„Lista” Schindlera i „krótka smycz” Merkel. Niemcy chcą ustawowo zakazać… szpiegowania przyjaciół

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
Fot. PAP/EPA
Fot. PAP/EPA

Zwracamy się o łaskawe udzielenie nam informacji oraz przekazanie dokumentów sporządzonych w wyniku szpiegowania naszego kraju…

— tak z pewnością nie brzmi prośba Francoisa Hollande’a do Angeli Merkel, ale fakt faktem, prezydent Francji chce dowiedzieć się od pani kanclerz, kogo jeszcze Niemcy szpiclowali, prócz szefa francuskiej dyplomacji Laurenta Fabiusa. Chciałby też dostać materiały zebrane przez służby wywiadowcze RFN, dotyczące jego kraju. W imię deutsch-französische Freundschaft, po francusku l’amitié franco-allemande, po naszemu niemiecko-francuskiej, wzorcowej przyjaźni oczywiście…

Prośbę Francoisa do koleżanki Angeli (są ze sobą na „ty”) potwierdziła wczoraj agencja France Press. Podobno rozmawiali o tym na Malcie i ponoć prezydent fuknął nawet, że szpiegowanie przyjaciół nie uchodzi. Oj-tam, oj-tam, wiadomo jak świat światem, że wszyscy szpiegują wszystkich, a problem pojawia się dopiero wtedy, gdy ktoś na tym wpadnie. Kto wsypał Niemców? Dokładnie nie wiadomo skąd wyszedł przeciek o działalności Bundesnachrichtendienst (BND) i dlaczego. W tej branży nic nie dzieje się przypadkowo. W każdym razie doniósł o tym czerwony, bo sympatyzujący z socjaldemokratami (SPD) tygodnik „Der Spiegel”, pani kanclerz jest czarno-niebieska (kolory chadeckiej spółki CDU/CSU), więc można snuć różne wnioski…

„Socis” z SPD są w rządowej koalicji, lecz na doczepkę i chętnie zamieniliby się miejscami z unitami. A kiedy mieliby im przyłożyć, jeśli nie teraz, gdy sondażowe notowania tych ostatnich lecą na łeb i szyję, gdy politycy CDUCSU sami skaczą sobie do oczu z powodu fali islamskich uchodźców, zaproszonych do Niemiec i Europy przez kanclerz Merkel? To jednak tylko spekulacje, które pewnie nigdy nie znajdą potwierdzenia czarno na białym.

Mniejsza z tym, wróćmy do szpiegowskiej wpadki BND. Kto był inwigilowany? Łatwiej dziś powiedzieć, kogo niemiecki wywiad nie szpiegował, niż odwrotnie. Pod jego lupą znalazły się zarówno państwa zaprzyjaźnione, różne instancje UE, a nawet kraje neutralne, wszyscy, od placówek dyplomatycznych po poszczególne, rządowe resorty, z finansowym w Waszyngtonie włącznie, nie zapominając o organizacjach międzynarodowych, jak np. ONZ, a na Watykanie skończywszy. BND chciało także wiedzieć, co dzieje się w organizacjach pozarządowych, w kraju i za granicą, np. w siedzibie Komitetu Czerwonego Krzyża w Genewie, w Światowej Organizacji Zdrowia WHO, UNiCEF, czy w Care International.

Na czyje zlecenie chciało wiedzieć? Głupie pytanie, w końcu w jakimś celu wybudowano w Berlinie to potężne gmaszysko dla tajnych służb i parę tysięcy ludzi musi się czymś wykazać. Pod ich kontrolą, były korespondencje, poczta elektroniczna, telefony, faksy i wszystkie inne tzw. nośniki informacji. Niektóre zadania Niemcy wykonywali we współpracy z Amerykanami, inne na własny użytek. Do tych ostatnich należało m.in. szpiclowanie rodzimych dyplomatów. To akurat ich sprawa, prezydent Hollande ma pretensje jedynie o to, że wśród inwigilowanych znalazł się szef francuskiej dyplomacji. Jak ubolewa, „po zaprzyjaźnionych Niemczech tego się nie spodziewał”.

Nieco wcześniej to samo zarzucała Merkel zaprzyjaźnionym Amerykanom, którzy podsłuchiwali jej „handy” (telefon komórkowy) - rzecz jasna, prezydent Barack Obama też o niczym nie wiedział, przepraszał i obiecał, że to się nie powtórzy. Jeszcze wcześniej kanclerze Gerhard Schröder i Helmut Kohl wściekali się na Francuzów za szpiegostwo gospodarcze, dzięki czemu ich firmy wygrywały przetargi z niemieckimi koncernami… Ale to przeszłość, dziś na tapecie jest BND. T o, że działalność niemieckich, tajnych służb obejmowała zagranicę – każdy rozumie, gorzej z tłumaczeniem niedopuszczalnej, sprzecznej z konstytucją inwigilacji własnych polityków. Zastępczyni rzecznika rządu Christiane Wirtz zapewnia, że wszystko będzie dogłębnie wyjaśnione. Jak dogłębnie, uzmysławia już tylko ten fakt, że to jej przyszło odpowiadać na pytania dziennikarzy, a wyżsi urzędniczą rangą wolą pozostać w cieniu. Zdaniem Wirtz, szef BND Gerhard Schindler „nadal cieszy się zaufaniem rządu”. Sam „Oberagent” Schindler też zapewnia, że podległe mu tajne służby cieszą się jego zaufaniem, podobnie jak niemiecki MSZ, co do dyplomatów. Jak długo jeszcze wszyscy będą się cieszyć?

Czyjaś głowa stoczyć się musi. Tym bardziej, że w mediach pojawiają się kolejne „nowalijki”, jak np. ta, że na liście Schindlera, pardon, spisanych aż na 900 stronach „danych dotyczących działalności BND”, przekazanych właśnie Parlamentarnej Komisji Kontroli, wśród „śledzonych celów” niemieckiego wywiadu ma się znajdować nawet Międzynarodowy Trybunał Sprawiedliwości w Hadze.

Członek parlamentarnej Komisji ds. Kontroli nad Tajnymi Służbami, poseł Hans-Christian Ströbele z Zielonych, domaga się drobiazgowego śledztwa, przesłuchań i ustalenia, kto za ten skandal ponosi odpowiedzialność, tak w BND, jak i w Urzędzie Kanclerskim. Na parlamentarno-rządowych korytarzach rozchodzą się wieści o planowanej „od dawna” gruntownej modyfikacji zasad działalności BND, tak, aby - jak przekonuje poseł Burkhardt Lischka, prawnik z wykształcenia i członek Komisji spraw Wewnętrznych w Bundestagu - wziąć tajne służby „na krótką smycz”.

Na tym nie koniec. W reakcji na oburzenie zagranicy, poseł Lischka zapowiedział, że w przyszłości szpiegostwo polityczne w państwach UE i jej instytucjach ma być – Achtung!, Achtung! – ustawowo zabronione! Dozwolone będzie tylko w „szczególnych przypadkach”, np. podejrzenia o terroryzm, przestępczość zorganizowaną czy łamanie embarga dotyczącego uzbrojenia. Zakazane będzie też szpiegostwo gospodarcze, ukierunkowane na „odniesienie korzyści przez niemiecka gospodarkę”. Projekty stosownych ustawy mają być wniesione w Bundestagu już w styczniu przeszłego roku i uchwalone do lata.

Czyż nie pięknie? Prezydent Francji Hollande i nie tylko on chyba dadzą z tej okazji na mszę… Polskę też Niemcy szpiegowali, czego akurat nie rozumiem: po co ten trud? Przecież Merkel łączy zażyła przyjaźń z naszym ekspremierem, dziś szefem Rady Europejskiej Donaldem Tuskiem, i jeśli kanclerz chciała się czegoś dowiedzieć, wystarczyło spytać. Poza tym, skoro poufne rozmowy szefów naszego MSZ, MSW i innych ministrów mogli z łatwością nagrać kelnerzy, to w czym problem? Wszak my nie mamy nic do ukrycia!

Czy wzorem Francuzów nasz prezydent lub rząd wystąpi pro forma do Berlina z prośbą:

Zwracamy się o łaskawe udzielenie nam informacji i przekazanie dokumentów sporządzonych w wyniku szpiegowania naszego kraju?

Jak do tej pory nie słyszałem. Pani premier Ewa Kopacz była w końcu zajęta przygotowaniem swego pożegnalnego wystąpienia w Sejmie. Ale już słyszę uszami wyobraźni wzburzenie w szeregach PO z powodu rujnowania przez PiS naszych doskonałych, wzorcowych, nacechowanych wzajemnym zrozumieniem i sympatią stosunków z Niemcami…

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.

Autor

Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych