Konserwatysta wygrał pierwszą turę wyborów prezydenckich w Wiedniu. A media nazywają go faszystą, podają fałszywe sondaże i straszą liderem partii. Brzmi znajomo?

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
fot. PAP/EPA
fot. PAP/EPA

I wobec tego właśnie Norberta Hofera zaczął się teraz atak, który w swej istocie i treści łudząco przypomina ataki w Polsce na PiS i Andrzeja Dudę. Kiedy się okazało, że Hofer jest poważnym kandydatem na urząd prezydenta Austrii, zaczęto weń strzelać z najcięższych dział.

Standardowym argumentem jest – a jakby inaczej – że Hofer jest kryptofaszystą i ma bardzo bliskie związki z nazistami, a wybierają go tylko ciemni, sfrustrowani i nie mający pojęcia o niczym Austriacy ze wsi. Dzisiaj austriacką prasę obiega informację, jakoby w 2013 r. Norbert Hofer podczas sesji parlamentarnej w butonierce niósł „sekretny” znak austriackich nazistów z lat 30 ub. w. Organizacja „Offensive gegen Rechts” (Ofensywa przeciwko prawicy) zapowiada na 19 maja (22 maja odbędzie się II tura) wielką manifestację w Wiedniu przeciwko Hoferowi, którego określają jako „niemiecko-narodowego skrajnego prawicowca”. Również twórca kabaretowy Peter Hörmanseder stwierdził, że „Hoferowi bliżej do postaw narodowo-niemieckich.”

I tak dalej, przykłady można mnożyć, wystarczy poczytać austriacką mainstreamową prasę. Kierunek jest jasny i bliźniaczo podobny do tego w Polsce. Skoro polityk jest prawicowy, to musi być naziolem i w związku z tym należy go zohydzić.

Oprócz tego Hoferowi zarzuca się, że będzie kandydatem zależnym, na usługach szefa swojej partii. Ta narracja nasiliła się natychmiast wczoraj po ogłoszeniu wyników, kiedy politycy innych partii mówili do mikrofonów telewizyjnych, iż nie wolno głosować na Hofera, bo ten chodzi na smyczy szefa FPÖ, Heinza-Christiana Strache. A Strache w austriackiej prasie ma jeszcze gorszą pozycję niż u nas Jarosław Kaczyński. Nad Wisłą straszą Kaczyńskim, nad Dunajem straszą Strachem.

Oczywiście także w Austrii chętnie włączają się do akcji wyborczych celebryci. Austriacki artysta André Heller stwierdza bez ogródek:

„Żyjemy w czasach, gdzie może się zdarzyć, że Austrii trafią się prezydent, kanclerz i przewodniczący parlamentu z FPÖ. Ale przynajmniej jest szansa, żeby urząd prezydenta powierzyć Alexandrowi Van der Bellenowi, osobie o wysokiej jakości myśli i czynu, która byłaby odważną, nieskorumpowaną i otwartą na świat przeciwwagą wobec FPÖ.”

Zaś komik i komentator sportowy Werner Schneyder dodał:

„Norbert Hofer pochodzi z partii, o której wszyscy wiemy, kto w niej pociąga za sznurki.”

I wreszcie światowo-liberalne media szerzą obawy, że możliwy prezydent Hofer będzie kompromitował Austrię na arenie międzynarodowej i nikt nie będzie traktował go poważnie. Dziennik „Kurier” napisał, że „Hofer nie posiada żadnych sukcesów na arenie międzynarodowej. A to ważne dla prezydenta.” Zaś w innym dzienniku (zdecydowanie lewicowym) „Der Standard” przeczytamy: „Jeżeli Hofer zostanie prezydentem będzie to pewnie ostatecznie oznaczało przejście Austrii na ścieżki Orbana.” A „Die Presse”, dziennik niegdyś konserwatywny, przestrzega, że w Austrii może dojść do takiej sytuacji jak na Węgrzech lub w Polsce…

Nikt natomiast nie przypomina, że jego kontrkandydat Alexander Van der Bellen, na zdjęciu nie rozpoznał premiera Włoch, Matteo Renziego. U nas te wszystkie śpiewki i ataki na prawicę są znane, ale jak wiadomo mimo tego nie udało się powstrzymać wygranej polityków konserwatywnych. Wygląda na to, że w Austrii będzie podobnie. Europa skręca na prawo, bo tylko po prawej stronie wyborcy słyszą teraz głos rozsądku i opamiętania.

Adam Sosnowski Autor jest redaktorem prowadzącym miesięcznika Wpis oraz germanistą.

« poprzednia strona
12

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych