Trzecia debata prezydencka Republikanów, która odbyła się w środę w Colorado była zdecydowanie bardziej zacięta od poprzednich. Próbując zaistnieć, kandydaci atakowali siebie nawzajem, a także media i dziennikarzy CNBS, oskarżając ich o sprzyjanie Demokratom.
Do ataku przeszli przede wszystkim ci spośród republikańskich kandydatów, którzy na trzy miesiące przed rozpoczęciem prawyborów wciąż zmagają się z bardzo niskimi notowaniami w sondażach prezydenckich. Bronić musieli się natomiast dwaj outsiderzy polityczni: miliarder Donald Trump i emerytowany neurochirurg Ben Carson, którzy nigdy nie sprawowali żadnych funkcji w polityce, ale ku całkowitemu zaskoczeniu analityków i republikańskiego establishmentu, cieszą się od miesięcy największym poparciem wśród Republikanów. Na obu chciałoby głosować ponad 50 proc. wyborców tej partii.
Jesteśmy na krawędzi wyboru kogoś niezdolnego do wykonywania tej pracy
— powiedział już na wstępie debaty John Kasich, gubernator Ohio. „Fantazją” określił propozycję Trumpa i Carsona, by radykalnie obniżyć podatki, czy budowy muru na granicy z Meksykiem, co Trump zapowiada jako sposób walki z nielegalną imigracją. „Obudźcie się, nie możemy wybrać kogoś, kto nie wie, jak wykonywać tę pracę. Musicie wybrać kogoś z doświadczeniem” - apelował Kasich.
Wsparł go były gubernator z Florydy Jeb Bush, którego notowania spadły do zaledwie 7 proc., mimo ogromnych środków finansowych na kampanię, jakie otrzymał od donatorów Partii Republikańskiej.
Martwi mnie, że ludzie wynagradzają tych kandydatów, którzy chcą ten kraj zburzyć
— powiedział, wyraźnie odnosząc się do propozycji Trumpa.
Magnat rynku nieruchomości, przyciśnięty przez prowadzących debatę w sprawie liczny bankructw swych firm, w typowym dla siebie stylu powiedział, że nie zrobił nic złego, tylko wykorzystał amerykański system prawny. „Jestem po prostu bardzo dobry w rozwiązywaniu problemów zadłużenia” - ironizował.
Carson, który w ostatnich sondażach wyprzedził Trumpa, wybijając się na prowadzenie dzięki poparciu przede wszystkim bardzo religijnych wyborców, dość nieporadnie tłumaczył się natomiast ze swej „inspirowanej Biblią” propozycji jednej stawki podatkowej dla wszystkich Amerykanów w wysokości 10 proc., niezależnie od dochodów. Podczas debaty zmienił zdanie i powiedział, że stawka wynosiłaby jednak 15 proc. Na większość innych pytań w ogóle nie odpowiadał, powtarzając ogólniki, że „Ameryka musi być dla ludzi, a nie dla rządu”.
W debacie, jaką zorganizowała na Uniwersytecie Colorado w Bouldar telewizja CNBC, doszło do ostrej wymiany zdań także między „insiderami”, czyli Republikanami, którzy piastują lub piastowali w przeszłości ważne funkcje w polityce i są wspierani przez republikańskie elity, a mimo to wciąż nie przebili się w kampanii. Brat i syn byłych prezydentów USA zarzucił senatorowi Marco Rubio z Florydy, że z powodu kampanii nie bywa ostatnio w Waszyngtonie i nie bierze udziału w głosowaniach Senatu.
Głosowałem na senatora; pomogłem mu i liczyłbym, że będzie obecny w pracy
— powiedział Bush, przypominając Rubiemu, że mandat senatora trwa sześć lat. „Czy to (praca w Senacie) to francuski tydzień pracy? Po prostu zrezygnuj i daj komuś innemu wykonywać tę pracę”. Ale poza tą deklaracją, Bush w żaden inny sposób nie wyróżnił się podczas całej dwugodzinnej debaty.
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Trzecia debata prezydencka Republikanów, która odbyła się w środę w Colorado była zdecydowanie bardziej zacięta od poprzednich. Próbując zaistnieć, kandydaci atakowali siebie nawzajem, a także media i dziennikarzy CNBS, oskarżając ich o sprzyjanie Demokratom.
Do ataku przeszli przede wszystkim ci spośród republikańskich kandydatów, którzy na trzy miesiące przed rozpoczęciem prawyborów wciąż zmagają się z bardzo niskimi notowaniami w sondażach prezydenckich. Bronić musieli się natomiast dwaj outsiderzy polityczni: miliarder Donald Trump i emerytowany neurochirurg Ben Carson, którzy nigdy nie sprawowali żadnych funkcji w polityce, ale ku całkowitemu zaskoczeniu analityków i republikańskiego establishmentu, cieszą się od miesięcy największym poparciem wśród Republikanów. Na obu chciałoby głosować ponad 50 proc. wyborców tej partii.
Jesteśmy na krawędzi wyboru kogoś niezdolnego do wykonywania tej pracy
— powiedział już na wstępie debaty John Kasich, gubernator Ohio. „Fantazją” określił propozycję Trumpa i Carsona, by radykalnie obniżyć podatki, czy budowy muru na granicy z Meksykiem, co Trump zapowiada jako sposób walki z nielegalną imigracją. „Obudźcie się, nie możemy wybrać kogoś, kto nie wie, jak wykonywać tę pracę. Musicie wybrać kogoś z doświadczeniem” - apelował Kasich.
Wsparł go były gubernator z Florydy Jeb Bush, którego notowania spadły do zaledwie 7 proc., mimo ogromnych środków finansowych na kampanię, jakie otrzymał od donatorów Partii Republikańskiej.
Martwi mnie, że ludzie wynagradzają tych kandydatów, którzy chcą ten kraj zburzyć
— powiedział, wyraźnie odnosząc się do propozycji Trumpa.
Magnat rynku nieruchomości, przyciśnięty przez prowadzących debatę w sprawie liczny bankructw swych firm, w typowym dla siebie stylu powiedział, że nie zrobił nic złego, tylko wykorzystał amerykański system prawny. „Jestem po prostu bardzo dobry w rozwiązywaniu problemów zadłużenia” - ironizował.
Carson, który w ostatnich sondażach wyprzedził Trumpa, wybijając się na prowadzenie dzięki poparciu przede wszystkim bardzo religijnych wyborców, dość nieporadnie tłumaczył się natomiast ze swej „inspirowanej Biblią” propozycji jednej stawki podatkowej dla wszystkich Amerykanów w wysokości 10 proc., niezależnie od dochodów. Podczas debaty zmienił zdanie i powiedział, że stawka wynosiłaby jednak 15 proc. Na większość innych pytań w ogóle nie odpowiadał, powtarzając ogólniki, że „Ameryka musi być dla ludzi, a nie dla rządu”.
W debacie, jaką zorganizowała na Uniwersytecie Colorado w Bouldar telewizja CNBC, doszło do ostrej wymiany zdań także między „insiderami”, czyli Republikanami, którzy piastują lub piastowali w przeszłości ważne funkcje w polityce i są wspierani przez republikańskie elity, a mimo to wciąż nie przebili się w kampanii. Brat i syn byłych prezydentów USA zarzucił senatorowi Marco Rubio z Florydy, że z powodu kampanii nie bywa ostatnio w Waszyngtonie i nie bierze udziału w głosowaniach Senatu.
Głosowałem na senatora; pomogłem mu i liczyłbym, że będzie obecny w pracy
— powiedział Bush, przypominając Rubiemu, że mandat senatora trwa sześć lat. „Czy to (praca w Senacie) to francuski tydzień pracy? Po prostu zrezygnuj i daj komuś innemu wykonywać tę pracę”. Ale poza tą deklaracją, Bush w żaden inny sposób nie wyróżnił się podczas całej dwugodzinnej debaty.
Strona 1 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/270050-wojna-republikanskich-kandydatow
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.