Niemcy wykazują wyjątkową arogancję, która dodatkowo pogłębia podziały w UE. Walka o wpływy w Europie dopiero się rozpoczyna

PAP/EPA
PAP/EPA

Największym grzechem decydentów UE i samej kanclerz Niemiec, przeświadczonych że mają patent na rację, że najlepiej wiedzą jak uszczęśliwić narody Europy, jest oderwanie od rzeczywistości. Co kuriozalne, w tej utopii wspierają ich niektóre media, coraz bardziej grzęznące w nieprzytomnej propagandzie. Niemiecki, wysokonakładowy „Bild” pyta w tytule weekendowego wydania, „czy po >>Brexicie<< UE będzie lepsza niż wcześniej?”. Tekst ilustruje zdjęcie niezbyt apetycznych grubasek w koszulkach z brytyjską flagą. W opisie tego tabloidu, Europejczycy nie mogą dopuścić, by wystąpienie Wielkiej Brytanii „zrabowało nam naszą energię”. Publikację rozpoczyna apel grupy polityków od Sasa do lasa, jak np. były szef niemieckiej dyplomacji Joschka Fischer z Zielonych, była kandydatka SPD na prezydenta RFN Gesine Schwan, były premier Hiszpanii, socjalista Felipe González, znany w naszym kraju szef liberałów w europarlamencie Guy Verhofstadt, czy chadecki eurodeputowany (CDU) Elmar Brok.

Fakt faktem - jest źle. Po brytyjskim referendum podobnego głosowania domaga się we Francji liderka Frontu Narodowego (FN) Marine Le Pen, w Austrii lider Wolnościowej Partii (FPÖ) Heinz-Christian Strache, w Holandii znany populista, lider Partii Wolności Geert Wilders. Jeśli Niemcy i unijni funkcjonariusze nie zmienią postępowania, lista nazwisk różnojęzycznych eurosceptyków może się tylko wydłużyć. „Brexit” nie jest końcem świata, Brytyjczycy zapewne wynegocjują sobie z UE  coś na kształt umowy stowarzyszeniowej. Z punktu widzenia Brukseli, byłby to jednak zły przykład dla pozostałych państw członkowskich, do wysuwania przez nie własnych żądań, co w efekcie końcowym mogłoby doprowadzić do całkowitego rozpadu unii. Szef Rady Europejskiej Donald Tusk uspokaja, że jest to wprawdzie… „chwila historyczna, ale nie należy reagować histerycznie”.

Owszem, należy zareagować konstruktywnie. A to oznacza, także na niego spada część odpowiedzialności za wynik brytyjskiego referendum i za narastające, antyunijne nastroje w Europie. Z jednego wszakże Tusk może się cieszyć: w przyszłości nie będzie musiał znosić kąśliwych uwag ze strony człowieka, który zdaniem „Spiegla” rzekomo „wtrącił Europę w kryzys” - Nigela Farage’a. Brytyjski rebeliant nazywał naszego ekspremiera brukselskim „imigrantem”, przy którym „facet z charyzmą mopa wydaje się być geniuszem”. Wynik głosowania Brytyjczyków może być gwoździem do jego politycznej trumny.

To akurat martwi niespecjalnie. Polityczne skutki „Brexitu” będą miały przede wszystkim wręcz fundamentalne znaczenie dla naszego kraju. Po pierwsze, tracimy w UE silnego i ważnego sprzymierzeńca, po drugie, pozycja Polski i siła jej głosu zależeć teraz będzie od postawy i umiejętności dyplomatycznych w konfrontacji z już podjętymi działaniami Berlina. W odpowiedzi na spotkanie unijnej „szóstki” w Berlinie minister Witold Waszczykowski zwołał na poniedziałek, jak to określił „Dziennik - Gazeta Prawna”, „szczyt” szefów dyplomacji wszystkich krajów niezaproszonych przez niemieckiego kolegę z urzędu. Sam Steinmeier i uczestnicy jego narady nie dostali zaproszeń do Warszawy. Walka o miejsce i wpływy w Europie dopiero się rozpoczyna…

« poprzednia strona
12

Autor

Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.