Brytyjczycy to pragmatycy, więc jak najczęściej należałoby wskazywać na pozycję Polski jako lidera regionu, dziś przewodniczącego Grupie Wyszehradzkiej, aktywnego członka Trójkąta Weimarskiego i partnera w przyszłych reformach Unii Europejskiej oraz jednego z nielicznych sojuszników w utrzymywaniu bliskich kontaktów transatlantyckich. Lepszego partnera Wielka Brytania w antyamerykańskiej Europie nie znajdzie, i powinna o tym wiedzieć. Jestem także zwolenniczką powoływanie się na argumenty historyczne – sięgali po nie przedtem prof. Norman Davies, a ostatnio znany publicysta Andrew Marr. Należy przypominać o wkładzie polskich pilotów – co ósmy lotnik RAF był Polakiem - w bitwie o Anglię, która zdecydowała o losach Wielkiej Brytanii. O roli polskich sił zbrojnych w krwawych walkach w północnej Afryce, we Włoszech i we Francji. Bo Polacy nie pojawili się w Zjednoczonym Królestwie po 2004 roku, lecz przybyli tu wykrwawieni sojuszniczym żołnierskim trudem w 1945 roku, a rząd brytyjski wcale nie potraktował ich przyjaźnie. Teheran i Jałta, cofnięcie w 1945 roku dyplomatycznego uznania dla polskiego rządu na uchodźstwie, a potem? Miałam honor i przyjemność przyjaźnić się z generałową Jadwigą Składkowską i dobrze wiem, jak wyglądało życie sfer rządowych i dyplomatycznych w Londynie. Tak się nie traktuje sojuszników.
Pragmatyzm – pragmatyzmem, ale i Brytyjczycy mają swoją „ciemną otchłań podświadomości zbiorowej”, która tłumaczy politykę ich rządu. Np. chowanie pod dywanem problemów z imigrantami spoza Europy, zwykle przybyszami z byłego Imperium Brytyjskiego. To nie tylko polityczna poprawność każe im milczeć jak zaklęci, akceptując skok na państwową kasę, lekceważenie tutejszego systemu prawnego, wykroczenia i przestępstwa. Więc owszem, rozumiemy psychologiczne i moralne pobudki takich postaw – poczucie winy za 400 lat kolonizacji połowy globu. Za zbudowanie potęgi terytorialnej i ekonomicznej, prestiżu na świecie, zamożności mieszkańców cudzym kosztem i podbudowywaniu narodowego ego. Rozumiemy brytyjskie problemy, ale oczekujemy działań opartych na statystykach i faktach oraz tak bliskiej brytyjskiemu sercu grze fair play.
Tak więc negocjując, należy patrzeć w przyszłość, lecz nie zapominać o historii, a kierując się pragmatyzmem, mieć świadomość głęboko skrywanych brytyjskich kompleksów, mitów i uprzedzeń. A po drugie, nigdy nie zaszkodzi przypomnieć o tym, o czym negocjatorzy woleliby zapomnieć.
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Brytyjczycy to pragmatycy, więc jak najczęściej należałoby wskazywać na pozycję Polski jako lidera regionu, dziś przewodniczącego Grupie Wyszehradzkiej, aktywnego członka Trójkąta Weimarskiego i partnera w przyszłych reformach Unii Europejskiej oraz jednego z nielicznych sojuszników w utrzymywaniu bliskich kontaktów transatlantyckich. Lepszego partnera Wielka Brytania w antyamerykańskiej Europie nie znajdzie, i powinna o tym wiedzieć. Jestem także zwolenniczką powoływanie się na argumenty historyczne – sięgali po nie przedtem prof. Norman Davies, a ostatnio znany publicysta Andrew Marr. Należy przypominać o wkładzie polskich pilotów – co ósmy lotnik RAF był Polakiem - w bitwie o Anglię, która zdecydowała o losach Wielkiej Brytanii. O roli polskich sił zbrojnych w krwawych walkach w północnej Afryce, we Włoszech i we Francji. Bo Polacy nie pojawili się w Zjednoczonym Królestwie po 2004 roku, lecz przybyli tu wykrwawieni sojuszniczym żołnierskim trudem w 1945 roku, a rząd brytyjski wcale nie potraktował ich przyjaźnie. Teheran i Jałta, cofnięcie w 1945 roku dyplomatycznego uznania dla polskiego rządu na uchodźstwie, a potem? Miałam honor i przyjemność przyjaźnić się z generałową Jadwigą Składkowską i dobrze wiem, jak wyglądało życie sfer rządowych i dyplomatycznych w Londynie. Tak się nie traktuje sojuszników.
Pragmatyzm – pragmatyzmem, ale i Brytyjczycy mają swoją „ciemną otchłań podświadomości zbiorowej”, która tłumaczy politykę ich rządu. Np. chowanie pod dywanem problemów z imigrantami spoza Europy, zwykle przybyszami z byłego Imperium Brytyjskiego. To nie tylko polityczna poprawność każe im milczeć jak zaklęci, akceptując skok na państwową kasę, lekceważenie tutejszego systemu prawnego, wykroczenia i przestępstwa. Więc owszem, rozumiemy psychologiczne i moralne pobudki takich postaw – poczucie winy za 400 lat kolonizacji połowy globu. Za zbudowanie potęgi terytorialnej i ekonomicznej, prestiżu na świecie, zamożności mieszkańców cudzym kosztem i podbudowywaniu narodowego ego. Rozumiemy brytyjskie problemy, ale oczekujemy działań opartych na statystykach i faktach oraz tak bliskiej brytyjskiemu sercu grze fair play.
Tak więc negocjując, należy patrzeć w przyszłość, lecz nie zapominać o historii, a kierując się pragmatyzmem, mieć świadomość głęboko skrywanych brytyjskich kompleksów, mitów i uprzedzeń. A po drugie, nigdy nie zaszkodzi przypomnieć o tym, o czym negocjatorzy woleliby zapomnieć.
Strona 2 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/307409-zabojstwo-polaka-w-harlow-i-co-dalej-nalezy-patrzec-w-przyszlosc-lecz-nie-zapominac-o-historii?strona=2