Jak Węgrzy pokonali Unię Europejską, czyli sześć lat dobrej zmiany. Korespondencja z Budapesztu

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
fot. PAP/EPA
fot. PAP/EPA

„Nie pokrywała się w ogóle z werdyktem Komisji Weneckiej. A wie Pan dlaczego? Bo to wszystko kwestia interpretacji danych przepisów,”

— wspomina Trocsanyi. Z tymi opiniami w ręku odwiedzał kolejne brukselskie instytucje przekonując ich oraz opinię publiczną, że zdania mogą być różne, a Komisja Wenecka jest tylko jednym z wielu ciał doradczych. Wykorzystał do tego liczne kontakty, które nawiązał w latach 2000-2004 jako ambasador Węgier w Belgii. Dzisiaj nikt już nie ma pretensji co do działalności węgierskiego TK.

Banki pokonane

Gdy Wiktor Orban został premierem swojego kraju, aż pół miliona jego rodaków miało kredyty w frankach.

„To była dramatyczna, straszna dla Węgrów sytuacja,”

— przypomina sobie te chwile Zoltan Kovacs, rzecznik rządu. To tak jakby w Polsce było ok. dwa miliony takich frankowiczów.

„Banki rozdawały kredyty w obcych walutach w ogóle nie biorąc za to odpowiedzialności. To był wielki problem dla całego społeczeństwa, nie tylko dla samych kredytobiorców.”

Sprawa była o tyle trudniejsza, że podobnie jak w Polsce na finansowym rynku węgierskim de facto nie było rodzimych banków.

Od 2011 r. rząd w Budapeszcie starał się rozwiązać ten kryzys, działał krok po kroku, i pod koniec 2014 r. przeforsował w końcu swoje. Przewalutowano kredyty frankowe na forinty; de facto banki nie mogły mówić, że są stratne, bo musiały oddać to, co niesprawiedliwe zagarnęły. Musiały się zobowiązać do oddania klientom pieniędzy, które zarobiły na tzw. spreadach i podwyżkach oprocentowania. Te działania zostały potwierdzone sądownie. Mimo tego, banki wytoczyły państwu węgierskiemu 78 procesów. Przegrały wszystkie. Gwoli prawdy trzeba jednak dodać, że i Węgrzy, i banki mieli trochę szczęścia, bo kurs franka eksplodował dopiero kilka miesięcy po zastosowania powyższego rozwiązania. Z drugiej strony można nazwać to również przenikliwością. Kiedy rząd Orbana działał, rząd Tuska problemu w ogóle nie dostrzegał, a Komisja Nadzoru Finansowego zajmowała się atakami na SKOK-i oraz ochroną banków, a nie obywateli.

Koszty rozwiązania kryzysu frankowego poniosły zatem banki, a nie podatnik. Ale czy przez to podrożały opłaty bankowe, jak straszą nas niektórzy „nowocześni” politycy?

„U nas też budowaną taką narrację strachu,”

—odpowiada mi na to pytanie Agnes Hornung, węgierska minister ds. finansów.

„Rodziny u nas w kraju były bardzo mocno obciążone i ten kompromis po prostu był konieczny. Nie miało to żadnego wpływu na inne produkty bankowe, gdyż z połączeniem wejścia węgierskiego kapitału na rynek bankowy powstała zdrowa konkurencja i współzawodnictwo.”

Ano właśnie: „z połączeniem wejścia węgierskiego kapitału na rynek”… Oto czego nam trzeba, o co nawołują światli ekonomiści jak np. prof. Witold Modzelewski, czy autor „Banksterów” Janusz Szewczak.

Dzisiaj na Węgrzech tylko w wyjątkowych sytuacjach można brać kredyt we frankach, na przykład kiedy posiada się nieruchomości w Szwajcarii albo lokaty we frankach. Ogólnie jednak ta możliwość została bardzo ukrócona. Wprowadzono też dyrektywę, że sektor bankowy w 50% ma być w rękach węgierskich – co niekoniecznie oznacza państwowych. Obecnie zaś państwo węgierskie przymierza się do tego, aby kupić 15% udziałów austriackiego Erste Bank. A Międzynarodowy Fundusz Walutowy, który jeszcze 5 lat temu wieszał psy na węgierskim rządzie i jego premierze, rok temu raczkiem się z tych słów wycofał i… pochwalił Węgry za ich sytuację makroekonomiczną.

„Na Węgrzech musieliśmy się uporać z bardzo dużym wpływem zewnętrznych grup lobbystów. Zamiast do naszych rodaków pieniądze trafiały bowiem do nich,”

—mówiła Eszter Vitalyos, minister ds. rozwoju europejskiego. I faktycznie za rządów socjalistów spora część funduszy europejskich – nawet 30% do 40% – mogła zostać przekierowana z projektów do osób zarządzających projektami.

Węgrzy swoje argumenty dopracowali do perfekcji, znał je każdy z ministrów, z którymi miałem okazję rozmawiać i jeżdżą z nimi po całej Europie (nie tylko premier lub prezydent) spotykając się z najważniejszymi politykami. Jeden z ministrów odpowiedzialnych za finanse dopiero co wrócił z Brukseli, wicemarszałek parlamentu po naszej rozmowie wsiadł w samolot, aby lecieć do Berlina. Instytucje europejskie są obsadzone ludźmi lojalnymi wobec premiera Orbana i w ten sposób Węgrzy powoli, ale wytrwale pracują nad tym, aby wzmacniać swoje stanowisko. Systematyczne zapraszanie zagranicznych dziennikarzy na rozmowy jest tylko kolejnym, logicznym krokiem w tej układance.

Węgry pokazały ile dobrych rzeczy można dokonać w trwającej od sześciu lat dobrej zmianie. Najtrudniej było zdobyć większość parlamentarną. Potem to już tylko kwestia wizji i bardzo potrzebnej kreatywności. Niezbędna jest odwaga, zdecydowanie i dopuszczenie do głosu naprawdę wykształconych ludzi, najlepszych specjalistów. No i ciężka praca.

Adam Sosnowski

Artykuł w całości znajduje się w ostatnim numerze miesięcznika „Wpis”. Autor jest publicystą i redaktorem prowadzącym miesięcznika „Wpis”, autorem kilku książek i wielu tłumaczeń z języka niemieckiego.

« poprzednia strona
12

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych