zwycięstwo w wyborach prezydenckich w 2022 roku.
Także społeczne poparcie, którym się cieszy Macron jest w zasadzie niewielkie. Z takim wynikiem (23,75 proc. głosów) w pierwszej turze w obu poprzednich wyborach nie przeszedłby do kolejnej. Ponad 40 procent Francuzów oddało swój głos na dwóch kandydatów wyraźnie antysystemowych i eurosceptycznych, sprzeciwiających się globalizacji, której orędownikiem jest Macron: Jean-Luca Mélenchona i Marine Le Pen. To pokazuje, że Francuzi chcą zmiany, ale nie są jeszcze gotowi na radykalny zwrot. Za pięć lat, tym bardziej jeśli prezydentura Macrona okaże się słaba, a na to się zapowiada, sprawy mogą wyglądać zupełnie inaczej. Bo to, że Macron wygra II turę wyborów prezydenckich jest bardziej niż prawdopodobne. Znów tworzy się tradycyjny „Front Republikański” (może po raz ostatni) przeciwko kandydatce FN. Z sondaży wynika jednoznacznie, że Macron pokona Le Pen stosunkiem głosów 60 do 40 (sondaż Opinionway dla „Le Figaro” daje Macronowi 61 a Le Pen 39 proc. poparcia w II turze).
Francuska scena polityczna już nigdy nie będzie jednak taka sama: Jeszcze ani razu w historii V Republiki nie zdarzyło się, żeby w drugiej turze wyborów nie było kandydata socjalistów ani konserwatystów. Republikanie Fillona, podobnie jak on sam, już wyciągnęli wnioski z porażki i szukają nowych twarzy, które pociągną kampanię parlamentarną. Partię czeka poważna przebudowa. Będzie to zapewne oznaczać przejście na bardziej radykalne pozycje. Podobnie ponure są nastroje u Socjalistów. Ich kandydat, Benoît Hamon, we własnym okręgu wyborczym nie przekroczył 12 proc. głosów i został pokonany przez Marine Le Pen.
Były premier Manuel Valls podsumował to, co wszyscy w partii myślą: „To koniec pewnej epoki. Od lat jesteśmy podzieleni w kwestiach gospodarczych, Europy, reform. Jaki to ma sens byśmy byli razem?” Prezydentura Macrona może się więc okazać ostatnim etapem na drodze upadku tradycyjnej, dwupartyjnej demokracji we Francji, opartej na podziale lewica-prawica. Jakby na to nie spojrzeć, partie populistyczne cieszą się obecnie największym poparciem we Francji. Ci, którzy westchnęli z ulgą po zwycięstwie Macrona w I turze, powinni o tym pamiętać.
Strona 2 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/337326-jesli-macron-wygra-wybory-czeka-go-bardzo-trudna-prezydentura-to-koniec-pewnej-epoki-we-francuskiej-polityce-analiza?strona=2