Spokój na Wyspach, kontynent odcięty, czyli doroczna konwencja torysów w Manchesterze

Fot. PAP/EPA
Fot. PAP/EPA

Tegoroczna konwencja torysów upłynęła w bardziej relaksowej atmosferze niż rok czy dwa lata temu. Wybory parlamentarne wygrane i nie trzeba było tworzyć niewygodnych koalicji, Szkocja w granicach Królestwa, a tunel pod Kanałem la Manche nieźle uszczelniony. Cztery dni – 4-7 października – wystąpień, debat, recepcji i różnych dodatkowych zdarzeń jak koncerty i wystawy. Hasło wiodące –„Dla ciężko pracujących” oraz miejsce konferencji, robotniczy Manchester, sugerowałyby konwencję laburzystów - do niedawna torysi spotykali się w nadmorskich uzdrowiskach jak Brighton czy Blackpool. Ale już pod-hasła -”ograniczamy pomoc socjalną… tniemy deficyt budżetowy …imigrację … więcej miejsc pracy w sektorze prywatnym …. mniejsze podatki dla 25 mln ludzi” - przypominały kto tu był gospodarzem. W istocie tegoroczna konferencja przebiegała pod znakiem dwóch informacji niejawnych, szeptanych, które z pewnością wpłynęły na zawartość kilku wystąpień: że Downing Street ostrzegł swoich ministrów i torysowską starszyznę, aby w wystąpieniach nie ważyli się odbiegać od oficjalnej linii rząd - Unia Europejska, oraz że premier Cameron nie zamierza startować w wyborach parlamentarnych w 2020 roku. Rozpoczął się „beauty contest” czyli „konkurs piękności”.

Najpierw były mer Londynu, Boris Johnson. Ekscentryczny syn milionera, absolwent Eton i Oksfordu, członek słynnego Bullingdon Club, lubi szokować. Tym razem najpierw poszedł do fryzjera - co znaczyło, że traktuje sprawę poważnie - i wygłosił speech, który dotykał newralgicznych spraw jak brytyjska gospodarka i zmiana prawa do swobodnego przemieszczania się ludzi w ramach Unii, czyli zmniejszenia kwot przybywających do Wielkiej Brytanii. Na koniec dodał stanowczo, że „tylko parlament brytyjski, i nikt inny winien decydować o tym, ilu z nich możemy przyjąć”. Zaapelował też do mniejszości etnicznych, aby respektowały brytyjskie prawo – tu wspomniał o forced marriages, nie mylić z małżeństwami aranżowanymi, oraz okaleczaniu intymnych miejsc dziewcząt ze wspólnot z Sudanu i Etiopii. Były mer należy wprawdzie do grupy „jastrzębi”, a nie „gołębi” jak Cameron, ale niejednokrotnie udowodnił, że potrafi być elastyczny. A Cameron zarekomendował go w taki sposób –„A teraz chciałbym zaprezentować kogoś, kto dobrze służy krajowi, dobrze służy partii i jeszcze wiele dobrego o nim usłyszymy. Posłuchajmy polityka, który przez dwie kadencje był merem największej stolicy świata. Boris Johnson” – że nie było wątpliwości, kogo premier będzie popierał w kolejnych wyborach. Wygląda na to, że Cameron już wskazał swojego następcę.

Wystąpienie minister spraw wewnętrznych Theresy May także zostało zinterpretowane jako początek jej starań o przywództwo partii konserwatywnej. Nie było jednak specjalnych rekomendacji premiera, no i jej ostre wystąpienie wywołało sporo kontrowersji brytyjskiego lewactwa. M.in. Institute of Directors oskarżył ją o „podkopywanie zdrowiejącej brytyjskiej gospodarki” poprzez „nieodpowiedzialną retorykę i uleganie antyimigranckim nastrojom”. A kilka organizacji pozarządowych zaprotestowało, gdy oznajmiła, że „Wielka Brytania nie potrzebuje dużej ilości obcokrajowców, którzy zabierają Brytyjczykom pracę i zaniżają zarobki”. Ale tu akurat mają sporo racji. Po pierwsze, Theresa May ma zwyczaj mówić ostro i pamiętać o tym, co powiedziała, krótko, że przypomnę jej okrzyk sprzed roku „wykopię wszystkich imigrantów – kryminalistów”, którzy wciąż za pieniądze tutejszych podatników, skutecznie walczą z ekstradycją. Po drugie – imigranci ze wschodniej Europy podejmują zwykle pracę, której brzydzą się młodzi Brytyjczycy, zdemoralizowani wysokim socjalem. A po trzecie – problemem Wielkiej Brytanii nie są imigranci z Unii, lecz spoza Europy, którzy z reguły do końca swoich dni nie podejmują żadnej pracy. I tylko The Migration Watch UK pochwaliła wystąpienie pani minister jako „odważne”, czemu także nie można się dziwić.

Oczywiście, najwięcej uwagi skupił na sobie premier David Camerona i jego wystąpienie. Stosunkowo niewiele czasu poświęcił projektom gospodarczym „Camborne” / Cameron – minister skarbu i finansów George Osborne/, które są wdrażane tak energicznie, że brytyjska gospodarka kwitnie. 5% bezrobocie, podczas gdy Francja ma ok. 10, a Hiszpania osiągnęła 19%, mnóstwo inwestycji  z całego świata, Chiny, Rosja, Bliski Wschód, a kraj przypomina wielki plac budowy. I przekazując Osborne’owi działkę ekonomiczną, skoncentrował się na tematyce społecznej i socjalnej. Chociaż  w kuluarach aż huczało od tego tematu, na sali obrad stosunkowo niewiele mówiło się o negocjacjach Wielkiej Brytanii z Unią na temat zmiany jej formuły i oddanie części kompetencji z powrotem do parlamentów narodowych. Najwyrażniej rozmowy wewnątrz partii torysów wciąż  w toku, toteż Cameron zaznaczył tylko na koniec: ”Wielka Brytania jest silna na świecie, a to powinno znaczyć, że jest silna także w Europie. Wracamy do podstawowych wartości konserwatywnych – wiary w państwo narodowe i wolny rynek. Jedni mówią: >bierzmy, co Unia daje, i  w nogi<. Inni: >wynosimy się z Unii, i basta<. A ja twierdzę: >Nie. Wielka Brytania tak nie postępuje. My nie walczymy jak buldogi pod dywanem. My stajemy na placu boju, rozmawiamy i rozwiązujemy problem<”. Cameron jest politykiem bardzo wyważonym, w dodatku wie, że jego partia jest mocno podzielona. Jedni chcieliby opuścić Unię już jutro, inni nigdy, a jeszcze inni woleliby poczekać, co uda się premierowi uzyskać podczas negocjacji z Brukselą. Wydaje się, że dopóki przy władzy jest Cameron, aktualna będzie ta trzecia opcja.

A oto kilka najważniejszych fragmentów z wystąpienia premiera, z których każdy sygnalizuje jakiś problem i mógłby stać się oddzielnym headline’em:

O Unii:

Wszyscy wiemy, na co choruje Unia Europejska. Stała się za duża, za bardzo apodyktyczna, i za często się wtrąca w nasze sprawy.

O imigracji:

Jeśli otworzymy drzwi każdemu uchodźcy, nasz kraj zostanie nimi całkowicie zalany.

O nowym przywódcy Partii Pracy Jeremy’ym Corbynie:

Nie możemy pozwolić, aby  ten człowiek miał jakąkolwiek szansę na realizację swoich groźnych z punktu widzenia bezpieczeństwa kraju idei, sympatyzujący z terrorystami, nienawidzący Wielkiej Brytanii, którą my kochamy.

O medresach:

Jeśli to jest instytucja szkolna, to bez względu na religię, będziemy ją rejestrować i przeprowadzać inspekcje… A jeśli będzie uczyć nietolerancji, to ja zamkniemy.

O społecznej mobilności:

Wielka Brytania ma najniższą społeczną mobilność ze wszystkich krajów rozwiniętych. I nasze pensje niewiele urosły od pensji naszych ojców. Nie możemy tego akceptować.

Przyrzekł uporać się z „wielkimi społecznymi problemami”, to znaczy ekstremizmem i segregacją, powodowaną przez szkoły religijne / chodzi tu głównie o medresy/. Potępił „pasywną tolerancję” wobec barbarzyńskich obyczajów w społecznościach islamskich. Ale – jak to Cameron - z drugiej strony obiecał walczyć  z dyskryminacją gejów i mniejszości etnicznym, bo „there is no true opportunity without equality”. I chciałby „zakończyć wojnę o prawdziwą równość szans”. W bardzo wielu jego hasłach słyszało się echa „nowoczesnego współczującego konserwatyzmu”, który trudno pomylić z thatcheryzmem, ale bardzo łatwo z Trzecią Drogą Tony Blaira. Brytyjski konserwatyzm od roku 2010 najwyrażniej odbił w lewo. Reporter Daily Telegrapha słusznie zauważył:

Jeszcze 10 lat temu nie byłoby możliwe, aby delegaci na konwencji konserwatystów oklaskiwali hasła „równości szans”. A teraz to się stało. Nie zdziwiłbym się, gdyby podobny speech wygłosił laburzysta Tony Blair.

No właśnie.

Autor

Nowa telewizja informacyjna wPolsce24. Oglądaj nas na kanale 52 telewizji naziemnej Nowa telewizja informacyjna wPolsce24. Oglądaj nas na kanale 52 telewizji naziemnej Nowa telewizja informacyjna wPolsce24. Oglądaj nas na kanale 52 telewizji naziemnej

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych