W ubiegłym tygodniu mediami wstrząsnęły także słowa Borisa Johnsona dla niedzielnej edycji konserwatywnego „Telegrapha”. Podobno przyrównał Unię Europejską do Napoleona i Hitlera. Sięgnęłam do oryginału i okazało się, że passus brzmiał jednak nieco inaczej: „Unia Europejska - mówił Johnson - dąży – jak kiedyś Napoleon i Hitler – do stworzenia superpaństwa… Brakuje jej autorytetów, powszechnie szanowanych, a także prawdziwej lojalności wobec idei europejskiej. I ten ogromny deficyt demokracji”. Tak się mają fakty medialne do faktów, powiedzmy sobie, realnych. Aktualny tydzień już zaczął się skandalem. Otóż przewodniczący Komisji Europejskiej Jean-Claude Juncker powiedział dla „Le Monde”, że Wielka Brytania, jeśli w referendum jej obywatele zagłosują za >dezercją< czyli wyjściem z Unii, nie może liczyć na żadne względy państw unijnych”. Na Wyspach spowodowało to kolejną falę krytycyzmu i wzmocnienie pozycji zwolenników Brexitu.
Nie była to jedyna wpadka Downing Street w tym tygodniu . „The Telegraph” ujawnił właśnie list Ruperta Soamesa, szefa Serco, który napisał, że skontaktował się z 500 firmami FTSE, które za chwilę opublikują doroczny raport i perswadował, by wpisali Brexit na listę największych zagrożeń dla dobrych wyników w przyszłym roku. To już nie jest o jedno słowo za dużo, to po prostu kompromitacja. A dziś podano, że z 2 mln Brytyjczyków, zamieszkałych na Kontynencie, około 700 tys. nie będzie mogło głosować, bo mieszkają za granicą ponad 15 lat. Zdecydowanie zła wiadomość dla kampanii IN, bo z uwagi na swoją prywatną sytuację - umowy dotyczące służby zdrowia, edukacji, etc. - ci ekspatrioci głosowaliby oczywiście za pozostaniem w Unii.
Tak więc co kilka dni mamy na Wyspach kolejną aferę lub skandal. I przygotujmy się na więcej - aż do 23 czerwca, bo w Wielkiej Brytanii nie ma ciszy wyborczej.
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
W ubiegłym tygodniu mediami wstrząsnęły także słowa Borisa Johnsona dla niedzielnej edycji konserwatywnego „Telegrapha”. Podobno przyrównał Unię Europejską do Napoleona i Hitlera. Sięgnęłam do oryginału i okazało się, że passus brzmiał jednak nieco inaczej: „Unia Europejska - mówił Johnson - dąży – jak kiedyś Napoleon i Hitler – do stworzenia superpaństwa… Brakuje jej autorytetów, powszechnie szanowanych, a także prawdziwej lojalności wobec idei europejskiej. I ten ogromny deficyt demokracji”. Tak się mają fakty medialne do faktów, powiedzmy sobie, realnych. Aktualny tydzień już zaczął się skandalem. Otóż przewodniczący Komisji Europejskiej Jean-Claude Juncker powiedział dla „Le Monde”, że Wielka Brytania, jeśli w referendum jej obywatele zagłosują za >dezercją< czyli wyjściem z Unii, nie może liczyć na żadne względy państw unijnych”. Na Wyspach spowodowało to kolejną falę krytycyzmu i wzmocnienie pozycji zwolenników Brexitu.
Nie była to jedyna wpadka Downing Street w tym tygodniu . „The Telegraph” ujawnił właśnie list Ruperta Soamesa, szefa Serco, który napisał, że skontaktował się z 500 firmami FTSE, które za chwilę opublikują doroczny raport i perswadował, by wpisali Brexit na listę największych zagrożeń dla dobrych wyników w przyszłym roku. To już nie jest o jedno słowo za dużo, to po prostu kompromitacja. A dziś podano, że z 2 mln Brytyjczyków, zamieszkałych na Kontynencie, około 700 tys. nie będzie mogło głosować, bo mieszkają za granicą ponad 15 lat. Zdecydowanie zła wiadomość dla kampanii IN, bo z uwagi na swoją prywatną sytuację - umowy dotyczące służby zdrowia, edukacji, etc. - ci ekspatrioci głosowaliby oczywiście za pozostaniem w Unii.
Tak więc co kilka dni mamy na Wyspach kolejną aferę lub skandal. I przygotujmy się na więcej - aż do 23 czerwca, bo w Wielkiej Brytanii nie ma ciszy wyborczej.
Strona 2 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/294046-afery-i-aferki-wokol-brexitu-od-d-day-dzieli-nas-tylko-miesiac?strona=2