Premier Cameron rozpoczął kampanię referendalną pod hasłem „Wielka Brytania może mieć wszystko, jeśli zostanie w Unii - ale ostrzegam, to nie politycy, ale obywatele zadecydują o przyszłości kraju” . Demokracja, służba narodowi, to jego mantra. Podróżuje po kraju, i oto co powiedział w fabryce GE Aviation w południowej Walii: ”Jesteśmy największym rynkiem w wolnym świecie, 500 000 ludzi. Wolny handel, bez taryf, podatków i restrykcji jest dobry dla businessu. W Walii handel z Unią generuje ok. 100 000 miejsc pracy. Chyba nie chcecie tego ryzykować”. A potem pojechał z tymi argumentami do Szkocji i Płn. Irlandii. Najzabawniejsze, że tę kampanię prowadzi razem z twardogłowym przywódcą opozycji, laburzystą Jeremy Corbynem i pierwszym ministrem Walii, Carwynem Jonesem. „W tej kampanii mam dziwnych bedfellows – żartuje Cameron. – Ale to dlatego, że Brexit, to sprawa ponad partiami i podziałami”. Badania opinii publicznej w Walii są jeszcze bardziej dramatyczne niż w całej Wielkiej Brytanii. 45% za wyjściem z Unii, a 37% za pozostaniem.
Ale brytyjska debata publiczna rządzi się inna logiką niż kontynentalna. Konserwatywna prasa brytyjska – liberalna lewica wspiera oczywiście kampanię NO – bije w tarabany. Nawet wyważony i spolegliwy kolejnym rządom „Financial Times”, po powrocie z Brukseli zaatakował Camerona, że w swoich kompromisach poszedł za daleko. „Nadchodzi czas egoizmów narodowych, olbrzymi poziom nieufności i napięcia – można było negocjować skuteczniej” – twierdził. I, im bardziej wyniki badań opinii publicznej będę szły łeb w łeb, tym większą rolę w końcowej decyzji odegra prasa pro-brexitowska. Już dziś murdochowski „Sun” codziennie zamieszcza okładki jak ta z Davidem Cameronem, przebranym za aktora z sitcomu „Wojna tatusia”, a pod spodem napis: ”Z kogo Mr Cameron sobie kpi, z Unii czy z nas?”. Na okładce „Daily Maila” widać premiera i wielki tytuł „Stracone nadzieje!” I jeszcze headline’y w „The Daily Express”: „Kompromis Camerona, to oszustwo”, i „Deal Camerona z Unią nie jest dla nas dość dobry”. Tyle prawica, a teraz lewicowy i proeuropejski „Daily Mirror”: „Liczymy dni do referendum!” i „Cameron świetnie zagrał z Unią!”.
Ostatnie referendum, związane z członkostwem w Unii odbyło się na Wyspach w 1975 roku, wynik był: 67.2% na TAK i 32.8% na NIE. I od tego momentu cała prasa wspierała członkostwo Wielkiej Brytanii w UE. I „Times” i „Daily Mail”, „Guardian”, grupa Mirror, konserwatyści i liberałowie. Teraz euroentuzjaści mogą tylko marzyć o takim poparciu. Dziś w brytyjskiej prasie mają znacznie niższe wsparcie niż eurosceptycy. W kampanii Brexitu przewodzi tabloid „Daily Mail”, od zawsze anty-imigrancki. „I ty to nazywasz dobrym dealem, Dave?” – pytał premiera po jego powrocie z Brukseli. A „Sun” mu sekunduje a to przyprawiając premierowi nos Pinokia, a to nazywając pro-unijny list otwarty businessmanów „papierową farsą”. Oczywiście, poważne dzienniki jak „Times” czy „Daily Telegraph” są bardziej powściągliwe w opiniach. „Bez wątpienia premier Cameron pracował ciężko, aby doprowadzić do tego, co można nazwać „>fair deal for Britain< - czytamy w ostatnim „Telegraph On Sunday”. „Wprawdzie niektórzy zdecydowali jak zagłosują 23 czerwca, ale reszta kraju cierpliwie czeka aż obie strony zaprezentują swoje racje” – uspokaja gazeta.
Choć wiadomo, że i w Wielkiej Brytanii coraz mniej ludzi czytuje gazety, wciąż mają one znaczący wpływ na opinie i wybory czytelników. Wykładowca dziennikarstwa w City University London Tom Felle twierdzi wręcz, że to one dyktują narrację mediom elektronicznym. „I programy radiowe jak Today i telewizyjne jak Question Time podążają za tym, co znajdą w gazetach”. I nie wykluczone, że to brytyjskie gazety zadecydują o wyniku czerwcowego referendum.
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Premier Cameron rozpoczął kampanię referendalną pod hasłem „Wielka Brytania może mieć wszystko, jeśli zostanie w Unii - ale ostrzegam, to nie politycy, ale obywatele zadecydują o przyszłości kraju” . Demokracja, służba narodowi, to jego mantra. Podróżuje po kraju, i oto co powiedział w fabryce GE Aviation w południowej Walii: ”Jesteśmy największym rynkiem w wolnym świecie, 500 000 ludzi. Wolny handel, bez taryf, podatków i restrykcji jest dobry dla businessu. W Walii handel z Unią generuje ok. 100 000 miejsc pracy. Chyba nie chcecie tego ryzykować”. A potem pojechał z tymi argumentami do Szkocji i Płn. Irlandii. Najzabawniejsze, że tę kampanię prowadzi razem z twardogłowym przywódcą opozycji, laburzystą Jeremy Corbynem i pierwszym ministrem Walii, Carwynem Jonesem. „W tej kampanii mam dziwnych bedfellows – żartuje Cameron. – Ale to dlatego, że Brexit, to sprawa ponad partiami i podziałami”. Badania opinii publicznej w Walii są jeszcze bardziej dramatyczne niż w całej Wielkiej Brytanii. 45% za wyjściem z Unii, a 37% za pozostaniem.
Ale brytyjska debata publiczna rządzi się inna logiką niż kontynentalna. Konserwatywna prasa brytyjska – liberalna lewica wspiera oczywiście kampanię NO – bije w tarabany. Nawet wyważony i spolegliwy kolejnym rządom „Financial Times”, po powrocie z Brukseli zaatakował Camerona, że w swoich kompromisach poszedł za daleko. „Nadchodzi czas egoizmów narodowych, olbrzymi poziom nieufności i napięcia – można było negocjować skuteczniej” – twierdził. I, im bardziej wyniki badań opinii publicznej będę szły łeb w łeb, tym większą rolę w końcowej decyzji odegra prasa pro-brexitowska. Już dziś murdochowski „Sun” codziennie zamieszcza okładki jak ta z Davidem Cameronem, przebranym za aktora z sitcomu „Wojna tatusia”, a pod spodem napis: ”Z kogo Mr Cameron sobie kpi, z Unii czy z nas?”. Na okładce „Daily Maila” widać premiera i wielki tytuł „Stracone nadzieje!” I jeszcze headline’y w „The Daily Express”: „Kompromis Camerona, to oszustwo”, i „Deal Camerona z Unią nie jest dla nas dość dobry”. Tyle prawica, a teraz lewicowy i proeuropejski „Daily Mirror”: „Liczymy dni do referendum!” i „Cameron świetnie zagrał z Unią!”.
Ostatnie referendum, związane z członkostwem w Unii odbyło się na Wyspach w 1975 roku, wynik był: 67.2% na TAK i 32.8% na NIE. I od tego momentu cała prasa wspierała członkostwo Wielkiej Brytanii w UE. I „Times” i „Daily Mail”, „Guardian”, grupa Mirror, konserwatyści i liberałowie. Teraz euroentuzjaści mogą tylko marzyć o takim poparciu. Dziś w brytyjskiej prasie mają znacznie niższe wsparcie niż eurosceptycy. W kampanii Brexitu przewodzi tabloid „Daily Mail”, od zawsze anty-imigrancki. „I ty to nazywasz dobrym dealem, Dave?” – pytał premiera po jego powrocie z Brukseli. A „Sun” mu sekunduje a to przyprawiając premierowi nos Pinokia, a to nazywając pro-unijny list otwarty businessmanów „papierową farsą”. Oczywiście, poważne dzienniki jak „Times” czy „Daily Telegraph” są bardziej powściągliwe w opiniach. „Bez wątpienia premier Cameron pracował ciężko, aby doprowadzić do tego, co można nazwać „>fair deal for Britain< - czytamy w ostatnim „Telegraph On Sunday”. „Wprawdzie niektórzy zdecydowali jak zagłosują 23 czerwca, ale reszta kraju cierpliwie czeka aż obie strony zaprezentują swoje racje” – uspokaja gazeta.
Choć wiadomo, że i w Wielkiej Brytanii coraz mniej ludzi czytuje gazety, wciąż mają one znaczący wpływ na opinie i wybory czytelników. Wykładowca dziennikarstwa w City University London Tom Felle twierdzi wręcz, że to one dyktują narrację mediom elektronicznym. „I programy radiowe jak Today i telewizyjne jak Question Time podążają za tym, co znajdą w gazetach”. I nie wykluczone, że to brytyjskie gazety zadecydują o wyniku czerwcowego referendum.
Strona 2 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/283524-brexit-a-brytyjska-prasa-podzialy-biegna-przez-rzad-parlament-oraz-elektorat-czyli-zywa-tkanke-spoleczenstwa?strona=2