W Niemczech wiele bardzo groźnych zjawisk, np. przemoc tzw. uchodźców, nie jest normalnie rozwiązywanych, lecz zamiatanych pod dywan, upychanych w szafach lub zwyczajnie zakłamywanych.
Po serii głupich i nieodpowiedzialnych decyzji niemieckiego rządu usłyszeliśmy, że sprawcy napaści na kobiety w Sylwestra w Kolonii zostaną stanowczo ukarani. Mogę sobie nawet wyobrazić wskazanie kilku złoczyńców i wyjaśnienie, że nie chodzi o żadnych tzw. Uchodźców. Chodziłoby o osoby przypadkowo mające syryjskie paszporty czy „o wyglądzie wskazującym na pochodzenie z krajów arabskich lub Afryki Północnej” i równie przypadkowo wyznające islam. Ale z tego powodu nie można wyciągać żadnych wniosków, bo wymuszanie „seksualnej rozrywki” może się przecież zdarzyć każdemu. Tak jak każdemu może się zdarzyć wysadzenie się w powietrze przed Stade de France czy strzelanie do ludzi w paryskiej sali koncertowej Bataclan. Choćby konkretny sprawca czy ich grupa przyjechała wprost z obozu szkoleniowego tzw. państwa islamskiego, to o niczym nie świadczy, bo mogli tam trafić przypadkowo lub po prostu byli ciekawi, jak to wygląda. Oczywiście takie bzdury mogą opowiadać tylko politycy oraz ludzie tak wypełnieni polityczną poprawnością, że aż wylewa im się ona uszami. Niemieckie tajne służby takie głupie nie są, bo nie mogą sobie na to pozwolić, nawet jeśli podlegają głupim czy obłudnym politykom. Ale to nie tajne służby wyznaczają cele i strategie niemieckiej polityki.
Napisałem o poprawnościowym głuptactwie w niemieckiej polityce, bo ma ono znacznie poważniejsze konsekwencje niż tylko niezdolność niemieckiego państwa do obrony przed przemocą własnych obywatelek, co jest dla tego państwa absolutnie hańbiące. Niemcy chcą demonstrować światu, że wyciągnęli lekcję z czasów hitleryzmu, więc słowo rasizm jest tam czymś strasznym. Ale to oczywiście czysta hipokryzja, bo wystarczy porozmawiać z ludźmi w Niemczech pracującymi, żeby się przekonać, iż wielu jest traktowanych jak „bydło”, ale mają tę zaletę, że chce im się tyrać tam, gdzie Niemiec się nawet nie zatrzyma. Każdy, kto choć trochę zna Niemcy, wie, jak wielu umundurowanych funkcjonariuszy i tych po cywilnemu pilnuje żydowskich szkół, synagog, pomników czy cmentarzy, bo gdyby tej straży nie było, działyby się rzeczy, o których nikt w Niemczech nie chce głośno mówić. Liczne są przykłady działania instytucji zwanych Jugendamt, gdzie np. w mieszanych małżeństwach polsko-niemieckich odbiera się prawa polskiemu rodzicowi, a nawet zakazuje wychowania i kształcenia dziecka po polsku. Rozdęte do patologicznych rozmiarów poprawnościowe głuptactwo w Niemczech ma przykryć niemiłą rzeczywistość, która tej poprawności się wymyka. To sprawia, że w Niemczech wiele bardzo groźnych zjawisk nie jest normalnie rozwiązywanych, lecz zamiatanych pod dywan, upychanych w szafach lub zwyczajnie zakłamywanych. Ale te problemy nie znikają, tylko sprawy się coraz bardziej degenerują.
Pamiętam, jaką histerię wywoływało przed laty domaganie się od niemieckiego rządu, by wysyłał swoich żołnierzy w ramach różnych misji i w wypadku konfliktów, np. w Iraku, Afganistanie czy byłej Jugosławii. Niemcy powoływali się wówczas na konstytucję i jak ognia unikali wszelkiego zaangażowania. Pamiętam, jak nawet demokratyczny prezydent USA Bill Clinton poirytowany wypominał Niemcom, że wydają grosze na obronę i całą odpowiedzialność za własne bezpieczeństwo zrzucają na USA i NATO. A dzięki oszczędnościom wojskowym mogą budować swój dobrobyt. Częścią gwarancji niemieckiego bezpieczeństwa są też specjalne stosunki z Rosją, i to nie tylko w czasach rządów Putina. Ale to wszystko sprawia, że gospodarcze mocarstwo, jakim są Niemcy jest militarnym słabeuszem, którego bezpieczeństwo zależy od wielu układów i to często zgniłych. A istnienie tych układów jest nie do pogodzenia na przykład z poprawą bezpieczeństwa Polski. Berlin nieprzypadkowo tak bardzo sprzeciwia się przesunięciu do Polski infrastruktury NATO, np. stałych baz, bo nie chce tego Moskwa, która z kolei gwarantuje bezpieczeństwo i specjalny status Niemcom. Nieistnienie tych baz w Polsce nie wynika z niesprawności polskiej dyplomacji czy niepowodzenia w przekonywaniu innych partnerów w NATO, lecz z tego, że jest to sprzeczne z tym, na czym opiera się bezpieczeństwo Niemiec. I różne figury gimnastyczne wykonywane przez niemieckie władze w sprawie agresji Rosji na Ukrainie także z tego wynikają.
cd na następnej stronie
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
W Niemczech wiele bardzo groźnych zjawisk, np. przemoc tzw. uchodźców, nie jest normalnie rozwiązywanych, lecz zamiatanych pod dywan, upychanych w szafach lub zwyczajnie zakłamywanych.
Po serii głupich i nieodpowiedzialnych decyzji niemieckiego rządu usłyszeliśmy, że sprawcy napaści na kobiety w Sylwestra w Kolonii zostaną stanowczo ukarani. Mogę sobie nawet wyobrazić wskazanie kilku złoczyńców i wyjaśnienie, że nie chodzi o żadnych tzw. Uchodźców. Chodziłoby o osoby przypadkowo mające syryjskie paszporty czy „o wyglądzie wskazującym na pochodzenie z krajów arabskich lub Afryki Północnej” i równie przypadkowo wyznające islam. Ale z tego powodu nie można wyciągać żadnych wniosków, bo wymuszanie „seksualnej rozrywki” może się przecież zdarzyć każdemu. Tak jak każdemu może się zdarzyć wysadzenie się w powietrze przed Stade de France czy strzelanie do ludzi w paryskiej sali koncertowej Bataclan. Choćby konkretny sprawca czy ich grupa przyjechała wprost z obozu szkoleniowego tzw. państwa islamskiego, to o niczym nie świadczy, bo mogli tam trafić przypadkowo lub po prostu byli ciekawi, jak to wygląda. Oczywiście takie bzdury mogą opowiadać tylko politycy oraz ludzie tak wypełnieni polityczną poprawnością, że aż wylewa im się ona uszami. Niemieckie tajne służby takie głupie nie są, bo nie mogą sobie na to pozwolić, nawet jeśli podlegają głupim czy obłudnym politykom. Ale to nie tajne służby wyznaczają cele i strategie niemieckiej polityki.
Napisałem o poprawnościowym głuptactwie w niemieckiej polityce, bo ma ono znacznie poważniejsze konsekwencje niż tylko niezdolność niemieckiego państwa do obrony przed przemocą własnych obywatelek, co jest dla tego państwa absolutnie hańbiące. Niemcy chcą demonstrować światu, że wyciągnęli lekcję z czasów hitleryzmu, więc słowo rasizm jest tam czymś strasznym. Ale to oczywiście czysta hipokryzja, bo wystarczy porozmawiać z ludźmi w Niemczech pracującymi, żeby się przekonać, iż wielu jest traktowanych jak „bydło”, ale mają tę zaletę, że chce im się tyrać tam, gdzie Niemiec się nawet nie zatrzyma. Każdy, kto choć trochę zna Niemcy, wie, jak wielu umundurowanych funkcjonariuszy i tych po cywilnemu pilnuje żydowskich szkół, synagog, pomników czy cmentarzy, bo gdyby tej straży nie było, działyby się rzeczy, o których nikt w Niemczech nie chce głośno mówić. Liczne są przykłady działania instytucji zwanych Jugendamt, gdzie np. w mieszanych małżeństwach polsko-niemieckich odbiera się prawa polskiemu rodzicowi, a nawet zakazuje wychowania i kształcenia dziecka po polsku. Rozdęte do patologicznych rozmiarów poprawnościowe głuptactwo w Niemczech ma przykryć niemiłą rzeczywistość, która tej poprawności się wymyka. To sprawia, że w Niemczech wiele bardzo groźnych zjawisk nie jest normalnie rozwiązywanych, lecz zamiatanych pod dywan, upychanych w szafach lub zwyczajnie zakłamywanych. Ale te problemy nie znikają, tylko sprawy się coraz bardziej degenerują.
Pamiętam, jaką histerię wywoływało przed laty domaganie się od niemieckiego rządu, by wysyłał swoich żołnierzy w ramach różnych misji i w wypadku konfliktów, np. w Iraku, Afganistanie czy byłej Jugosławii. Niemcy powoływali się wówczas na konstytucję i jak ognia unikali wszelkiego zaangażowania. Pamiętam, jak nawet demokratyczny prezydent USA Bill Clinton poirytowany wypominał Niemcom, że wydają grosze na obronę i całą odpowiedzialność za własne bezpieczeństwo zrzucają na USA i NATO. A dzięki oszczędnościom wojskowym mogą budować swój dobrobyt. Częścią gwarancji niemieckiego bezpieczeństwa są też specjalne stosunki z Rosją, i to nie tylko w czasach rządów Putina. Ale to wszystko sprawia, że gospodarcze mocarstwo, jakim są Niemcy jest militarnym słabeuszem, którego bezpieczeństwo zależy od wielu układów i to często zgniłych. A istnienie tych układów jest nie do pogodzenia na przykład z poprawą bezpieczeństwa Polski. Berlin nieprzypadkowo tak bardzo sprzeciwia się przesunięciu do Polski infrastruktury NATO, np. stałych baz, bo nie chce tego Moskwa, która z kolei gwarantuje bezpieczeństwo i specjalny status Niemcom. Nieistnienie tych baz w Polsce nie wynika z niesprawności polskiej dyplomacji czy niepowodzenia w przekonywaniu innych partnerów w NATO, lecz z tego, że jest to sprzeczne z tym, na czym opiera się bezpieczeństwo Niemiec. I różne figury gimnastyczne wykonywane przez niemieckie władze w sprawie agresji Rosji na Ukrainie także z tego wynikają.
cd na następnej stronie
Strona 1 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/277528-baz-nato-w-polsce-nie-ma-i-raczej-nie-bedzie-przez-slabosc-wojskowa-niemiec-i-ich-zaleznosc-od-rosji?strona=1