Czy istnieje jeden klucz do zrozumienia współczesnej rosyjskiej polityki zagranicznej? Zawsze uważałem, że nie istnieje. Co więcej, z dystansem traktowałem - i w dużej mierze tak traktuję nadal - tych, którzy skłonni są postrzegać twórców tej polityki jako trudnych do pojęcia demiurgów, opętanych jakąś specyficzną metafizyką. A tego rodzaju koncepcje uważałem za będące czymś w rodzaju czasem zasłony dymnej, czasem autoreklamy, epatowania własną egzotyką, a czasem równie specyficznego zarządzania partnerami za pomocą symulowania swojej rzekomej niepoczytalności.
W dużej mierze dalej tak sądzę. To, że odrzucam tezę o specyficznej rosyjskiej filozofii jako uniwersalnym kluczu, kształtującym politykę Kremla nie znaczy jednak, jakoby taką filozofia nie istniała i nie odgrywała swojej roli - jako jeden z czynników, a nie jedyny modelujący jego politykę.
Peter Savodnik to amerykański publicysta o lewicowo-liberalnym backgroundzie. Zajmuje też postawę zdecydowanie antytrumpowską (jak jest w tej mierze radykalny niech świadczy choćby fakt, że dla określenia głosujących na Trumpa białych Amerykanów potrafi użyć niemieckiego słowa „Volk”, którego konotacji nie muszę Państwu tłumaczyć).
Jest jednak jednocześnie wybitnym znawcą Rosji. I w ostatnim artykule przedstawił sugestywnie wizję państwowej rosyjskiej filozofii. Na ostrość tej wizji ma zapewne wpływ emocjonalny resentyment Savodnika. Rosyjskie wsparcie dla trumpistów uważa on bowiem, jak wynika z innych jego tekstów, za ważne dla sukcesu niecierpianego przez siebie obozu. Zarazem jednak jest ta wizja na tyle błyskotliwie przedstawiona i - moim zdaniem – w pewnej części prawdziwa (jeśli, rzecz jasna, uznać ją nie za jedyny, lecz za jeden z wektorów, wpływających na architektów moskiewskiej gry ze światem), że warto, jak sądzę, zapoznać się z nią.
Swój esej, zatytułowany prowokacyjnie „Bracia Karamazow.Tajne źródło putinowskiego zła” Savodnik zaczyna od tego, że Henry Kissinger porównał ostatnio Putina do „postaci z Dostojewskiego”. I stwierdza, że to porównanie – ze względu na rolę, ogrywaną przez dzieła i filozofię twórcy „Biesów” w kulturze rosyjskiej – prezydenta zachwyciłoby. Nic w tym jego zdaniem dziwnego, bo żaden rosyjski pisarz nie zawarł w swoich dziełach i sam nie uosabia tylu kulturowo-duchowo-metafizycznych emocji i treści, nadal obecnych w poradzieckiej rzeczywistości.
Amerykanie – pisze Savodnik – zawsze łączą to, co im się nie podoba w Rosji i Rosjanach z radziecką przeszłością. Jest to według publicysty niesłuszne, bo obecna rosyjskość ukształtowana była w swym zasadniczym zrębie wcześniej. Za czasów carskich. Wtedy powstała popularna teza o osobności Rosji, wahającej się między swymi dwoma tożsamościami – orientalną i okcydentalną.
Dostojewski był opętany nadchodzącą konfrontacją Rosji z sobą samą
— pisze Amerykanin.
Jego najważniejsze dzieła to nie po prostu powieści; raczej dystopie ostrzegające, co stanie się z Rosją, jeśli nie wróci do treści i form, z którymi zerwał Piotr Wielki. Dostojewski w swych wizjach widział Rosję niszczącą samą siebie, z ukrytą a może jawną pomocą Zachodu.
Tu Savodnik streszcza intrygę „Braci Karamazow” – symboliczne jest jego zdaniem, że za morderstwem ojca stoi jego najbardziej zwesternizowany i zsekularyzowany syn, podczas gdy zadanie podźwignięcia rodziny (czyli ojczyzny…) po tej tragedii spada na barki syna najbardziej religijnego i skromnego, Aloszy.
Droga naprzód jest tak naprawdę drogą wstecz – aż do starej, rosyjskiej sobornosti, duchowej wspólnoty która, według słowianofili, Rosję jednoczyła. I to, tyle lat później, jest Rosja Putinowska.
Czynnik radziecki, widziany poprzez pryzmat „Braci Karamazow”, nie jest przyczyną nieszczęść Rosji pokomunistycznej, ale efektem tego samego nieszczęścia które ciągle ją dręczy: kryzysu tożsamości, w który została wprowadzona przez próbującego ją zwesternizować Piotra – pisze Savodnik. „Rosja przeżyła lata 90. pożerając i roztrwaniając sama siebie – wyprzedając zasoby ropy, pozwalając by na rosyjskie wybory wpływała CIA i zgadzając się by NATO rozgościło się na jej granicach – i dopiero za Putina odzyskała władzę nad samą sobą”.
„Oczywistą luką ziejącą w tej logice – pisze publicysta – jest sam Władimir Putin, który kompletnie nie jest podobny do fikcyjnego Aloszy Karamazowa. Jest gangsterem, postrzegającym zwykłych Rosjan tak, jak swoich sąsiadów widzą gangsterzy – z mieszaniną sympatii i pogardy. Ale Putin jest również Rosjaninem, i tęsknoty oraz złe emocje, które drążą rosyjską psychikę, są zapewne i jego udziałem”.
Nie idzie o to, czy Putin utożsamia się z którąś z postaci Dostojewskiego
— uważa Amerykanin.
Chodzi o to, że Dostojewski bardzo jasno oddziela dobro od zła w sposób wyraziście manicheistyczny. Rosja, stara Rosja, jest dobra, czysta – w pewien sposób dziecinna. Zachód zaś jest zły. Nie chodzi o to, że jest po prostu konkurencyjną cywilizacją, ekonomicznym czy geopolitycznym rywalem. Chodzi o to, że jest on nieczysty i, wprowadzany do rosyjskiego krwiobiegu, trujący.
Dostojewiański [przepraszam, musiałem stworzyć ten neologizm, żeby przetłumaczyć wyrażenie „Dostoyevskean” – PS] wożdż, czyli lider wie że Rosja jest dobra a Zachód nie, i zapewne doszedł już do wniosku iż jedynym sposobem by trzymać Zachód na odległość jest pokonanie go, w celu przyspieszenia jego zguby – pisze Savodnik. „Im więcej zachodni liderzy, a zwłaszcza amerykańscy prezydenci, mówią o poprawieniu relacji z Moskwą, tym bardziej dostojewiański prezydent nie ufa im. Nienawidzi ich, i każdy tzw.rosyjski prezydent który ich nie nienawidzi jest zdrajcą (Gorbaczow) lub pajacem (Jelcyn)”.
Celem Putina nie jest po prostu zdobycie nieco więcej ziemi. Rosja ma jej wiele. Jego najwyższym celem jest destabilizacja i pokonanie całego zachodniego porządku. Dla Amerykanów brzmi to jak majaczenia, bo jesteśmy ludźmi ahistorycznymi. Nie chodzi tu o to, że jesteśmy historycznymi ignorantami, tylko że pojęcia za pomocą których ujmujemy świat nie są definiowane przez przeszłość, i nie rozumiemy jak mogłoby być inaczej. Tymczasem Rosja jest zdecydowanie krajem myślącym historycznie, próbującym uleczyć 400-letnią ranę. Odkryła, ku swemu rozczarowaniu, że nie wystarczy po prostu być wsobnym [odwróconym od reszty świata – PS]. To był błąd carów. Myśleli że w ten sposób utrzymają Zachód na dystans. Kosztem tej pomyłki była rewolucja bolszewicka, Stalin, głód, Gułag, wojna światowa, i na koniec nieudane państwo, zniszczenie tradycyjnego sposobu życia, gospodarki, dumy i poczucia usytuowania w świecie.
Putin nie popełni tego błędu. Bombarduje Aleppo nie ze względu na ISIS lub Asada, tylko dlatego że chce zapewnić Rosji hegemonię i podważyć hegemonię amerykańską. Możemy tego się domyślać, bo jego zaangażowanie w Syrii nie służy żadnym oczywistym rosyjskim interesom w tym kraju, natomiast wiele interesów amerykańskich zostało przez to zaangażowanie pokrzyżowanych. I pasuje to do schematu, w myśl którego Putin tworzy chaos gdzie tylko może, po to by następnie wyciągnąć korzyści z tego chaosu – pisze Savodnik i dodaje, że jego zdaniem wsparcie Trumpa przez Rosjan nie wynikało z ich sympatii dla obecnego prezydenta-elekta, tylko właśnie z chęci wywoływania chaosu i sprawienia, by Amerykanie utracili wiarę w swój system.
I konkluduje, że przez wieki Rosjanie „parokrotnie myśleli, że ich czas nadszedł, i zawsze okazywało się, że byli w błędzie. Wydawało im się, że są o włos od zwycięstwa nad tym, co ich ograniczało – ale nigdy tak nie było. Teraz, być może, prowadzeni przez Putina i jego gwardię dotarli na kosmiczne skrzyżowanie, stworzone przez siły, na które żaden człowiek nie ma wpływu”.
Czytaj dalej na następnej stronie ===>
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Czy istnieje jeden klucz do zrozumienia współczesnej rosyjskiej polityki zagranicznej? Zawsze uważałem, że nie istnieje. Co więcej, z dystansem traktowałem - i w dużej mierze tak traktuję nadal - tych, którzy skłonni są postrzegać twórców tej polityki jako trudnych do pojęcia demiurgów, opętanych jakąś specyficzną metafizyką. A tego rodzaju koncepcje uważałem za będące czymś w rodzaju czasem zasłony dymnej, czasem autoreklamy, epatowania własną egzotyką, a czasem równie specyficznego zarządzania partnerami za pomocą symulowania swojej rzekomej niepoczytalności.
W dużej mierze dalej tak sądzę. To, że odrzucam tezę o specyficznej rosyjskiej filozofii jako uniwersalnym kluczu, kształtującym politykę Kremla nie znaczy jednak, jakoby taką filozofia nie istniała i nie odgrywała swojej roli - jako jeden z czynników, a nie jedyny modelujący jego politykę.
Peter Savodnik to amerykański publicysta o lewicowo-liberalnym backgroundzie. Zajmuje też postawę zdecydowanie antytrumpowską (jak jest w tej mierze radykalny niech świadczy choćby fakt, że dla określenia głosujących na Trumpa białych Amerykanów potrafi użyć niemieckiego słowa „Volk”, którego konotacji nie muszę Państwu tłumaczyć).
Jest jednak jednocześnie wybitnym znawcą Rosji. I w ostatnim artykule przedstawił sugestywnie wizję państwowej rosyjskiej filozofii. Na ostrość tej wizji ma zapewne wpływ emocjonalny resentyment Savodnika. Rosyjskie wsparcie dla trumpistów uważa on bowiem, jak wynika z innych jego tekstów, za ważne dla sukcesu niecierpianego przez siebie obozu. Zarazem jednak jest ta wizja na tyle błyskotliwie przedstawiona i - moim zdaniem – w pewnej części prawdziwa (jeśli, rzecz jasna, uznać ją nie za jedyny, lecz za jeden z wektorów, wpływających na architektów moskiewskiej gry ze światem), że warto, jak sądzę, zapoznać się z nią.
Swój esej, zatytułowany prowokacyjnie „Bracia Karamazow.Tajne źródło putinowskiego zła” Savodnik zaczyna od tego, że Henry Kissinger porównał ostatnio Putina do „postaci z Dostojewskiego”. I stwierdza, że to porównanie – ze względu na rolę, ogrywaną przez dzieła i filozofię twórcy „Biesów” w kulturze rosyjskiej – prezydenta zachwyciłoby. Nic w tym jego zdaniem dziwnego, bo żaden rosyjski pisarz nie zawarł w swoich dziełach i sam nie uosabia tylu kulturowo-duchowo-metafizycznych emocji i treści, nadal obecnych w poradzieckiej rzeczywistości.
Amerykanie – pisze Savodnik – zawsze łączą to, co im się nie podoba w Rosji i Rosjanach z radziecką przeszłością. Jest to według publicysty niesłuszne, bo obecna rosyjskość ukształtowana była w swym zasadniczym zrębie wcześniej. Za czasów carskich. Wtedy powstała popularna teza o osobności Rosji, wahającej się między swymi dwoma tożsamościami – orientalną i okcydentalną.
Dostojewski był opętany nadchodzącą konfrontacją Rosji z sobą samą
— pisze Amerykanin.
Jego najważniejsze dzieła to nie po prostu powieści; raczej dystopie ostrzegające, co stanie się z Rosją, jeśli nie wróci do treści i form, z którymi zerwał Piotr Wielki. Dostojewski w swych wizjach widział Rosję niszczącą samą siebie, z ukrytą a może jawną pomocą Zachodu.
Tu Savodnik streszcza intrygę „Braci Karamazow” – symboliczne jest jego zdaniem, że za morderstwem ojca stoi jego najbardziej zwesternizowany i zsekularyzowany syn, podczas gdy zadanie podźwignięcia rodziny (czyli ojczyzny…) po tej tragedii spada na barki syna najbardziej religijnego i skromnego, Aloszy.
Droga naprzód jest tak naprawdę drogą wstecz – aż do starej, rosyjskiej sobornosti, duchowej wspólnoty która, według słowianofili, Rosję jednoczyła. I to, tyle lat później, jest Rosja Putinowska.
Czynnik radziecki, widziany poprzez pryzmat „Braci Karamazow”, nie jest przyczyną nieszczęść Rosji pokomunistycznej, ale efektem tego samego nieszczęścia które ciągle ją dręczy: kryzysu tożsamości, w który została wprowadzona przez próbującego ją zwesternizować Piotra – pisze Savodnik. „Rosja przeżyła lata 90. pożerając i roztrwaniając sama siebie – wyprzedając zasoby ropy, pozwalając by na rosyjskie wybory wpływała CIA i zgadzając się by NATO rozgościło się na jej granicach – i dopiero za Putina odzyskała władzę nad samą sobą”.
„Oczywistą luką ziejącą w tej logice – pisze publicysta – jest sam Władimir Putin, który kompletnie nie jest podobny do fikcyjnego Aloszy Karamazowa. Jest gangsterem, postrzegającym zwykłych Rosjan tak, jak swoich sąsiadów widzą gangsterzy – z mieszaniną sympatii i pogardy. Ale Putin jest również Rosjaninem, i tęsknoty oraz złe emocje, które drążą rosyjską psychikę, są zapewne i jego udziałem”.
Nie idzie o to, czy Putin utożsamia się z którąś z postaci Dostojewskiego
— uważa Amerykanin.
Chodzi o to, że Dostojewski bardzo jasno oddziela dobro od zła w sposób wyraziście manicheistyczny. Rosja, stara Rosja, jest dobra, czysta – w pewien sposób dziecinna. Zachód zaś jest zły. Nie chodzi o to, że jest po prostu konkurencyjną cywilizacją, ekonomicznym czy geopolitycznym rywalem. Chodzi o to, że jest on nieczysty i, wprowadzany do rosyjskiego krwiobiegu, trujący.
Dostojewiański [przepraszam, musiałem stworzyć ten neologizm, żeby przetłumaczyć wyrażenie „Dostoyevskean” – PS] wożdż, czyli lider wie że Rosja jest dobra a Zachód nie, i zapewne doszedł już do wniosku iż jedynym sposobem by trzymać Zachód na odległość jest pokonanie go, w celu przyspieszenia jego zguby – pisze Savodnik. „Im więcej zachodni liderzy, a zwłaszcza amerykańscy prezydenci, mówią o poprawieniu relacji z Moskwą, tym bardziej dostojewiański prezydent nie ufa im. Nienawidzi ich, i każdy tzw.rosyjski prezydent który ich nie nienawidzi jest zdrajcą (Gorbaczow) lub pajacem (Jelcyn)”.
Celem Putina nie jest po prostu zdobycie nieco więcej ziemi. Rosja ma jej wiele. Jego najwyższym celem jest destabilizacja i pokonanie całego zachodniego porządku. Dla Amerykanów brzmi to jak majaczenia, bo jesteśmy ludźmi ahistorycznymi. Nie chodzi tu o to, że jesteśmy historycznymi ignorantami, tylko że pojęcia za pomocą których ujmujemy świat nie są definiowane przez przeszłość, i nie rozumiemy jak mogłoby być inaczej. Tymczasem Rosja jest zdecydowanie krajem myślącym historycznie, próbującym uleczyć 400-letnią ranę. Odkryła, ku swemu rozczarowaniu, że nie wystarczy po prostu być wsobnym [odwróconym od reszty świata – PS]. To był błąd carów. Myśleli że w ten sposób utrzymają Zachód na dystans. Kosztem tej pomyłki była rewolucja bolszewicka, Stalin, głód, Gułag, wojna światowa, i na koniec nieudane państwo, zniszczenie tradycyjnego sposobu życia, gospodarki, dumy i poczucia usytuowania w świecie.
Putin nie popełni tego błędu. Bombarduje Aleppo nie ze względu na ISIS lub Asada, tylko dlatego że chce zapewnić Rosji hegemonię i podważyć hegemonię amerykańską. Możemy tego się domyślać, bo jego zaangażowanie w Syrii nie służy żadnym oczywistym rosyjskim interesom w tym kraju, natomiast wiele interesów amerykańskich zostało przez to zaangażowanie pokrzyżowanych. I pasuje to do schematu, w myśl którego Putin tworzy chaos gdzie tylko może, po to by następnie wyciągnąć korzyści z tego chaosu – pisze Savodnik i dodaje, że jego zdaniem wsparcie Trumpa przez Rosjan nie wynikało z ich sympatii dla obecnego prezydenta-elekta, tylko właśnie z chęci wywoływania chaosu i sprawienia, by Amerykanie utracili wiarę w swój system.
I konkluduje, że przez wieki Rosjanie „parokrotnie myśleli, że ich czas nadszedł, i zawsze okazywało się, że byli w błędzie. Wydawało im się, że są o włos od zwycięstwa nad tym, co ich ograniczało – ale nigdy tak nie było. Teraz, być może, prowadzeni przez Putina i jego gwardię dotarli na kosmiczne skrzyżowanie, stworzone przez siły, na które żaden człowiek nie ma wpływu”.
Czytaj dalej na następnej stronie ===>
Strona 1 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/323464-rosja-na-kosmicznym-skrzyzowaniu-czyli-chodzi-o-zniszczenie-zachodu