Kabaretowy show Obamy. Na kolacji dla prasy prezydent USA żartował m.in. z Trumpa i Clinton: "Pozdrawiam - ciocia Hillary"

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
PAP/EPA
PAP/EPA

Po raz ósmy i ostatni prezydent USA Barack Obama wystąpił na dorocznej kolacji dla korespondentów akredytowanych przy Białym Domu. Okazję tę wykorzystał jak zwykle do wygłoszenia żartobliwych i ciętych uwag m.in. pod adresem Donalda Trumpa i Hillary Clinton.

Przy śmiechach i oklaskach ze strony zgromadzonych na sali w hotelu Hilton 3 tys. gości - dziennikarzy, polityków i gwiazd kina - Obama ze znawstwem wygłaszał w sobotę wieczorem kolejne puenty, nie oszczędzając przy tym nawet polityków własnej partii. Wśród zaproszonych gwiazd byli Will Smith, Morgan Freeman, Whoopi Goldberg, Jeff Goldblum i Rachel McAdams.

Hillary Clinton, uważanej za faworytkę po stronie Demokratów w wyścigu o partyjną nominację w wyborach prezydenckich, Obama wytknął słabe notowania u młodych wyborców i zasugerował, że nie potrafi korzystać z popularnego wśród młodych Facebooka.

I to będzie na moim profilu? Nie wiem, czy dobrze to robię. Pozdrawiam - ciocia Hillary

— mówił Obama, udając, że jako Clinton nieporadnie korzysta z portalu.

Uczynił też aluzję do krytykowanych, płatnych wystąpień Demokratki dla banku Goldman Sachs - wyraził nadzieję, że jeśli jego występ przed korespondentami zostanie dobrze przyjęty, użyje go w Goldman Sachs za rok, by „poważnie dorobić”.

Jednocześnie w niezawoalowany sposób dał do zrozumienia, kto jego zdaniem zwycięży w tegorocznych wyborach prezydenckich:

Za rok ktoś inny będzie stał na moim miejscu i nikt nie jest w stanie powiedzieć, kim ona będzie.

Niezależnego senatora Berniego Sandersa, który podobnie jak Clinton ubiega się o prezydencką nominację Demokratów, Obama nazwał „towarzyszem”, czyniąc aluzję do jego lewicowych poglądów.

Najbardziej cięte uwagi zachował jednak dla polityków starających się o nominację Partii Republikańskiej. Żartował z licznych lapsusów językowych Teda Cruza, a pokazując zdjęcie Johna Kasicha jedzącego naleśniki, zauważył, że „niektórzy kandydaci mają notowania tak niskie, że nie kwalifikują się do żartów”. Zdecydowanie najwięcej uwagi poświęcił Donaldowi Trumpowi, miliarderowi, który słynie z kontrowersyjnych wypowiedzi i ksenofobicznych poglądów.

Trump nie zjawił się na kolacji, co Obama mu wypomniał.

Mamy tu salę pełną dziennikarzy, celebrytów, kamer, a mimo to nie przyszedł. (…) Co takiego może teraz porabiać? Je steka? Pisze obraźliwe tweety do Angeli Merkel?

— zastanawiał się na głos.

Żartował, że Trump ma doświadczenie w polityce zagranicznej, bo „przez lata spotykał się z przywódcami na całym świecie: z Miss Szwecji, Miss Argentyny, Miss Azerbejdżanu”. Mówił też, że doświadczenie Trumpa najlepiej kwalifikuje go do zamknięcia amerykańskiego więzienia w Guantanamo na Kubie, bo w przeszłości udowodnił, że „wie co nieco o tym, jak rujnować nieruchomości z widokiem na morze”; przypomniał w ten sposób, że wiele firm prowadzonych przez Trumpa zbankrutowało.

55-letni Obama żartował ze swojego wieku oraz tego, że jako odchodzący prezydent piastuje urząd już tylko do czasu rychłego przejęcia go przez następcę.

W zeszłym tygodniu książę George przyszedł na umówione spotkanie w szlafroku. Cóż, to było jak policzek

— powiedział, przypominając swą niedawną wizytę w Wielkiej Brytanii i spotkanie z trzyletnim synem księcia Williama i księżnej Catherine.

Obama zauważył, że choć jego prezydentura dobiega końca, jego notowania rosną.

Ostatni raz, gdy byłem tak wysoko (ang. high), byłem na studiach i próbowałem wybrać wiodący przedmiot

— powiedział, wykorzystując grę słów („high” znaczy zarówno „wysoko”, jak i „na haju”), by uczynić aluzję do znanego powszechnie faktu, że jako student eksperymentował z marihuaną.

Pod koniec wystąpienia Obama porzucił na chwilę żartobliwy ton - podziękował dziennikarzom akredytowanym przy Białym Domu za wykonywaną pracę, wygłosił pochwałę pod adresem wolności prasy i pozdrowił Jasona Rezaiana, dziennikarza „Washington Post”, który był przetrzymywany półtora roku w więzieniu w Iranie, z którego zwolniono go w styczniu. Zapewnił, że jego administracja „nie przestanie walczyć” o więzionych dziennikarzy.

Prawdziwą furorę wywołał jednak na sam koniec swojego wystąpienia - niczym raper po szczególnie dobrym wykonaniu utworu powiedział: „Obama wychodzi” (Obama out), po czym dramatycznie upuścił mikrofon na podłogę i zszedł z podwyższenia.

lw, PAP

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych