Niemiecka lustracja a sprawa polska. Wtedy, 25 lat temu, przegraliśmy. Czy przegramy i dziś…?

IPN.gov.pl
IPN.gov.pl

Rozmiar penetracji życia społecznego przez ludzi Ericha Mielkego, kierującego przez 32 lata Ministerstwem Bezpieczeństwa Państwa, wzbudził szok po obu stronach dawnej niemiecko-niemieckiej granicy. Z pięciu ton ocalałych akt, fotografii i nagrań magnetofonowych wyłonił się zatrważający obraz inwigilacji społeczeństwa. Na ich podstawie rozstrzygano w sądach tysiące spraw, bynajmniej nie dotyczących takich „błahostek”, jak uniemożliwienie komuś podjęcia studiów. Z teczek STASI poznał swych prześladowców m.in. późniejszy minister spraw wewnętrznych Saksonii Heinz Eggert. W czasach NRD zaprotestował on przeciw udziałowi Armii Ludowej w tłumieniu „Praskiej wiosny”. Eggertem zajął się psychiatra na usługach STASI Reinhard Wolf, który faszerował go środkami powodującymi niepoczytalność. Innego „wroga ustroju, Detleva Jochuma, który ośmielił się zakwestionować wyższość ekonomii RFN nad NRD, więziono w zamkniętych oddziałach psychiatrycznych trzynaście lat.

Zjednoczenie zastało go w klinice w Waldheim. Po ujawnieniu działalności „sprawców w białych kitlach”, Związek Niemieckich Lekarzy podjął specjalną uchwałę, potępiającą pomoc kolegów wysługujących się STASI. Do najbardziej drastycznych wynaturzeń MfS należało zalecenie topienia w szpitalach wcześniaków w wiadrach z wodą, aby słabsze osobniki nie pogarszały statystyki NRD o umieralności niemowląt. Tajne służby nie cofały się przed żadną metodą, ułatwiającą penetrację i „eliminowanie elementów wrogich ustrojowi socjalistycznemu”. W 1997 r. zmarł na raka węzłów chłonnych Rudolf Bahro, autor „Krytyki realnego socjalizmu”, przemyconej i publikowanej w mediach zachodnioniemieckich. Jego manuskrypty krążące po kraju zostały silnie napromieniowane, dzięki czemu agenci STASI poznali wszystkich zainteresowanych. W tzw. urzędzie Gaucka znaleziono protokoły z tej akcji, jak i szczegółowe instrukcje dotyczące stosowaniu materiałów radioaktywnych przez służby bezpieczeństwa. Substancje promieniotwórcze wykorzystano nawet do zaznaczenia pewnej bliźniaczki, która otrzymała zgodę na wyjazd na Zachód; obawiano się, że na ten sam paszport ucieknie także jej siostra.

Akta MfS odsłoniły wiele takich tragedii, lecz przede wszystkim stały się podstawą w skazywaniu byłych szpiegów i prominentów NRD. Pierwszych aresztowań dokonano de facto zanim jeszcze Bundestag uchwalił ustawę lustracyjną. W grupie tej znaleźli się m.in. Gabriele Gast, odpowiedzialna za tajne raporty, przygotowywane na użytek kanclerza i… STASI, Werner Grossmann, szef honeckerowskiego wywiadu, Klaus Kuron, oficer wywiadu RFN, czy Heinrich Prellewitz, członek parlamentarnej Komisji Planowania z współrządzącej partii FDP (wolnych demokratów). Ten ostatni zarobił na dwudziestoletniej współpracy ze STASI 200 tys. zachodnioniemieckich marek. W pierwszych latach po zjednoczeniu nie było miesiąca, by w niemieckiej prasie nie pojawiły się informacje o kolejnych wyrokach za przeszłość. Przed sądem stanęli członkowie Biura Politycznego, którzy podpisali rozkaz strzelania do rodaków na niemiecko-niemieckiej granicy, jak i np. były minister sportu w rządzie Ericha Honeckera, Günter Erbach, oraz szef Wydziału Sportu w KC SED Rudolf Hellmann, którym udowodniono świadome wyrządzenie „trwałych szkód na zdrowiu i ciele” sportowców w 137 przypadkach. Świadkami były m.in. pływaczki, którym w młodym wieku wstrzykiwano anaboliki dla uzyskania lepszych wyników. Wiele z tych wyroków, jak np. skazanie 70 letniego Herberta Häbera, byłego członka politbiura SED, współodpowiedzialnego za wydanie rozkazu strzelania do uciekinierów z NRD, miało znaczenie wyłącznie moralne. Sprawcy zza biurek najczęściej nie trafiali za kraty, z uwagi na wiek i zły stan zdrowia. Tak było w przypadku głowy partii i państwa, chorującego na raka Ericha Honeckera, któremu pozwolono wyjechać do Chile, gdzie wkrótce dokonał żywota, (zmarł w 1994r. w Santiago), czy szefa MfS, Ericha Mielke„`go. Enerdowski odpowiednik Czesława Kiszczaka przyznał się do niektórych zbrodni w swym pamiętniku. 92 letni Mielke zmarł na wolności, korzystając z dobrodziejstw państwa prawa, które sam zwalczał.

Podczas gdy w wyniku lustracji jedni posadzeni zostali na ławach oskarżonych, inni tracili pracę. Nawiasem mówiąc, Mielke miał swoje „wtyczki” także w zachodnioniemieckich mediach. Wpływy w środowisku dziennikarskim były jednym z najważniejszych elementów gry politycznej enerdowskiej bezpieki. Zmarły przed zjednoczeniem Niemiec twórca wielkiej Grupy Wydawniczej Axel Springer nie przypuszczał jak głęboko były penetrowane jego redakcje; na rzecz STASI pracował m.in. Detlef Schröder, pseudonim Schrammel, były szef biura korespondentów „Bilda”, potem w tygodniku „Der Spiegel”, gdzie zajmował się problematyką wojskową. Do STASI trafiały meldunki przekazywane nawet przez osobistą sekretarkę Springera. Lustracja złamała wiele dziennikarskich karier. Rekordzista, były dziennikarz (nieistniejącego już) tygodnika „Rheinicher Merkur” skasował za swą agenturalną działalność co najmniej 850 tysięcy marek. Ocalała dokumentacja (służby usiłowały ją spalić, przed jedną z siedzib STASI popiół sięgał pierwszego piętra, jednak obywatele uniemożliwili całkowite zniszczenie akt), dotyczyła także postaci ze świecznika politycznego dawnej RFN. W Berlinie Wschodnim już przed zjednoczeniem wiedziano np. o machlojkach finansowych CDU. Joachim Gauck zamierzał udostępnić akta „obywatela Kohla”, które mogły rzucić więcej światła na zakulisową działalność ekskanclerza, lecz ten zdołał uzyskać sądowy zakaz wglądu do jego dossier. Kilka lat później w RFN i tak wybuchła wielka, głośna afera związana z korupcją, lewą kasą i innymi machinacjami jego partii, za jego wiedzą. Ale nie wszystkie sprawki zachodnioniemieckich polityków wyszły na jaw. Wśród partii dawnej RFN zapanowała rzadko spotykany konsensus w kwestii spuścizny po enerdowskim MfS, dotyczącej ich działalności. Dokumentację na ten temat przewieziono do Kolonii i komisyjnie zniszczono bez zapoznania się z jej treścią…

Tzw. urząd Gaucka, którym obecnie kieruje były dziennikarz Roland Jahn, istnieje nadal i, zgodnie z postanowieniem Bundestagu sprzed kilku lat, będzie pełnił funkcję „oczyszczania” co najmniej do 2019r. Notabene, Jahn trafil w czasach NRD do więzienia za to, że w 1982r. przyczepił do roweru polską flagę z napisem „Solidarność z polskim narodem“ („Solidarität mit dem polnischen Volk”). To, co po upadku komunizmu, niezależnie od pewnych odstępstw, udało się zrealizować w zjednoczonych Niemczech, w Polsce zostało uniemożliwione w wyniku dealu zawartego przy wódce w Magdalence i przy okrągłym stole. Sprawcom zza biurek zagwarantowano bezkarność, za co płacimy do dziś.

Sposób rozumowania, że poprzez milczenie przekreśli się dyskusję o problemach z przeszłości również w Polsce okazał się chybiony. To właśnie unikanie rozrachunku i wnikliwej analizy powoduje narastanie sprzeczności i mnóstwa spekulacji o dawnych powiązaniach, zależnościach i układach

— przekonywał Joachim Gauck w jednej z naszych licznych rozmów.

Zebrane przeze mnie doświadczenia wykazały, że sprawy z przeszłości są możliwe do załatwienia tylko w jeden sposób. Dogłębna analiza tych akt jest z jednej strony obnażeniem systemowych wynaturzeń, a z drugiej procesem likwidacji szkodliwego społecznie przeświadczenia o bezkarności

— argumentował.

Gauck nie popierał „grubej kreski”. Na zakończenie jeszcze jeden fragment naszej rozmowy, opublikowanej w „Wprost”:

Dzięki uchwaleniu ustawy o dokumentacji służb bezpieczeństwa jedni sami rezygnowali z kandydowania na eksponowane stanowiska publiczne, inni poprzez ujawnienie ich przeszłości nie zdołali przeniknąć do sfer rządzących, względnie zostali pozbawieni swych stanowisk. Otwarcie archiwów uniemożliwiło też szantaże przy użyciu dossier STASI. W moim przekonaniu przystąpienie do rozrachunku w Polsce trwało za długo. Najpierw próbowano w sposób pokojowy porozumienia przy okrągłym stole. W efekcie doszło do wynegocjowanej rewolucji. Powolni Niemcy byli na końcu bardziej zdeterminowani i przejęli urzędy STASI we własne ręce. Akta znalazły się pod naszą pieczą - opozycji, a potem posłów wolnego parlamentu byłej NRD. To istotna różnica w stosunku do Polski. Od Polski odróżniało nas też przekonanie, że gruba kreska nie załatwiała problemu. To samo zrobiły Niemcy po wojnie, gdy szybko stłumiono poczucie winy, znów zatrudniono starych nazistów itd., aż wyrosło nam w zachodnich Niemczech gniewne pokolenie „`68 - młodych ludzi, którzy wykazali, że tamta nasza gruba kreska była błędem.

Nie ma gładkiego przejścia z dyktatury do demokracji. Niemcy wyszli ze słusznego założenia, że mniejszym złem będzie ujawnienie archiwalnej spuścizny po tym nieludzkim systemie, niż przejście do porządku dziennego z pominięciem wiwisekcji zapaskudzonych życiorysów i rozrachunku z przeszłością. U nas było „wybaczenie” winy bez jej wyznania lub choćby wyrażenia skruchy, że o karze nie wspomnę. Zdrada i łajdactwo nie zostały nazwane po imieniu. Było przyzwolenie, a nawet awanse. Ironią losu, lustratorem stał się teraz zmarły gen. Kiszczak, a ściślej przechowane przez niego dokumenty. Wtedy, 25 lat temu, przegraliśmy. Czy przegramy i dziś…?

« poprzednia strona
12

Autor

Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.