Rewolucja pożera własne dzieci.To znane powiedzenie jest dziś szczególnie adekwatne wobec tego, co dzieje się w Donbasie. Unaocznił to dokonany 16 października zamach narosyjskiego komendanta polowego Arsenija Pawłowa, znanego szerzej jako “Motorola”.
Był jednym z wojskowych dowódców donieckich separatystów. W najbardziej gorącym okresie walk on i jemu podobni stali się bohaterami rosyjskojęzycznych mediów. Zamieszczali buńczuczne wypowiedzi na portalach społecznościowych, fotografowali się z karabinami na pierwszej linii frontu i opowiadali o swych zwycięstwach nad Ukraińcami, z których nieustannie szydzili. Nie były to czcze przechwałki – podczas walk słynęli z wyjątkowej bezwzględności. Wśród sporej części rosyjskich mieszkańców Donbasu cieszyli się popularnością, dzięki czemu łatwiej im było werbować ochotników w szeregi swych oddziałów.
Nie ukrywali, że ich celem jest proklamowanie Noworosji, która byłaby częścią imperium rosyjskiego. O tym głośno mówił również “Motorola”, obywatel Federacji Rosyjskiej, mieszkający przed wybuchem wojny w Rostowie nad Donem. Jako dowódca elitarnego batalionu “Sparta” brał udział w bitwie pod Iłowajskiem oraz w szturmie na lotnisko w Doniecku. Nie ukrywał, że własnoręcznie mordował wziętych do niewoli ukraińskich jeńców.
Dziś czasy się jednak zmieniły. Najbardziej burzliwy okres konfliktu już minął. Wojna przekształciła się w pozycyjną.W Donbasie charyzmę zastępuje rutyna.Ważniejsi są lojalni urzędnicy niż nieprzewidywalni watażkowie. Ci ostatni przez wiele miesięcy czuli się panami życia i śmierci na okupowanych terytoriach. Teraz z zaskoczeniem konstatują, że muszą podporządkować się biurokratom, którzy nawet nie wąchali prochu.
Są rozżaleni również z innego powodu. Ich marzenia rozwiewają się w powietrzu. Dziś w Moskwie nikt już nie mówi o “projekcie Noworosja”. Powtarzana jest fraza, że Donbas pozostaje częścią Ukrainy, ale Kijów powinien nadać mu szeroką autonomię. Chodzi po prostu o powołanie państwa w państwie (oczywiście rosyjskiego w ukraińskim).
Na okupowanych terenach tworzy się więc lokalna administracja złożona z urzędników legitymujących się ukraińskimi paszportami, ale bezgranicznie posłusznych Moskwie.Głównie są to dawni działacze Partii Regionów Wiktora Janukowycza. W tej sytuacji obecność w Donbasie watażków, którzy gardłują o Noworosji i mają trudności z podporządkowaniem się miejscowej władzy, staje się poważnym problemem. Najlepszym rozwiązaniem okazuje się więc likwidacja nieposłusznego elementu.
“Motorola” zginął w budynku, w którym mieszkał. Kiedy jechał windą, wybuchła ukryta bomba.Gmach był pilnie strzeżony przez uzbrojonych ochroniarzy i monitorowany przez kamery. Do miejsca, gdzie ukryto ładunek wybuchowy, miała dostęp zaledwie garstka zaufanych osób. Nikt obcy nie kręcił się też w pobliżu.
Nawet sprzyjający separatystom blogerzy nie mają wątpliwości, że mordu dokonali nie Ukraińcy, lecz “swoi”. “Motorola” jest zresztą ostatnim na długiej liście prorosyjskich atamanów, którzy zginęli z rąk swych współtowarzyszy.
Zaczęło się odługańskiego komendanta polowego Aleksandra Biednowa ps. “Batman”, który z dwoma innymi bojownikami został spalony żywcem w swym kuloodpornym samochodzie za pomocą miotaczy ognia.Był to jedyny przypadek, gdy ustalono tożsamość sprawców – okazali się nimi funkcjonariusze służby bezpieczeństwa ługańskich separatysów.
Potem był Aleksy Mozgowoj, dowódca batalionu “Prizrak”, którego auto najpierw wybuchło na minie, a następnie zostało ostrzelane z kulomiotów. Zginął on, jego rzecznik prasowy, dwóch ochroniarzy i kierowca (nie licząc dwóch przypadkowych osób, które akurat przejeżdżały obok samochodem).
8 października tego roku zginął z kolei komendant batalionu “Jegor” Armen Bagirian ps. “Baggi”, obywatel rosyjski narodowości ormiańskiej, mieszkający przed wojną w Krasnojarsku. Jego samochód, którym jechał z dwoma bojownikami, został znienacka ostrzelany. Nie przeżył nikt.
Przykłady podobnych zamachów można mnożyć. Zazwyczaj łączy je jedno: dokonane zostały na terenach kontrolowanych przez siły prorosyjskie, a ich sprawcy pozostają nieznani. Najczęściej dowodzone przez nich bataliony po śmierci dowódców rozpadły się.
Giną zresztą nie tylko komendanci polowi, lecz także miejscowi politycy, którzy narazili się Kremlowi, np. były premier tzw. Ługańskiej Republiki Ludowej Giennadij Cypkałow, zwolennik “projektu Noworosja”. Został aresztowany za próbę zamachu stanu. Znaleziono go później powieszonego w celi, a jego ciało nosiło ślady tortur. Oficjalnie popełnił samobójstwo.
Pamięć o watażkach, których jeszcze niedawno putinowska propaganda wyniosła na szczyt popularności, stopniowo zanika. Na niektórych prokremlowskich portalach są dezawuowani lub nawet wyśmiewani.Ta sama machina, która wykreowała ich na bohaterów, wykorzystała ich i przemieliła, gdy przestali być potrzebni.
Na terenach okupowanych rośnie natomiast dezorientacja, a media przychylne separatystom ledwie mogą ukryć swą frustrację. Ludzie walczący przeciw Ukrainie lub tylko opowiadający się po stronie Rosji mieli zupełnie inne oczekiwania. Spodziewali się, że ich region – wymarzona Noworosja – zostanie przyłączony do Federacji Rosyjskiej. Że będą żyli szczęśliwie jako część kraju, który uważają za swą ojczyznę. Okazało się jednak, że plany Kremla są inne. Że pełnią rolę ziemi niczyjej między Moskwą a Kijowem. Że są szarą strefą, przyfrontowym buforem, enklawą tymczasowości, źródłem destabilizacji. Czy tego chcieli?Czy o to walczyli?
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/313639-donbas-rewolucja-pozera-wlasne-dzieci-czyli-komendanci-polowi-gina-w-zamachach