Jeśli nie Merkel, to kto? Rząd Beaty Szydło musi podjąć rzeczowy dialog z Niemcami, choćby dlatego, że zawsze może być gorzej

Fot. FNDE/CC/Wikimedia Commons
Fot. FNDE/CC/Wikimedia Commons

Jeśli zaczniemy teraz jeszcze przepraszać, że w trudnej sytuacji pokazujemy przyjazną twarz, to nie jest mój kraj…

— rzuciła Angela Merkel rok temu, broniąc swego zaproszenia dla islamskich imigrantów do Europy. Po ostatnich, krwawych wydarzeniach z ich udziałem i nie tylko w Niemczech, to jej wyborcy powtarzają: to nie jest mój kraj, to nie jest mój rząd, to nie jest moja kanclerz… Dziś, nazywana jeszcze niedawno przez rodaków „Mutter der Nation”, uchodzi za główną sprawczynię problemów we własnej republice i w całej Unii Europejskiej, dramatycznie spadły też notowania jej partii; w rankingu popularności Merkel znalazła się poza podium, na czwartej pozycji (Forschungsgruppe Wahlen), zaś od CDU odwróciło się za jej rządów aż 25 proc. dotychczasowych zwolenników. Na kanclerz Niemiec ciskają pioruny nawet koledzy z partii.

Wielu z nas mówi: CDU-Merkel to już nie nasza CDU

— wypalił lipski rajca Michael Weickert, uczestnik niedawnego kongresu chadeków w Schkeuditz.

Nie wie Pani, kto przybywa, nie wie pani ilu przybywa, nie wie pani ilu ich tu już jest…!”

— huknął Volker Richard z saksońskiego zarządu CDU.

Suweren nie jest głupi…

— dorzucił jego chadecki kolega Volker Schimpff, wytykając Merkel „samowolne przekształcanie narodu, bez pytania go o zdanie, czy w ogóle tego sobie życzy”.

Zdetronizować Merkel!

— zażądał otwarcie Erhard Stein z Saksonii-Anhalt. Najdalej posunął się jednak psychiatra i psychoanalityk, znany w Niemczech autor wielu publikacji i książek Hans Joachim Maaz, który „zdiagnozował”, że kanclerz cierpi na „narcyzm”, podejmuje „irracjonalne decyzje” i stanowi „rosnące niebezpieczeństwo dla kraju”.

Początkowo „przyjazną twarz” niemieckiego społeczeństwa wykrzywia dziś grymas złości i buntu, przeradzającego się w akty agresji wobec islamskich przybyszów.

CZYTAJWNIEŻ: „Niemcy płacą koszmarną cenę za swą błędną politykę i arogancję”

Minister spraw wewnętrznych Thomas de Maizière przyznał otwarcie, że policja federalna nie ma dziś pełnej kontroli nad imigrantami. Wedle różnych spekulacji, około 400 z nich, którym przypisuje się kontakty z ISIS, „zniknęło” na terenie RFN. Zgodnie z danymi Europolu, aż 5 tys. Europejczyków wyjechało, aby wziąć udział w walkach lub szkoleniach w Syrii i Iraku, zaś powróciło stamtąd ok. 1,8 tys. „zdolnych do przeprowadzenia zamachów terrorystycznych”. Niebezpodstawne są zatem obawy, że meldunki o kolejnych tragediach w dowolnym miejscu i czasie, na lotniskach, dworcach, w centrach handlowych czy na ulicach są tylko kwestią czasu.

Swą jednostronną decyzją, czemu nawet w Brukseli nikt nie przeczy, Merkel spowodowała największy kryzys zaufania w samych Niemczech od zjednoczenia z dawną NRD, i w całej Unii Europejskiej od chwili jej powstania. W efekcie rodzą się oddolne, obywatelskie inicjatywy, jak np. ruch Pegida (Patriotycznych Europejczyków przeciw Islamizacji Zachodu/Patriotische Europäer gegen die Islamisierung des Abendlandes), coraz więcej zwolenników zdobywają populistyczne ugrupowania alternatywne, jak partia - nomen omen - Alternatywa dla Niemiec (AfD), a także skrajnej prawicy i neonaziści. Coraz trudniej wiedzie się też samym wyznawcom Allaha, którzy nie chcą mieć nic wspólnego z tzw. państwem islamskim, de facto nieuznawanym przez główne nurty i rządy krajów muzułmańskich.

Konsekwencje samowoli Merkel są opłakane, liczby podpaleń hoteli azylanckich i napaści na imigrantów podawane są już w tysiącach. Gabinet Merkel wpadł w pułapkę, którą sam na siebie zastawił. Także socjaldemokraci z SPD, koalicyjni partnerzy CDU/CSU, tracą status partii ludowej, ale radykalnej zmiany ich kursu próżno oczekiwać. Lewica obstaje przy swoim „internacjonalizmie” i skompromitowanym „multi-kulti”, czemu prawica (chrześcijańscy demokraci to dziś w RFN termin bez pokrycia, obowiązujący co najwyżej w nazwie CDU - Christlich Demokratische Union Deutschlands), nie może się sprzeciwić, gdyż oznaczałoby to koniec tzw. wielkiej koalicji i przedwczesne wybory. Zarówno jedni jak i drudzy wierzą, że do przyszłego roku zdołają wydobyć się z sondażowego dołka.

Czytaj dalej na następnej stronie ===>

12
następna strona »

Autor

Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.