„Sytuacja świata nie jest lepsza, a Stany Zjednoczone nie są silniejsze niż były, gdy obejmował urząd prezydenta” - tak podsumowuje prezydenturę Baracka Obamy znany amerykański politolog, autor książki „Izraelskie lobby i amerykańska polityka zagraniczna” Stephen M. Walt na łamach pisma „Foreign Policy”.
Jak twierdzi Walt stałą kolumnę o polityce zagranicznej Obamy na łamach „FP” zaczął pisać już w 2009 roku, na samym początku prezydentury polityka Demokratów. Wybór Obamy dał mu bowiem „ogromną nadzieję” na pozytywne zmiany. Ta nadzieja się – jak twierdzi Walt – nie spełniła.
Jest mi przykro, ale jeśli chodzi o politykę zagraniczną Obamy, to mój werdykt jest negatywny
—zaznacza. Według niego Obama wypracował wprawdzie deal z Iranem, wycofał część wojsk amerykańskich z Iraku, zmniejszył rolę USA w Afganistanie, zdjął embargo z Kuby oraz „unieszkodliwił” Osamę bin Ladena.
Obama nie skorzystał jednak z okazji by na nowo zdefiniować rolę USA na świecie. Lata 2008-2009 były idealnym momentem na to, by zrezygnować z roli liberalnego hegemona, którą Stany Zjednoczone pełnią od końca zimnej wojny. Ale Obama tego nie zrobił. Konsekwencją były liczne błędy w polityce zagranicznej, które doprowadziły do zwycięstwa Trumpa w wyborach prezydenckich
—utrzymuje politolog. Jego zdaniem Obama i jego ekipa niepotrzebnie przedłużyli obecność wojsk amerykańskich w Afganistanie, choć misja USA w tym kraju „była od początku skazana na porażkę”.
Źle odczytali też Arabską Wiosnę. Odpowiedź USA na te wydarzenia – szczególnie w Syrii – była niewłaściwa i to od samego początku. Obama i jego ludzie uznali, że Arabska Wiosna to wielka, oddolna rewolucja na rzecz liberalnej demokracji i ochoczo ją poparli. Przedwcześnie. Nie docenili także zdolności ekstremistów do wykorzystania próżni władzy w państwach upadłych oraz poziomu zakorzenienia autokratów, szczególnie w takich krajach jak Libia i Egipt. Te nieporozumienia doprowadziły do katastrofalnej interwencji USA w Libii, nieudolnej interwencji dyplomatycznej w Jemenie oraz prób usunięcia Asada, które nastąpiły zdecydowanie za wcześnie
—wyjaśnia Walt oraz dodaje, że jeszcze gorzej wygląda na odcinku izraelskim. Obama obiecał bowiem obejmując prezydenturę, że doprowadzi do rozwiązania dwupaństwowego, a „następnie nie zrobił de facto nic by stało się ono rzeczywistością”.
John Kerry poświęcił tej kwestii mnóstwo czasu. I co? Dziś rozwiązanie dwupaństwowe wydaje się jeszcze bardziej odległe niż kiedykolwiek. […] Netanjahu zignorował „standardowe” zabiegi dyplomatyczne prezydenckiej administracji. Na drastyczne kroki, jak obcięcie pomocy militarnej dla Izraela, Obama się nie zdecydował. Rozumiem dlaczego Obama czuł się zmuszony, by znosić zniewagi państwa-klienta USA, którym jest Izrael. Jeśli jednak od początku nie zamierzał grać twardo w kwestii palestyńskiej, to po co obiecywał, że znajdzie rozwiązanie i zmarnował na to tyle czasu i energii?
—pyta politolog.Zdaniem Walta w relacjach z Rosją Obama także nie okrył się chwałą.
Próba resetu miała sens, ale Obama i jego doradcy nie rozumieli, że to co oni uważali za niewinne i uzasadnione starania o wzmocnienie demokracji w Rosji oraz Europie Wschodniej będą widziane przez Kreml jako rodzaj agresji. Biały Dom następnie chyba zapadł w sen królewny, bo zaskoczyła go agresja Rosji na Ukrainę. Moskwa od 2008 roku dawała wyraźnie do zrozumienia, że nie pozwoli na to, by Ukraina i Gruzja zbliżyły się do NATO. Putin miał więc motywację i możliwość by temu zapobiec. I zapobiegł
—pisze politolog.Zdaniem Walta amerykańskie podejście do obu konfliktów - na Ukrainie i w Syrii - sprowadza się do myślenia życzeniowego oraz strategicznych sprzeczności. Jak przekonuje politolog zwrot ku Azji i Pacyfiku był słuszną decyzją Obamy, bo „Chiny zagrażają hegemonii USA”.
Pivot nie został jednak przeprowadzony konsekwentnie. Nie wyznaczono jasnych priorytetów. [….] Błędem było także niedołączenie USA do Azjatyckiego Banku Inwestycji Infrastrukturalnych (AIIB). Wielka Brytania i Izrael, mimo nacisków ze strony Waszyngtonu, podchodziły do AIIB entuzjastycznie. USA nie będą w stanie przeciwstawić się rosnącej potędze Chin jeśli ich uwagę będą odwracały wydarzenia w miejscach o wiele mniejszym znaczeniu strategicznym
—twierdzi Walt i dodaje, że USA będą w stanie utrzymać porządek na świecie, tylko jeśli zdecydują, „które miejsca liczą się najbardziej, a które poradzą sobie same”.
Obama nigdy nie dokonał takiego wyboru
—podkreśla. Walt zarzuca Obamie także naiwność, a raczej mierzenie przeciwników własną miarą.
Nie docenił, że jego przeciwnicy nie są tacy zrównoważeni, racjonalni i bezinteresowni jak on. Wychodził z założenia, że ludzie o różnych poglądach mogą się spotykać, dyskutować i dzielić się informacją. Czyniło to z niego doskonałego działacza społecznego. Ale ograniczało go jako prezydenta w dzisiejszym, wysoce spolaryzowanym świecie
—zaznacza politolog i publicysta „FP”.
Niestety. Sytuacja świata nie jest lepsza, a Stany Zjednoczone nie są silniejsze niż były, gdy Obama obejmował urząd prezydenta
—podsumowuje Walt.
Ryb, Foreign Policy
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/324174-foreign-policy-podsumowuje-prezydenture-obamy-myslenie-zyczeniowe-oraz-strategiczne-sprzecznosci-w-polityce-zagranicznej-poniosl-porazke