Oczywiście nie wiem, kto zwycięży w dzisiejszych amerykańskich wyborach. I podtrzymuję moje zdanie – dla Polski mimo wszystko lepiej, by była to Clinton. Jako polityk znacznie mniej kojarzony z Kremlem, a za to wrogi Putinowi z przyczyn ideologicznych (chodzi przede wszystkim o postulaty gejowskie, feministyczne i inne, związane z lewicowo-liberalną koncepcją „społeczeństwa otwartego”). Większa skłonność Hillary do zajmowania czynnego stanowiska w międzynarodowych konfliktach, w połączeniu z wyznawaną przez nią religią praw człowieka, prowokowałaby bowiem automatycznie napięcia między USA a Rosją, co wobec ideologicznej linii przyjętej przez Moskwę zmniejszałoby możliwość dogadania się Ameryki z „Nowym Rzymem”. Oczywiście ta sama religia praw człowieka powodowałaby intensyfikację ideologicznego nacisku Waszyngtonu na Warszawę, ale to asertywny polski rząd może jednak wytrzymać.
Ale wszystko to bynajmniej nie znaczy, żeby ewentualne zwycięstwo Trumpa oznaczało strategiczną wiktorię Rosji.
Zgadzam się z amerykańskimi (skądinąd antytrumpowskimi) analitykami bezpieczeństwa Andrew Weisburdem, Clintem Wattsem i J.M. Bergerem, którzy napisali ostatnio, że nieprzewidywalność miliardera mogłaby oznaczać dla Rosji większe ryzyko niż to, które Putin byłby skłonny zaakceptować. Bo, jak celnie ujmują, „to coś innego samemu móc grać strachem świata przed wojną atomową, a coś zupełnie innego – naprawdę znaleźć się w sytuacji takiego ryzyka”. A Trump w Białym Domu oznaczałby takie ryzyko.
Podobnie uważa znany komentator polityki światowej Iwan Krastew, który powiedział ostatnio „GW” iż choć „Kreml jest w tej komfortowej sytuacji, że wygrywa niezależnie od wyniku, zademonstrował bowiem swoją zdolność do mieszania w amerykańskiej polityce i sprawił, że sama Ameryka zaczęła mówić o sobie jak o republice bananowej, w której karty rozdają obce wywiady”, bo „Rosjanie próbują wysłać sygnał, że amerykańska demokracja się sypie, że są w stanie ją zdestabilizować. Ale czy wierzą, że interesy z Trumpem będą łatwe? Szampan, owszem, na Kremlu może się poleje. Ale tylko przez pierwsze dwa tygodnie. A potem już tylko rutynowa wódka. Bo Putin, owszem, ceni sobie własną nieprzewidywalność, ale cudzą niekoniecznie”.
Oznacza to oczywiście w jakimś sensie wzrost szans na światowy kataklizm. Ale moim zdaniem bardzo niewielką, bo są one obecnie według mnie wbrew pozorom minimalne, a Trump nie jest psychicznie chory. Czy dla Kremla będzie jeszcze twardszym partnerem niż Hillary? Trudno powiedzieć. Ale z całą pewnością nie będzie rosyjską marionetką. A lista amerykańskich prezydentów, zaczynających kadencję w przekonaniu że dogadają się z Moskwą, i szybko zmuszonych przez realia do rewizji tego stanowiska i zajęcia postawy konsekwentnie antyrosyjskiej, jest długa.
Po ewentualnym zwycięstwie Trumpa Polacy mieliby więc powody do nieufności, ale nie do desperacji.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/314692-hillary-lepsza-dla-polski-ale-trump-to-nie-jest-rosyjska-marionetka
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.