Sygnał płynący z Wersalu jest taki, że to duże państwa narzucają mniejszym swoją wolę. Wielcy gracze muszą wreszcie zrozumieć, że wszystkie państwa członkowskie UE są równe i nie da się przezwyciężyć podziałów uprawiając grę mocarstwową, bo to doprowadzi do dalszej fragmentacji wspólnoty
—mówi w rozmowie z portalem „wPolityce.pl” węgierski europoseł Fideszu György Schöpflin.
wPolityce.pl: W Wersalu odbyło się spotkanie przywódców Niemiec, Francji, Hiszpanii i Włoch. Była mowa o konieczności Europy dwóch, a może i kilku prędkości. Z drugiej strony mamy grupę Wyszehradzką, w szczególności Polskę i Węgry, postulującą reformę Unii i przestrzegania zasady równości wszystkich 27 państw. Co oznaczają te sprzeczne sygnały?
György Schöpflin: Gdybym wiedział, byłbym mądrzejszy. Mamy kilka różnych sił w Unii, które ciągną każda w swoją stronę. Brexit paradoksalnie zjednoczył pozostałe 27 państw. Zobaczymy co stanie się, gdy rzeczywiście rozpoczną się negocjacje nad przyszłością Unii. Myślę, że te pięć podstawowych stanowisk przedstawionych przez szefa KE Jean-Claude’a Junckera to takie „czyste” przykłady, w rzeczywistości tak nie będzie. Jednak myślę, że pomysł pogłębionej współpracy zaprezentowany w Wersalu jest jedną z możliwych dróg naprzód. Tyle, że ciężko będzie znaleźć choćby dziewięć państw, które będą gotowe współpracować we wszystkich kwestiach na tym samym poziomie zaangażowania. Będzie pogłębiona współpraca w niektórych dziedzinach, ale w innych nie. Wątpię też, by Unia się w najbliższym czasie zrosła w sensie Jeana Monneta, czyli „wszyscy wdrażają wszystko”. Nie jestem zresztą przekonany, że metoda Monneta ma rację bytu w XXI wieku. Potrzebujemy bardziej wyrafinowanego i elastycznego modelu. Kolejnym problemem jest tzw. technokratyczna integracja. Ciągle słyszymy: to jest nieuniknione. To jedyny sposób. Nie ma alternatywy. Śledziłem spór między Komisją Europejską a Polską. Timmermans podchodzi do niego jak prawdziwy technokrata, czyli w sposób legalistyczny. W rzeczywistości jednak nie ma żadnej podstawy prawnej do jego działań. To czysto polityczna zagrywka. Timmermans zapędził się więc w ślepy zaułek. Jeśli odpuści, poniesie porażkę. Będzie to związane z utratą twarzy. Alternatywą jest uruchomienie artykułu 7 TUE. Wtedy jednak także poniesie porażkę. Węgry złożą weto, ale pewnie nie tylko one. Inne, szczególnie małe kraje, pomyślą: a co jeśli my będziemy następni? Proszę sobie przypomnieć, jak skończył się bojkot Austrii przez Unię za czasów Haidera. Trzeba było znaleźć jakąś strategię wyjścia z tej blokady, blokady małego państwa przez duże. Wracając do Wersalu: sygnał płynący z tego spotkania jest taki, że to duże państwa narzucają mniejszym swoją wolę. To bardzo zły sygnał. Duże państwa decydujące o przyszłości Unii. Wielcy gracze muszą wreszcie zrozumieć, że wszystkie państwa członkowskie UE są równe i nie da się przezwyciężyć podziałów uprawiając grę mocarstwową, bo to doprowadzi do dalszej fragmentacji wspólnoty.
Czyli Europa różnych prędkości równa się rozpad Unii?
Nie, całkowita dezintegracja europejskiej wspólnoty na razie nam nie grozi. Na chwilę obecną, podkreślam. Sytuacja może wyglądać zupełnie inaczej za 20 lat. Myślę, że dalej będziemy mieli szeroką Unię, opartą na założeniach, pod którymi wszyscy będą mogli się podpisać. 225 tys. stron acquis communautaire, w takich dziedzinach jak ochrona konsumentów, rynek wewnętrzny czy ochrona środowiska. Gorzej z tak zwanym „wielkim projektem” europejskim. Tu pojawią się problemy. Jeśli federaliści jak mój kolega Guy Verhofstadt, będą na sile usiłowali stworzyć ponadnarodowe państwo europejskie, wtedy pojawi się opór. Ten opór już widzimy zresztą: Le Pen, Wilders itd. Mówią: nie takiej Europy chcemy. Polska prawica, czyli PiS, nie jest tak radykalna. Polska musi pozostać w Unii ze względu na Rosję. Dlatego jej konserwatywne elity są z zasady pro-europejskie. Inaczej jest w przypadku Węgier. Możemy pozwolić sobie na bardziej pragmatyczną postawę i grać na różne kierunki. To, że jednym z nich jest Rosja wynika w dużej mierze z naszej sytuacji energetycznej. Nie mamy surowców. Zależymy od dostaw rosyjskiego gazu. Będziemy budować drugi reaktor elektrowni atomowej w Paksie. Rosatom buduje elektrownie jądrowe na całym świecie, na bardzo korzystnych warunkach. Powiedzmy sobie szczerze: należałoby połączyć terminal LNG w Świnoujściu ze Słowacją i Węgrami. Ale nic się w tym kierunku nie dzieje. Chorwacja chce zbudować terminal LNG w Krku. Tyle, że dyskusje o tym trwają już od dobrych 20 lat. W konsekwencji wciąż wisimy na Rosji. Chcielibyśmy tę sytuację zmienić. Apelujemy więc do Polaków: nie budujcie tylko terminalu LNG w Świnoujściu, zbudujcie też interkonektory.
Jaką rolę w rysującej się na horyzoncie „nowej” Unii może odegrać Grupa Wyszehradzka? Czesi już dali do zrozumienia, że w przypadku Europy dwóch prędkości zamierzają przyłączyć się do twardego rdzenia. A V4 to według nich platforma służąca głownie wymianie informacji a nie tworzeniu wielkich strategii. To nie wróży dobrze na przyszłość…
Z powodów zupełnie niezrozumiałych dla przeciętnego Węgra relacje między Czechami a Polakami układają się trudno. My mamy problem ze Słowakami, ale to dlatego, że są zbyt podobni do nas (śmiech). Czesi lubią myśleć o sobie, że są częścią Zachodu, bo geograficznie ich kraj leży na Zachód od Wiednia. Jednak w wymiarze historycznym, kulturowym, socjologicznym są „pomiędzy” Wschodem a Zachodem. Nie należą w pełni ani do jednego obozu ani drugiego. Stąd może potrzeba przynależności do twardego rdzenia. A co najmniej potrzeba lawirowania między jednym a drugim, bo jednak te wartości, które Zachód nam w Europie Wschodniej narzucić, nie są koniecznie dobre. My mamy własne wartości. To, że te wartości są nam na dodatek narzucane siłą, budzi opór. Weźmy choćby homomałżeństwa. Osobiście mnie ten temat nie interesuje, ale ja jestem z pokolenia z przed 68 roku. Faktem jest, że ta kulturowa i socjalna agenda lewicy jest odrzucana przez społeczeństwa w Europie Środkowej i Wschodniej. Zresztą narzucanie rożnych rozwiązań kulturowych Wschodowi przez Zachód ma długą tradycję. Tak było z reformacją w XVI wieku. Nie przyjęła się. Podobnie było z Oświeceniem i absolutyzmem. To rodzi pytanie: co z naszą zdolnością do tworzenia własnych inicjatyw? Struktury, geografia, grają przeciwko małym państwom w Europie Środkowej i Wschodniej i jakimkolwiek inicjatywom wychodzącym od tych państw. Jest bagaż historyczny oczywiście, ale powiedzmy sobie szczerze: duże państwa Zachodu Europy nie lubią sprzeciwu. Stało się to aż nadmiernie widoczne podczas kryzysu uchodźczego. Jeśli chodzi o wielką strategię to wydaje mi się, że nie należy stawiać kreski na V4. Poprzez wspólne działanie osiągamy w Brukseli więcej niż w pojedynkę. Wyszehrad to może nie jest największy sukces z możliwych, ale jako format wciąż istnieje, mimo wszystkich przeciwności. To, że przywódcy państw V4 potrafią ze sobą rozmawiać i znaleźć wspólny język to już samo w sobie jest ogromnym sukcesem. Dzięki temu region stał się bardziej widoczny i jest w stanie zaważyć na decyzjach podejmowanych w Unii.
W Paryżu rozmawiała Aleksandra Rybińska
-
Najnowsza książka Krzysztofa Szczerskiego „Utopia europejska. Kryzys integracji i polska inicjatywa naprawy”. Do kupienia „wSklepiku.pl”. Polecamy!
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/330614-nasz-wywiad-europosel-fideszu-o-przyszlosci-ue-i-grupy-wyszehradzkiej-nie-nalezy-stawiac-kreski-na-v4-wschod-ma-wlasne-wartosci
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.