Niebezpieczny i bezsensowny pakt z Turcją. Unia utraciła właśnie ostatnią resztkę wiarygodności. TYLKO U NAS analiza po szczycie UE-Turcja

Fot. PAP/epa
Fot. PAP/epa

Berlin, który zamierza przyjąć większość syryjskich uchodźców od Turcji nie będzie miał też żadnej kontroli nad tym, kogo Turcja mu przyśle. Do tego musiałby bowiem wysłać ponad 2000 urzędników nad Bosfor. W całym Federalnym Urzędzie ds. Migracji (BAMF) pracuje jednak zaledwie 6000 osób i już z trudem wyrabia się z rejestracją tych, którzy dotarli bądź wciąż docierają do Niemiec. W ten sposób powstaje nowy system regulacji imigracji – sterowany z Ankary.

Odpowiedzialność za przyjęcie większości uchodźców z Bliskiego i Środkowego Wschodu została po prostu scedowana na Turcję. To polityczny „outsourcing” najgorszego sortu. Do tego dochodzi liberalizacja wizowa dla obywateli Turcji. Aż trudno uwierzyć, że Merkel i Co. są tacy głupi. Doprowadzi to do napływu imigrantów gospodarczych, wyposażonych w wizy Schengen, do Europy. Erdogan pozbędzie się dwóch grup społecznych, które przeszkadzając mu najbardziej w budowie nowego, światłego Sułtanatu – biedoty z Anatolii i Kurdów. Prowadzona przez Ankarę ofensywa przeciwko Kurdom nie ogranicza się bowiem do Syrii, ale dotyczy także kurdyjskich miast w samej Turcji - Cizre i Diyarbakır zostały już niemal całkowicie zrównane z ziemią. Kurdów jest w Turcji kilka milionów.

Niemiecki kryminolog Christian Pfeiffer ostrzega, że zwarty w Brukseli deal oznacza iż „do Europy napłyną latem miliony imigrantów gospodarczych na wizach turystycznych i zostaną”. Jego zdaniem będzie ich więcej niż przyjechałoby uchodźców z Afryki Północnej i Bliskiego Wschodu. „Rozejdą się po Europie i nic nie będziemy mogli na to poradzić” - dodaje Pfeiffer.

Zamiast żądać od Erdogana przestrzegania zasad, choćby ochrony granic, do czego jest i tak zobowiązany, Unia dała się ograć jak małe dziecko. Kolejnym problemem jest Grecja, która nie posiada zasobów, by zarejestrować napływających do niej imigrantów. A to jest warunkiem odesłania ich do Turcji. Realizacja wynegocjowanego z Ankarą porozumienia ruszyła dziś rano, co najmniej w teorii. W praktyce bowiem panuje totalny chaos. By całe przedsięwzięcie mogło funkcjonować, Grecja musiałaby się w ciągu kilku dni zamienić w Holandię. To jest oczywiście niemożliwe. Brakuje tysięcy urzędników oraz policjantów i nie wiadomo skąd ich wziąć.

Imigranci na dodatek nie robią sobie nic z unino-tureckiego dealu i apeli Donalda Tuska, by nie przyjeżdżali już do Europy. Dziś rano kolejne łodzie dotarły na grecką wyspę Lesbos. Średnio trzy łodzie na godzinę. Jeden z przybyszy Syryjczyk Hussein Ali Muhammad powiedział według dziennika „Die Welt”, że nowe zasady go nie obchodzą i ma nadzieje, że dotrze do Danii, gdzie zamierza rozpocząć nowe życie. Inni uchodźcy również oświadczyli, że umowa UE-Turcja jest im znana, ale zamierzają ją ignorować. Podobnie wygląda sytuacja w greckim Idomeni, gdzie dziesiątki tysięcy imigrantów, koczując w błocie, usiłuje wymusić otwarcie granicy z Macedonią i szlaku Bałkańskiego. Inni przerzucili się już na Bułgarię i Albanię, skąd łodziami przepływają do Włoch. Władze w Rzymie szykują się na „masowy napływ uchodźców”. Latem ruszy także kolejna fala z Libii. Otwarcie nowych szlaków migracji oznacza nowe zyski dla przemytników. Nieludzki biznes dalej się kręci.

Zawierając – oscylujący na granicy legalności - deal z Turcją Unia niczego nie zyskała, ani zmniejszenia liczby uchodźców, ani zażegnania kryzysu humanitarnego u swoich południowych granic. Straciła za to ostatnia resztkę wiarygodności.

« poprzednia strona
12

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.