W polityce zagranicznej USA w czasie prezydentury Trumpa możemy spodziewać się orientacji na powstrzymanie ekspansji Chin i zaprowadzenie wspólnie z Rosją pokoju na Bliskim Wschodzie, albo raczej pozostawienie tego Rosji i porozumienie z Rosją w sprawie określenia jej strefy wpływów, dobre stosunki z Izraelem (zapewne tą sferą zajmie się zięć Trumpa, Jared Kushner), złe stosunki z Zachodnią Europą oraz uzależnienie układów obronnych z innymi krajami od ich wystarczających własnych zdolności w tym zakresie
— mówi autor książki „Amerykański konserwatyzm na progu XXI wieku” prof. Jacek Koronacki w rozmowie z portalem wPolityce.pl.
wPolityce.pl: Panie profesorze Donald Trump został zaprzysiężony na 45. prezydenta Stanów Zjednoczonych. Kandydatura biznesmena-polityka spotkała się z ogromnym oporem ze strony mediów i establishmentu. Jak doszło do tego, że mimo tak wielkiego sprzeciwu został prezydentem?
Prof. Jacek Koronacki: Proszę pozwolić, że zacznę od ważnego zastrzeżenia: nie jestem politologiem, ani ekonomistą, a jedynie uważnym i długoletnim obserwatorem amerykańskiej sceny społecznej i politycznej. Mówiąc żartobliwie, jestem Polakiem zamieszkałym w swojej ojczyźnie, ale przez swoje zainteresowania staram się wejść niekiedy w skórę Amerykanina ze średniej klasy. Z końcem lat 60. ubiegłego wieku w Ameryce rozpoczął się zupełnie nowy okres – wewnętrznego rozkładu wcześniejszej spójności w sferze kultury i końca beztroskiej pewności siebie w sferze ekonomicznej. To pierwsze za sprawą lewicowej czy nowoczesnej inżynierii społecznej, to drugie na skutek wykształcenia się ekonomicznej konkurencji poza granicami Ameryki. Przez kolejne dekady kryzys się pogłębiał. Klasa średnia, zwłaszcza niższa, została zdradzona przez rządzący establishment, pozbawiona statusu, jakim się cieszyła przez pokolenia. Została zmarginalizowana kulturalnie i ekonomicznie. Kraj, w którym żyją, przestał być ich Ameryką, a oni sami stali się biernym proletariatem. Warstwa robotnicza uległa z czasem częściowej degeneracji tworząc nową klasę niższą. Kiedyś amerykańskie, a obecnie ponadnarodowe koncerny przeniosły swoją produkcję za ocean.
Nie myślałem, że Amerykanie zaprotestują tak gremialnie i tak skutecznie przeciw rządzącemu establishmentowi. Donald Trump idealnie wczuł się w społeczne nastroje. Na pewno bardzo mu pomógł jeden z jego głównych doradców w czasie kampanii i obecnie, Stephen Bannon, jak też firma Cambridge Analytica, która doskonale poprowadziła komputerową analizę preferencji wyborców w całej Ameryce oraz świetnie dopasowaną do tych preferencji akcję wysyłania e-maili do wyborców. Nota bene, Bannon zasiada w Radzie wymienionej firmy. Można podejrzewać, że po części to Cambridge Analytica odpowiada za to, że w czasie kampanii Trump często sam sobie przeczył – dzięki ich analizom Trump wiedział, co w danym miejscu wyborcy chcą usłyszeć.
Jakie mogą być główne kierunki polityki wewnętrznej i zewnętrznej prowadzonej przez nowego prezydenta Stanów Zjednoczonych?
Wszyscy podkreślają, że sposób prowadzenia kampanii przez Trumpa niesłychanie utrudnia ocenę, jak będzie polityka – wewnętrzna i zagraniczna – nowego prezydenta USA wyglądać. Poza jawnymi sprzecznościami w jego wypowiedziach, mamy przyrzeczenia niemożliwe do spełnienia np. bez rujnującego kraj deficytu budżetowego. Natomiast więcej ładu widać w nominacjach na najważniejsze stanowiska w państwie. Wydaje się, że świadczą one o inteligencji i biznesowym sprycie Donalda Trumpa. Ważne jest, że są to ludzie spoza politycznego establishmentu.
Wśród nominatów na najwyższe stanowiska w obszarze obronności mamy krytyków i zwolenników NATO, zwolenników miękkiego i twardego kursu wobec Rosji. Jaki to ma cel?
Tak jakby chciał Trump słuchać obydwu stron, uczyć się i podejmować odpowiedzialne decyzje. Generał Mattis powinien zjednać prezydentowi armię i poprowadzić działania na rzecz wzmocnienia sił zbrojnych USA. Rex Tillerson jako sekretarz stanu ma rekomendację doświadczonych amerykańskich polityków. Z jednej strony ma doskonałe stosunki z prezydentem Putinem, co może nas niepokoić, z drugiej doskonale zna Rosję i w swoim wystąpieniu przed Kongresem przedstawił się jako przyszły twardy negocjator, który będzie potrafił rozmawiać z pozycji siły i jednocześnie będzie otwarty na współpracę dla zapewnienia pokoju na świecie. Jakkolwiek bez entuzjazmu, ale Tillersona poparli tak wpływowi i niechętni Trumpowi senatorowie republikańscy jak John McCain i Lindsey Graham. Gdy rozmawiamy, właśnie swoje poparcie – po wahaniu – ogłosił senator Marco Rubio. Innymi słowy oznacza to niechybne mianowanie Rexa Tillersona na sekretarza stanu. Inne nominacje mają dać możliwość zjednania sobie Partii Republikańskiej, dzięki Reince’owi Priebusowi i możliwie dobrym stosunkom z finansjerą dzięki Stevenowi Mnuchinowi, który w czasie przesłuchania przed Kongresem opowiedział się np. za utrzymaniem tzw. reguły Volkera, bardzo przez finansjerę nielubianej, ale też zapowiedział jej złagodzenie. Nominacja miliardera Wilbura Rossa na sekretarza handlu jest wyborem naturalnym, ponieważ Ross ma zdanie o umowach handlowych USA ze światem (NAFTA, TTP) podobne do Trumpa. Warto tu wspomnieć o przynajmniej jeszcze jednej nominacji, niższego szczebla, ale ważnej – na ambasadora USA w Chinach. Donald Trump zajmuje wobec Chin postawę wojowniczą w sferze handlu, ale jednocześnie na ambasadora mianował Terry’ego Branstada, długoletniego gubernatora stanu Iowa, którego od lat 80. ubiegłego wieku łączą serdeczne stosunki z prezydentem Chin i którego stan tyle już lat sprzedaje do Chin swoje produkty rolne.
Czyli jest nadzieja, że ekipa Trumpa przysporzy polityce prezydenta spójności i przewidywalności?
Tak, choć dziś nadal nie sposób powiedzieć, czego naprawdę po tej polityce się spodziewać poza pewnymi ogólnymi jej zarysami. W kraju staraniem o poprawę opłakanego stanu infrastruktury, rozwój przemysłu ciężkiego (w tym np. okrętowego), zachowanie pewnych elementów polityki socjalnej (ubezpieczenia społeczne, publiczna opieka medyczna dla starszych, ale nie reforma Obamy), pewne ograniczenia dla imigracji do USA, być może wydalenie nielegalnych imigrantów, w handlu jakieś elementy protekcjonizmu. W polityce zagranicznej amerykańskiej w czasie prezydentury Trumpa możemy spodziewać się orientacji na powstrzymanie ekspansji Chin i zaprowadzenie wspólnie z Rosją pokoju na Bliskim Wschodzie, albo raczej pozostawienie tego Rosji i porozumienie z Rosją w sprawie określenia jej strefy wpływów, dobre stosunki z Izraelem (zapewne tą sferą zajmie się zięć Trumpa, Jared Kushner), złe stosunki z Zachodnią Europą oraz uzależnienie układów obronnych z innymi krajami od ich wystarczających własnych zdolności w tym zakresie. Tym, którzy chcą się dowiedzieć, jakie wyzwania stoją przed Polską w związku z nową prezydenturą w USA i poszerzyć ogólną wiedzę o polityce zagranicznej Trumpa – polecam opinie Marka A. Cichockiego, Tomasza Rowińskiego i innych specjalistów.
Ale to wszystko pod warunkiem dojścia do porozumienia z Republikanami i potężnymi grupami interesu. Innymi słowy, gdy o samą Amerykę chodzi: Trump zapowiadał społeczno-polityczną rewolucję, czy raczej kontrrewolucję w Ameryce, ale jej Ameryka nie doświadczy za jego prezydentury. Zbyt silny jest amerykański establishment polityczno-biznesowy.
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
W polityce zagranicznej USA w czasie prezydentury Trumpa możemy spodziewać się orientacji na powstrzymanie ekspansji Chin i zaprowadzenie wspólnie z Rosją pokoju na Bliskim Wschodzie, albo raczej pozostawienie tego Rosji i porozumienie z Rosją w sprawie określenia jej strefy wpływów, dobre stosunki z Izraelem (zapewne tą sferą zajmie się zięć Trumpa, Jared Kushner), złe stosunki z Zachodnią Europą oraz uzależnienie układów obronnych z innymi krajami od ich wystarczających własnych zdolności w tym zakresie
— mówi autor książki „Amerykański konserwatyzm na progu XXI wieku” prof. Jacek Koronacki w rozmowie z portalem wPolityce.pl.
wPolityce.pl: Panie profesorze Donald Trump został zaprzysiężony na 45. prezydenta Stanów Zjednoczonych. Kandydatura biznesmena-polityka spotkała się z ogromnym oporem ze strony mediów i establishmentu. Jak doszło do tego, że mimo tak wielkiego sprzeciwu został prezydentem?
Prof. Jacek Koronacki: Proszę pozwolić, że zacznę od ważnego zastrzeżenia: nie jestem politologiem, ani ekonomistą, a jedynie uważnym i długoletnim obserwatorem amerykańskiej sceny społecznej i politycznej. Mówiąc żartobliwie, jestem Polakiem zamieszkałym w swojej ojczyźnie, ale przez swoje zainteresowania staram się wejść niekiedy w skórę Amerykanina ze średniej klasy. Z końcem lat 60. ubiegłego wieku w Ameryce rozpoczął się zupełnie nowy okres – wewnętrznego rozkładu wcześniejszej spójności w sferze kultury i końca beztroskiej pewności siebie w sferze ekonomicznej. To pierwsze za sprawą lewicowej czy nowoczesnej inżynierii społecznej, to drugie na skutek wykształcenia się ekonomicznej konkurencji poza granicami Ameryki. Przez kolejne dekady kryzys się pogłębiał. Klasa średnia, zwłaszcza niższa, została zdradzona przez rządzący establishment, pozbawiona statusu, jakim się cieszyła przez pokolenia. Została zmarginalizowana kulturalnie i ekonomicznie. Kraj, w którym żyją, przestał być ich Ameryką, a oni sami stali się biernym proletariatem. Warstwa robotnicza uległa z czasem częściowej degeneracji tworząc nową klasę niższą. Kiedyś amerykańskie, a obecnie ponadnarodowe koncerny przeniosły swoją produkcję za ocean.
Nie myślałem, że Amerykanie zaprotestują tak gremialnie i tak skutecznie przeciw rządzącemu establishmentowi. Donald Trump idealnie wczuł się w społeczne nastroje. Na pewno bardzo mu pomógł jeden z jego głównych doradców w czasie kampanii i obecnie, Stephen Bannon, jak też firma Cambridge Analytica, która doskonale poprowadziła komputerową analizę preferencji wyborców w całej Ameryce oraz świetnie dopasowaną do tych preferencji akcję wysyłania e-maili do wyborców. Nota bene, Bannon zasiada w Radzie wymienionej firmy. Można podejrzewać, że po części to Cambridge Analytica odpowiada za to, że w czasie kampanii Trump często sam sobie przeczył – dzięki ich analizom Trump wiedział, co w danym miejscu wyborcy chcą usłyszeć.
Jakie mogą być główne kierunki polityki wewnętrznej i zewnętrznej prowadzonej przez nowego prezydenta Stanów Zjednoczonych?
Wszyscy podkreślają, że sposób prowadzenia kampanii przez Trumpa niesłychanie utrudnia ocenę, jak będzie polityka – wewnętrzna i zagraniczna – nowego prezydenta USA wyglądać. Poza jawnymi sprzecznościami w jego wypowiedziach, mamy przyrzeczenia niemożliwe do spełnienia np. bez rujnującego kraj deficytu budżetowego. Natomiast więcej ładu widać w nominacjach na najważniejsze stanowiska w państwie. Wydaje się, że świadczą one o inteligencji i biznesowym sprycie Donalda Trumpa. Ważne jest, że są to ludzie spoza politycznego establishmentu.
Wśród nominatów na najwyższe stanowiska w obszarze obronności mamy krytyków i zwolenników NATO, zwolenników miękkiego i twardego kursu wobec Rosji. Jaki to ma cel?
Tak jakby chciał Trump słuchać obydwu stron, uczyć się i podejmować odpowiedzialne decyzje. Generał Mattis powinien zjednać prezydentowi armię i poprowadzić działania na rzecz wzmocnienia sił zbrojnych USA. Rex Tillerson jako sekretarz stanu ma rekomendację doświadczonych amerykańskich polityków. Z jednej strony ma doskonałe stosunki z prezydentem Putinem, co może nas niepokoić, z drugiej doskonale zna Rosję i w swoim wystąpieniu przed Kongresem przedstawił się jako przyszły twardy negocjator, który będzie potrafił rozmawiać z pozycji siły i jednocześnie będzie otwarty na współpracę dla zapewnienia pokoju na świecie. Jakkolwiek bez entuzjazmu, ale Tillersona poparli tak wpływowi i niechętni Trumpowi senatorowie republikańscy jak John McCain i Lindsey Graham. Gdy rozmawiamy, właśnie swoje poparcie – po wahaniu – ogłosił senator Marco Rubio. Innymi słowy oznacza to niechybne mianowanie Rexa Tillersona na sekretarza stanu. Inne nominacje mają dać możliwość zjednania sobie Partii Republikańskiej, dzięki Reince’owi Priebusowi i możliwie dobrym stosunkom z finansjerą dzięki Stevenowi Mnuchinowi, który w czasie przesłuchania przed Kongresem opowiedział się np. za utrzymaniem tzw. reguły Volkera, bardzo przez finansjerę nielubianej, ale też zapowiedział jej złagodzenie. Nominacja miliardera Wilbura Rossa na sekretarza handlu jest wyborem naturalnym, ponieważ Ross ma zdanie o umowach handlowych USA ze światem (NAFTA, TTP) podobne do Trumpa. Warto tu wspomnieć o przynajmniej jeszcze jednej nominacji, niższego szczebla, ale ważnej – na ambasadora USA w Chinach. Donald Trump zajmuje wobec Chin postawę wojowniczą w sferze handlu, ale jednocześnie na ambasadora mianował Terry’ego Branstada, długoletniego gubernatora stanu Iowa, którego od lat 80. ubiegłego wieku łączą serdeczne stosunki z prezydentem Chin i którego stan tyle już lat sprzedaje do Chin swoje produkty rolne.
Czyli jest nadzieja, że ekipa Trumpa przysporzy polityce prezydenta spójności i przewidywalności?
Tak, choć dziś nadal nie sposób powiedzieć, czego naprawdę po tej polityce się spodziewać poza pewnymi ogólnymi jej zarysami. W kraju staraniem o poprawę opłakanego stanu infrastruktury, rozwój przemysłu ciężkiego (w tym np. okrętowego), zachowanie pewnych elementów polityki socjalnej (ubezpieczenia społeczne, publiczna opieka medyczna dla starszych, ale nie reforma Obamy), pewne ograniczenia dla imigracji do USA, być może wydalenie nielegalnych imigrantów, w handlu jakieś elementy protekcjonizmu. W polityce zagranicznej amerykańskiej w czasie prezydentury Trumpa możemy spodziewać się orientacji na powstrzymanie ekspansji Chin i zaprowadzenie wspólnie z Rosją pokoju na Bliskim Wschodzie, albo raczej pozostawienie tego Rosji i porozumienie z Rosją w sprawie określenia jej strefy wpływów, dobre stosunki z Izraelem (zapewne tą sferą zajmie się zięć Trumpa, Jared Kushner), złe stosunki z Zachodnią Europą oraz uzależnienie układów obronnych z innymi krajami od ich wystarczających własnych zdolności w tym zakresie. Tym, którzy chcą się dowiedzieć, jakie wyzwania stoją przed Polską w związku z nową prezydenturą w USA i poszerzyć ogólną wiedzę o polityce zagranicznej Trumpa – polecam opinie Marka A. Cichockiego, Tomasza Rowińskiego i innych specjalistów.
Ale to wszystko pod warunkiem dojścia do porozumienia z Republikanami i potężnymi grupami interesu. Innymi słowy, gdy o samą Amerykę chodzi: Trump zapowiadał społeczno-polityczną rewolucję, czy raczej kontrrewolucję w Ameryce, ale jej Ameryka nie doświadczy za jego prezydentury. Zbyt silny jest amerykański establishment polityczno-biznesowy.
Strona 1 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/324662-nasz-wywiad-prof-koronacki-trump-kieruje-sie-zdrowym-rozsadkiem-i-to-uodparnia-go-na-demoliberalne-oszustwa-oraz-politycznie-poprawne-brednie