Żegnaj, Europo! Unia Europejska, jaką znamy, w ciągu najbliższych 10–15 lat zniknie. Zastąpią ją luźne bloki regionalne

Fot. freeimages.com
Fot. freeimages.com

Tym bardziej iż integracja europejska, rozumiana jako proces tworzenia ponadnarodowego państwa, już dawno utknęła w miejscu. Próba ustanowienia politycznej Unii poprzez Traktat Konstytucyjny się nie powiodła i dała nam – w mękach - Traktat Lizboński. Euro – jak zakładał jego pomysłodawca Jacques Delors – także nie doprowadziło do zrośnięcia się Europy. Wręcz przeciwnie. Podzieliło ją na centrum i peryferie, na dłużników i wierzycieli. Grecja to wręcz wzorowy przykład porażki europejskiego projektu i tak często przywoływanej europejskiej solidarności: sześć lat zaciskania pasa, wyprzedaży majątku narodowego, nadzoru i tłamszenia, a Ateny są wciąż w tym samym miejscu w którym były w 2010 roku. Unia Europejska to nieudany projekt elit. Referendum w Wielkiej Brytanii to element przetworzenia go w projekt obywateli, dający nadzieję na przełamanie zastoju i zwiększenia demokratycznej legitymizacji UE. Europejskie elity powinny więc zareagować na „Brexit” obszernym mea culpa, bić się w pierś, przyznać, że euro to pomyłka, a federacja- jeśli do dziś nie udało się jej utworzyć - już nie powstanie. Powinny podjąć reformę wspólnoty, o której w sowim tekście pisze mój kolega Michał Kuź Brexit i Nowa Europa Ojczyzn Zamiast tego wolą jednak pogrążać się dalej w kłamstwie. Czym innym są propozycje szefów MSZ Francji i Niemiec Franka-Waltera Steinmeiera i Jean’a-Marca Ayraulta pogłębienia integracji, uwspólnotowienia szeregu polityk unijnych, w tym azylowej i bezpieczeństwa.

Lub plan reform przedstawiony przez ministra finansów Niemiec Wolfganga Schäuble, który zakłada zwiększenie nadzoru nad gospodarkami i budżetami krajów Eurostrefy przez nowo utworzone w tym celu ciała regulacyjne, znajdujące się już nie tylko poza kontrolą tych państw ale także Komisji Europejskiej. Reformy, która stanowiłaby „krok do tyłu”, o co apeluje m.in. były kanclerz Niemiec Helmut Kohl, nie będzie, bo nikomu, z wyjątkiem coraz bardziej sfrustrowanych europejskich obywateli, na tym nie zależy. Nie zależy na tym Niemcom, dla których UE jest narzędziem dominacji, pozwalające im realizować własne interesy nie wywołując większego sprzeciwu, ani Komisji Europejskiej, która – gwałcąc często po drodze traktaty – wywalczyła sobie w ostatnich latach coraz większe prerogatywy. Nie ma przy tym znaczenia czy na jej czele stoi Jean-Claude Juncker czy ktoś inny. Celem każdej instytucji jest reprodukcja, powielanie samej siebie, czyli zachowanie co najmniej statusu quo. Po wyjściu z Unii „głównego hamulcowego” w postaci Londynu, kontynentalna koncepcja Europy wróci do łask. Punkt ciężkości przeniesie się na kraje Eurostrefy, a Niemcy będą mogły już otwarcie pełnić rolę „dobrotliwego hegemona”.

Kryzysowe spotkanie szefów MSZ państw założycieli UE pokazało aż nader wyraźnie w jakim kierunku zamierzają iść europejskie elity. Nie będzie Wielkiej Brytanii, ma być za to więcej Europy. Wspólnotą równoległych państw Unia nigdy nie była, teraz stanie się to jeszcze bardziej widoczne. Nie liczyłabym przy tym na opór państw Południa, związanych euro i tym samym uzależnionych od unijnego systemu redystrybucji. Ani na moc krajów Wschodu Europy, zbyt słabych politycznie i równie uzależnionych od europejskich funduszy strukturalnych. Może i nas wysłuchają, ale ostatecznie inicjatywa reform krajów Wyszehradu odbije się od ściany interesów głównych graczy. Renegocjacja obecnych, a już tym bardziej opracowanie nowego Traktatu, to ryzykowna zabawa, rozpisana na lata. Wystarczy przypomnieć sobie losy Konstytucji dla Europy Giscarda d’Estainga. Nowy traktat to nowe referenda w celu jego ratyfikacji. To otwarcie nowych linii sporu bez gwarancji sukcesu. Jest to ryzyko, którego europejskie elity nie podejmą.

Bez reform i zmiany modelu integracji UE się rozpadnie. Nie z woli swoich elit, tylko wbrew nim. Eurosceptycy rosną coraz bardziej w siłę (w Czechach właśnie powstał odpowiednik Alternatywy dla Niemiec, który pracuje nad referendum ws. „Czexitu”). Najbliższe pół roku pokaże jak Brytyjczycy poradzą sobie z Brexitem. Jeśli uda im się ułożyć relacje z Unią i skutki gospodarcze rozwodu zostaną opanowane, w takich krajach jak Czechy, Węgry, Holandia, Dania, a nawet Francja wzrośnie presja na rewizję więzi łączących je z Brukselą. Presja nadejdzie przy tym zarówno ze strony antysystemowej lewicy, dążącej do solidarności europejskiej rozumianej jako uwspólnotowienie długu jak i narodowej prawicy, walczącej nie tylko z gospodarczymi ale także z cywilizacyjnymi skutkami globalizacji. Do tego dochodzi wyraźne słabnięcie więzi euroatlantyckiej. „Pacific pivot” i idące za nim stopniowe wycofanie się USA ze starego kontynentu wzmacnia tendencje do fragmentaryzacji w UE. Zjednoczona Europa jest nierozerwalnie związana ze światem jednopolarnym.

Gdy hegemona nie ma, bądź jest on wyraźnie osłabiony, pojawiają się nowi gracze, nowe ośrodki siły, dążące do rozbicia dotychczasowych i stworzenia nowych, korzystnych dla siebie porządków. Niemcy od dawna dryfują między więzią z Zachodem, USA i Francją, a chęcią ułożenia sobie relacji z Rosją. Jeśli nie zdarzy się więc cud, a takiego na horyzoncie nie widać, Unia Europejska, jaką znamy, w przeciągu najbliższych 10 do 15 lat, zniknie.

Zastąpią ją luźne bloki państw. Europa podzieli się na Północ i Południe, na Północy powstanie blok składający się z państw skandynawskich, które od lat łączą więzi handlowe, umowy o wolnym przepływie osób oraz historycznie (nieudana) unia walutowa. Można sobie wyobrazić ożywienie nieco uśpionej obecnie instytucji – Rady Nordyckiej. Kolejnym blokiem będzie tzw. „Kerneuropa”, europejski rdzeń z Niemiec, Francji i krajów Beneluksu. Niewykluczone, że zachowa euro jako walutę. Zapewne jednak będzie musiał znaleźć inny model współpracy niż dotychczasowy, stworzyć nowe instytucjonalne ramy, bo kontynuacja obecnego wadliwego projektu, tylko w mniejszym składzie, wydaje się bezsensowna. Niemcy dalej będą dominowały kontynent, balansując między Wschodem a Zachodem. Rosja – jak przewiduje ośrodek „Stratfor”- będzie próbowała wywierać wpływ na sfragmentaryzowaną Europę, co najmniej przez kolejną dekadę, aż system zaprojektowany przez Władimira Putina ulegnie reformie bądź się rozpadnie. Będzie to miało poważne konsekwencje dla europejskich sąsiadów Moskwy, choć w różnym stopniu. Militarna projekcja Rosji jest ograniczona na południu przez Karpaty, chroniące Rumunię, Węgry i Słowację. Polska i kraje Bałtyckie są odsłonięte.

Gwarantem bezpieczeństwa pozostanie tu NATO, jednak coraz bardziej niepewnym. Doprowadzi to do powstania dwóch różnych bloków w Europie Środkowej i Wschodniej. Jeden, składający się z Rumunii, Czech, Węgier, Bułgarii i Słowacji skoncentrowany będzie na relacjach gospodarczych ze rdzeniem. Polska i kraje Bałtyckie będą zmuszone skupiać swoją energię na tworzeniu sojuszy obronnych, nie wykluczając z tego Ukrainy czy Białorusi, przy jednoczesnych staraniach zatrzymania USA na starym kontynencie. Może to być szansą na przejęcie roli kluczowego partnera Amerykanów od Niemiec, którym transatlantyckie partnerstwo będzie coraz bardziej ciążyć.

Na Południu powstanie kolejny blok, składający się z Włoch, Hiszpanii, Portugalii i Grecji, który będzie zmagał się z poważnymi problemami gospodarczymi, kryzysem imigracyjnym i zagrożeniem terrorystycznym. Niemcy będą próbowały przyciągnąć Hiszpanię, tak jak Francja będzie usiłowała przywiązać do siebie Włochy. Rzym i Madryt będą musiały także walczyć z tendencjami odśrodkowymi, czyli separatyzmami, które wraz ze zniknięciem Unii jako spoiwa, się jeszcze zaostrzą. Rezygnacja z euro da im jednak realną szansę na wyjście z kryzysu i odzyskanie konkurencyjności. Z czasem Francja może odłączyć się od „Kerneuropa” i przejąć przywództwo południowego bloku.

Wraz powrotem podziałów na kontynencie Wielka Brytania będzie mogła się znów poświęcić swojej ulubionej strategii – utrzymaniu równowagi sił, rozwijając jednocześnie sieć więzi handlowych, łączącą elementy regionalne i globalne. Bloki te będą się tworzyły powoli, w atmosferze napięcia i konfliktu. Francja będzie musiała dokonać wyboru między Niemcami a swoimi południowymi sojusznikami, czyli zaletami i wadami zależności od najsilniejszej gospodarki a możliwością promieniowania na region oparty na słabych gospodarkach i jeszcze słabszych instytucjach. Niektóre kraje nordyckie, jak Finlandia, będą pewnie chciały zachować euro, wbrew swoim nordyckim partnerom. Trudno to przewidzieć.

Europa wciąż zadaje sobie te same pytania i za każdym razem inaczej na nie odpowiada: Pokój Westfalski stworzył system suwerennych państw; kongres Wiedeński ustanowił równowagę między pięcioma mocarstwami; po II wojnie światowej rozwiązaniem okazała się UE i NATO. Gdy jeden porządek ginie, powstaje kolejny. Zmieniają się tylko ci, którzy na nim korzystają. Geopolityka nie znosi próżni.

Tekst ukazał się pierwotnie w internetowym miesięczniku idei Nowa Konfederacja

« poprzednia strona
12

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.