Choć wiele rzeczy tutaj wyda nam się zupełnie obcych, to do Meksyku warto przyjechać, by poznać bogactwo tamtej kultury i zachwycić się przepięknymi widokami. Kraj ten boryka się jednak nadal z poważnymi problemami.
Tutaj nie chodzi tylko o mur na granicy z USA, o którym „El Pais” pisze, że „bardziej niż konstrukcją, jest symbolem”. Gazeta twierdzi, że służy on prezydentowi Trumpowi do celów politycznych i że to jest jego „credo”, dzięki któremu wygrał wybory. Co myślą o nim sami Meksykanie? Myrna, którą poznaliśmy w Meksyku zauważa, że naród meksykański jest przeciwny budowie muru dzielącego oba kraje. -Meksyk stara się wszelkimi sposobami opóźnić jego budowę. Uważamy, że nasz naród jest godny szacunku i choć nie potrzebujemy Ameryki aby żyć, to potrzebujemy naszych wzajemnych relacji jako sąsiadów, aby ubogacać się i rozwijać we wzajemnym poszanowaniu- podkreśla nasza rozmówczyni.
Meksykański „klimat”
Życie codzienne w Meksyku nie należy do najłatwiejszych. Fala przemocy dotyka wszystkie warstwy społeczne. Źle funkcjonuje też władza sądownicza i często zapadają wyroki skazujące niewinnych ludzi na długoletnie więzienie. Ponad 90 procent oskarżonych w czasie trwania procesu ani razu nie widzi sędziego prowadzącego sprawę. W większości spraw nie ma też dowodów rzeczowych, lecz pomimo to 95 proc. procesów kończy się wyrokami skazującymi. Tak mówią sami Meksykanie, których spotykamy w Monterrey. Podkreślają, że palącym problemem jest tu również bieda, która dotyka wiele rodzin, z trudem łączących koniec z końcem. Sytuacja materialna zmusza ich do posyłania własnych dzieci do pracy. Na ulicach widać, jak wiele z nich sprzedaje różne produkty. Te zaś są przeludnione, szczelnie pozatykane małymi straganami i sklepikami. Na chodnikach widzimy młode matki z dziećmi, przyrządzające na podręcznych kuchniach tacos czy burritos. Zgiełk uliczny przeplata się tutaj z okrzykami wszechobecnych, uporczywych straganiarzy, którzy chcą turystom sprzedać wszystko. Czy chcesz czy nie chcesz i tak będą chodzić za tobą jak cień. Najtrudniej opędzić się od nich pod azteckimi piramidami. –Amigo, amigo, dwie figurki, tysiąc peso. Bierz, tanio. Tysiąc peso dawaj- biegnie za mną jeden z nich. –Nie chcę- rzucam i staram się go wyminąć. Nie daje za wygraną, co chwilę pojawia się obok i nie daje spokoju. Gdy choć na chwilę uda się go zgubić, już biegnie następny. -Kolczyki, pięćset peso, masz, kupuj- stara się o zarobek starszy Meksykanin. Gdy widzi, że nie jestem zainteresowany, cena spada za chwilę do 400 peso, a później do 150 i dorzuca gratis jeszcze bransoletkę. W Monterrey trudno znaleźć przejście dla pieszych, bo ich po prostu nie ma. Ludzie przechodzą między jadącymi samochodami i nikt z kierowców na nich nie zważa. Podobnie jest w stolicy. Mimo, że zdarzają się tutaj przejścia z sygnalizacją świetlną, ludzie i tak przechodzą na czerwonym i nikogo to nie dziwi. –Tutaj nie ma szkół nauki jazdy. Uczysz się sam. Prawo jazdy kupuje się w urzędzie, im dasz więcej pieniędzy, tym na dłuższy czas wystarczy. Na drodze nie ma zasady prawej ręki, każdy jedzie jak chce, aż dziwi, że jakoś nie ma tu tak wiele wypadków- mówi nam Tomasz Świątek, który mieszka w Meksyku od 25 lat. Na co dzień jest przewodnikiem, starającym się przybliżyć turystom przybywającym z Polski historię prekolumbijskich cywilizacji i ich dorobek kulturowy. –Tutaj życie toczy się na ulicy, domy traktowane są głównie jak sypialnie. Stąd ich właściciele nie za bardzo o nie dbają- mówi Świątek. I faktycznie zarówno w Monterrey, jak i Mexico City w oczy rzuca się duży kontrast. Pomiędzy ocalałymi, zabytkowymi budowlami znajdują się często koszmarne budynki, przypominające bardziej slumsy lub baraki niż domy mieszkalne.
Wciąż niebezpiecznie
Przewodnik radzi przybywającym do stolicy Meksyku, by dla bezpieczeństwa chodzili po mieście w kilka osób, a wieczorem raczej nie wychodzili z hotelu. Podkreśla, że nie wolno afiszować się tutaj z drogim sprzętem fotograficznym i zapuszczać w cieszące się złą sławą dzielnice. Maciej Pośpiech przyjechał do Meksyku w 2008 roku, po obronie pracy magisterskiej z filologii francuskiej na Uniwersytecie Pedagogicznym w Krakowie. Szukając pracy natrafił na ogłoszenie w Monterrey, gdzie poszukiwana była osoba z jego kwalifikacjami. Nie wahał się długo, choć jak podkreśla nie znał języka i nigdy nie był wcześniej w Meksyku. -Postanowiłem z początku przyjechać tu tylko na 10 miesięcy, czyli pełen rok szkolny- mówi nam Pośpiech. Szybko czas ten się przedłużył. Dziś wykłada na dwóch uczelniach w Monterrey- Politechnice i Uniwersytecie Katolickim. -Żyje mi się tu dobrze, na razie nie planuję powrotu do kraju- dodaje nasz rozmówca. Gdy przyjechał do Monterrey w mieście wciąż było bardzo niebezpiecznie. I choć, jak powtarza, do pewnych dzielnic nadal w ogóle nie chodzi i boi się, gdy widzi na masce przejeżdżającego samochodu „świętą śmierć” –szkielet kobiety z kosą, która symbolizuje „świętego” wszystkich gangów narkotykowych- to w ostatnich latach zrobiło się tutaj i tak znacznie bezpieczniej. –Jeszcze 3-4 lata temu o każdej porze dnia i nocy były w Monterrey strzelaniny. Słyszało się codziennie o kolejnych 5, 15 a nawet 45 zabitych. Teraz słyszy się raz na dwa tygodnie o jednej zabitej osobie- mówi nasz rozmówca. Karnacja i ubiór zdradzają tutaj turystów z Europy. Często widać, jak miejscowi przyglądają się im. Tomasz Świątek odradza korzystanie z taksówek, szczególnie wieczorem. Podkreśla, że nieraz słyszał, że w stolicy Meksyku taki kurs nie kończy się często dobrze dla wielu osób, które są po prostu okradane, a na pomoc policji nie można tutaj liczyć. –Nie pomogą, lepiej nie mieć z nimi nic do czynienia, bo jeszcze skażą ciebie za nic, a prawdziwych winnych nie będą szukać. Władze są tutaj skorumpowane- wyjaśnia nasz przewodnik.
Dalszy ciąg na następnej stronie
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Choć wiele rzeczy tutaj wyda nam się zupełnie obcych, to do Meksyku warto przyjechać, by poznać bogactwo tamtej kultury i zachwycić się przepięknymi widokami. Kraj ten boryka się jednak nadal z poważnymi problemami.
Tutaj nie chodzi tylko o mur na granicy z USA, o którym „El Pais” pisze, że „bardziej niż konstrukcją, jest symbolem”. Gazeta twierdzi, że służy on prezydentowi Trumpowi do celów politycznych i że to jest jego „credo”, dzięki któremu wygrał wybory. Co myślą o nim sami Meksykanie? Myrna, którą poznaliśmy w Meksyku zauważa, że naród meksykański jest przeciwny budowie muru dzielącego oba kraje. -Meksyk stara się wszelkimi sposobami opóźnić jego budowę. Uważamy, że nasz naród jest godny szacunku i choć nie potrzebujemy Ameryki aby żyć, to potrzebujemy naszych wzajemnych relacji jako sąsiadów, aby ubogacać się i rozwijać we wzajemnym poszanowaniu- podkreśla nasza rozmówczyni.
Meksykański „klimat”
Życie codzienne w Meksyku nie należy do najłatwiejszych. Fala przemocy dotyka wszystkie warstwy społeczne. Źle funkcjonuje też władza sądownicza i często zapadają wyroki skazujące niewinnych ludzi na długoletnie więzienie. Ponad 90 procent oskarżonych w czasie trwania procesu ani razu nie widzi sędziego prowadzącego sprawę. W większości spraw nie ma też dowodów rzeczowych, lecz pomimo to 95 proc. procesów kończy się wyrokami skazującymi. Tak mówią sami Meksykanie, których spotykamy w Monterrey. Podkreślają, że palącym problemem jest tu również bieda, która dotyka wiele rodzin, z trudem łączących koniec z końcem. Sytuacja materialna zmusza ich do posyłania własnych dzieci do pracy. Na ulicach widać, jak wiele z nich sprzedaje różne produkty. Te zaś są przeludnione, szczelnie pozatykane małymi straganami i sklepikami. Na chodnikach widzimy młode matki z dziećmi, przyrządzające na podręcznych kuchniach tacos czy burritos. Zgiełk uliczny przeplata się tutaj z okrzykami wszechobecnych, uporczywych straganiarzy, którzy chcą turystom sprzedać wszystko. Czy chcesz czy nie chcesz i tak będą chodzić za tobą jak cień. Najtrudniej opędzić się od nich pod azteckimi piramidami. –Amigo, amigo, dwie figurki, tysiąc peso. Bierz, tanio. Tysiąc peso dawaj- biegnie za mną jeden z nich. –Nie chcę- rzucam i staram się go wyminąć. Nie daje za wygraną, co chwilę pojawia się obok i nie daje spokoju. Gdy choć na chwilę uda się go zgubić, już biegnie następny. -Kolczyki, pięćset peso, masz, kupuj- stara się o zarobek starszy Meksykanin. Gdy widzi, że nie jestem zainteresowany, cena spada za chwilę do 400 peso, a później do 150 i dorzuca gratis jeszcze bransoletkę. W Monterrey trudno znaleźć przejście dla pieszych, bo ich po prostu nie ma. Ludzie przechodzą między jadącymi samochodami i nikt z kierowców na nich nie zważa. Podobnie jest w stolicy. Mimo, że zdarzają się tutaj przejścia z sygnalizacją świetlną, ludzie i tak przechodzą na czerwonym i nikogo to nie dziwi. –Tutaj nie ma szkół nauki jazdy. Uczysz się sam. Prawo jazdy kupuje się w urzędzie, im dasz więcej pieniędzy, tym na dłuższy czas wystarczy. Na drodze nie ma zasady prawej ręki, każdy jedzie jak chce, aż dziwi, że jakoś nie ma tu tak wiele wypadków- mówi nam Tomasz Świątek, który mieszka w Meksyku od 25 lat. Na co dzień jest przewodnikiem, starającym się przybliżyć turystom przybywającym z Polski historię prekolumbijskich cywilizacji i ich dorobek kulturowy. –Tutaj życie toczy się na ulicy, domy traktowane są głównie jak sypialnie. Stąd ich właściciele nie za bardzo o nie dbają- mówi Świątek. I faktycznie zarówno w Monterrey, jak i Mexico City w oczy rzuca się duży kontrast. Pomiędzy ocalałymi, zabytkowymi budowlami znajdują się często koszmarne budynki, przypominające bardziej slumsy lub baraki niż domy mieszkalne.
Wciąż niebezpiecznie
Przewodnik radzi przybywającym do stolicy Meksyku, by dla bezpieczeństwa chodzili po mieście w kilka osób, a wieczorem raczej nie wychodzili z hotelu. Podkreśla, że nie wolno afiszować się tutaj z drogim sprzętem fotograficznym i zapuszczać w cieszące się złą sławą dzielnice. Maciej Pośpiech przyjechał do Meksyku w 2008 roku, po obronie pracy magisterskiej z filologii francuskiej na Uniwersytecie Pedagogicznym w Krakowie. Szukając pracy natrafił na ogłoszenie w Monterrey, gdzie poszukiwana była osoba z jego kwalifikacjami. Nie wahał się długo, choć jak podkreśla nie znał języka i nigdy nie był wcześniej w Meksyku. -Postanowiłem z początku przyjechać tu tylko na 10 miesięcy, czyli pełen rok szkolny- mówi nam Pośpiech. Szybko czas ten się przedłużył. Dziś wykłada na dwóch uczelniach w Monterrey- Politechnice i Uniwersytecie Katolickim. -Żyje mi się tu dobrze, na razie nie planuję powrotu do kraju- dodaje nasz rozmówca. Gdy przyjechał do Monterrey w mieście wciąż było bardzo niebezpiecznie. I choć, jak powtarza, do pewnych dzielnic nadal w ogóle nie chodzi i boi się, gdy widzi na masce przejeżdżającego samochodu „świętą śmierć” –szkielet kobiety z kosą, która symbolizuje „świętego” wszystkich gangów narkotykowych- to w ostatnich latach zrobiło się tutaj i tak znacznie bezpieczniej. –Jeszcze 3-4 lata temu o każdej porze dnia i nocy były w Monterrey strzelaniny. Słyszało się codziennie o kolejnych 5, 15 a nawet 45 zabitych. Teraz słyszy się raz na dwa tygodnie o jednej zabitej osobie- mówi nasz rozmówca. Karnacja i ubiór zdradzają tutaj turystów z Europy. Często widać, jak miejscowi przyglądają się im. Tomasz Świątek odradza korzystanie z taksówek, szczególnie wieczorem. Podkreśla, że nieraz słyszał, że w stolicy Meksyku taki kurs nie kończy się często dobrze dla wielu osób, które są po prostu okradane, a na pomoc policji nie można tutaj liczyć. –Nie pomogą, lepiej nie mieć z nimi nic do czynienia, bo jeszcze skażą ciebie za nic, a prawdziwych winnych nie będą szukać. Władze są tutaj skorumpowane- wyjaśnia nasz przewodnik.
Dalszy ciąg na następnej stronie
Strona 1 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/335771-kartki-z-podrozy-do-meksyku-o-murze-zyciu-na-ulicy-wyjatkowym-klimacie-i-wielkim-sercu-mieszkancow-zdjecia