Wśród mas imigrantów przybywających do Europy z Bliskiego Wschodu, Bałkanu i Północnej Afryki zdecydowana większość nie zasługuje na miano „uchodźców wojennych”. W obliczu tego faktu nie wolno nam jednak zapominać o tych, którzy naprawdę szukają u nas schronienia przed wojną i represjami ze strony radykalnego islamu.
Tak było w przypadku pewnej irackiej rodziny chrześcijańskich uchodźców, która przybyła do Niemiec z nadzieją na azyl. Azylu jej nie udzielono, a odmówił im go nie kto inny jak osoba z kręgu kulturowego, który ta rodzina kojarzy z uciskiem. Witamy w kraju politpoprawnego absurdu.
Kiedy rodzina składała wniosek o azyl w jednej z nadreńsko-westfalskich siedzib urzędu federalnego do spraw migracji i uchodźców (BAMF – Bundesagentur für Migration und Flüchtlinge) liczyła pewnie na gest miłosierdzia ze strony swoich niemieckich braci w wierze. Myliła się głęboko. Wniosek został odrzucony.
Prześladowani w ojczyźnie za wyznawanie wiary w Chrystusa członkowie rodziny dotarli do Niemiec tylko po to, by usłyszeć od osoby siedzącej wygodnie za biurkiem, że nie spełniają wymogów azylantów.
Przykra sytuacja, niewątpliwie. Zwłaszcza, że prawa do azylu odmówiła im muzułmanka w hidżabie – a więc osoba, którą rodzina uchodźców kojarzy kulturowo z terrorem, przed którym szukała schronienia. Okazuje się, że o losie chrześcijańskich uchodźców uciekających przed zagrożeniem ze strony radykalnego islamu decydują teraz w Niemczech … muzułmanie.
Sprawę skomentował wpływowy niemiecki chadek Wolfgang Bosbach – wieloletni poseł do Bundestagu, członek konserwatywnego skrzydła CDU i zwolennik twardej polityki bezpieczeństwa wewnętrznego. Do opisanego skandalu doszło właśnie w jego okręgu wyborczym w Nadrenii-Westfalii. Z relacji polityka wynika, iż poszkodowana rodzina zaskarżyła decyzję BAMFu zarzucając referentce w chuście „brak obiektywizmu w kombinacji z uprzedzeniami wobec chrześcijan”. Bosbach wyraził swoje zrozumienie dla postawy petentów. Jego zdaniem państwo niemieckie wykazało się w tej sprawie brakiem rozeznania w sytuacji:
Nieistotne, czy referentka była rzeczywiście stronnicza czy nie. Liczy się jedynie pytanie, czy wnioskodawca miał uzasadniony powód do takiej obawy. Według mnie w tym konkretnym przypadku taka obawa nie była do końca nieuzasadniona. Nie rozumiem, dlaczego w BAMF-ie muzułmanie mają decydować o tym, czy uchodźcy chrześcijańscy są uprawnieni do posiadania azylu czy nie.
W odpowiedzi na zarzut norymberska siedziba główna BAMF-u uciekła się do płytkich, politpoprawnych frazesów o „wolności religijnej”:
Zasadniczo noszenie hidżabu (chusty) w miejscu pracy jest dozwolone wtedy, kiedy jego noszenie nie stanowi zagrożenia fizycznego ani nie przeszkadza w sprawnym wykonywaniu pracy.
Na ostrą ripostę Bosbacha nie trzeba było długo czekać:
Widocznie BAMF nie widzi w tym przypadku żadnego „rzeczowego” i uzasadnionego powodu petentów do obawy przed tym, że nie traktowano ich stuprocentowo obiektywnie i bezstronnie.
Bosbach dodał, iż rodzina irackich chrześcijan zamierza zaskarżyć decyzję BAMF-u do sądu. Nie liczy ona jednak na pomyślny przebieg rozprawy. Obawia się, że rozprawa sądowa prowadzona będzie przez osobę noszącą chustę na głowie.
Ciekaw jestem jakby brzmiała deklaracja BAMF-u w tej sprawie, gdyby doszło do podobnej sytuacji – tylko przy odwróconych rolach. Wyobrażam sobie skargi o rzekomej „dyskryminacji muzułmanów” , „deptaniu praw człowieka” i „radykalizmie chrześcijańskim”. Przypadek ten pokazuje nam w, że dla niektórych środowisk w Niemczech islamofobia jest dziś złem. Za to chrystofobia nie budzi obaw.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/328386-o-losie-chrzescijanskich-uchodzcow-w-niemczech-decyduja-muzulmanie