To niby daleko. Ale zwycięstwo niepodległościowców w wyborach do parlamentu autonomii katalońskiej to niedobry sygnał dla naszego kraju. A ewentualne proklamowanie niepodległości tej hiszpańskiej prowincji byłoby dla Polski jeszcze gorsze.
CZYTAJ RÓWNIEŻ: Separatyści wygrywają wybory w Katalonii
Mimo że, pozornie, mogłoby się wydawać inaczej. Były minister spraw zagranicznych Radosław Sikorski mówił wręcz kiedyś prywatnie, że cieszyłby się z takiego obrotu sytuacji, bo po odejściu Katalonii zarówno pod względem liczby ludności, jak i kilku innych wskaźników Hiszpania spadłaby na poziom Polski lub poniżej, a wtedy rola naszego kraju w Unii Europejskiej automatycznie by wzrosła. To w jakimś sensie prawda, ale przeważałyby negatywy.
Po pierwsze – osłabienie Hiszpanii oznaczałoby zmniejszenie potencjału tej części Europy, która jest skłonna (lub przynajmniej może być skłonna) do sprzeciwu wobec niemieckiego dyktatu. Interesy państw południa kontynentu są bowiem w wielu sprawach sprzeczne z interesami Berlina. Z jednej strony owocuje to, bywa, ich prorosyjskością (bo w optyce oddalonych przecież od linii Bugu krajów śródziemnomorskich Angela Merkel to liderka bezsensownej krucjaty antykremlowskiej, a Ukraina to takie dziwne, położone na krańcu świata coś, w obronie czego nie należy poświęcać ani jednego euro…). Jednak wszelkiej maści zachodnioeuropejscy separatyści są pod tym względem z reguły jeszcze gorsi - bardzo często są wręcz przeciwnikami NATO.
Ale co znacznie ważniejsze - ekspansjonizm Putina to tylko część rzeczywistości. I dyktat Berlina nie realizuje się ani tylko, ani przede wszystkim w sferze polityki wschodniej. Naprawdę więc warto, aby zachowywały choć względną siłę państwa, które z różnych pobudek i w różnych sprawach (gospodarka), realizując swoje interesy gotowe są sprzeciwiać się narzucaniu wizji „Świętej Unii Europejskiej Narodu Niemieckiego”.
Po drugie – trumfy wszelkiej maści separatystów oznaczają realnie zwiększenie roli instytucji europejskich. Krok w stronę próby budowy europejskiego państwa federalnego. Bo zachodnioeuropejscy separatyści, w konflikcie ze swymi stolicami, od wielu dziesięcioleci stawiają na „projekt europejski” – z rozmachem z reguły większym, niż establishmenty starych państw narodowych. Jeśli nie chcemy próby budowy federacji – a ja nie chcę – to nie życzmy im powodzenia.
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
To niby daleko. Ale zwycięstwo niepodległościowców w wyborach do parlamentu autonomii katalońskiej to niedobry sygnał dla naszego kraju. A ewentualne proklamowanie niepodległości tej hiszpańskiej prowincji byłoby dla Polski jeszcze gorsze.
CZYTAJ RÓWNIEŻ: Separatyści wygrywają wybory w Katalonii
Mimo że, pozornie, mogłoby się wydawać inaczej. Były minister spraw zagranicznych Radosław Sikorski mówił wręcz kiedyś prywatnie, że cieszyłby się z takiego obrotu sytuacji, bo po odejściu Katalonii zarówno pod względem liczby ludności, jak i kilku innych wskaźników Hiszpania spadłaby na poziom Polski lub poniżej, a wtedy rola naszego kraju w Unii Europejskiej automatycznie by wzrosła. To w jakimś sensie prawda, ale przeważałyby negatywy.
Po pierwsze – osłabienie Hiszpanii oznaczałoby zmniejszenie potencjału tej części Europy, która jest skłonna (lub przynajmniej może być skłonna) do sprzeciwu wobec niemieckiego dyktatu. Interesy państw południa kontynentu są bowiem w wielu sprawach sprzeczne z interesami Berlina. Z jednej strony owocuje to, bywa, ich prorosyjskością (bo w optyce oddalonych przecież od linii Bugu krajów śródziemnomorskich Angela Merkel to liderka bezsensownej krucjaty antykremlowskiej, a Ukraina to takie dziwne, położone na krańcu świata coś, w obronie czego nie należy poświęcać ani jednego euro…). Jednak wszelkiej maści zachodnioeuropejscy separatyści są pod tym względem z reguły jeszcze gorsi - bardzo często są wręcz przeciwnikami NATO.
Ale co znacznie ważniejsze - ekspansjonizm Putina to tylko część rzeczywistości. I dyktat Berlina nie realizuje się ani tylko, ani przede wszystkim w sferze polityki wschodniej. Naprawdę więc warto, aby zachowywały choć względną siłę państwa, które z różnych pobudek i w różnych sprawach (gospodarka), realizując swoje interesy gotowe są sprzeciwiać się narzucaniu wizji „Świętej Unii Europejskiej Narodu Niemieckiego”.
Po drugie – trumfy wszelkiej maści separatystów oznaczają realnie zwiększenie roli instytucji europejskich. Krok w stronę próby budowy europejskiego państwa federalnego. Bo zachodnioeuropejscy separatyści, w konflikcie ze swymi stolicami, od wielu dziesięcioleci stawiają na „projekt europejski” – z rozmachem z reguły większym, niż establishmenty starych państw narodowych. Jeśli nie chcemy próby budowy federacji – a ja nie chcę – to nie życzmy im powodzenia.
Strona 1 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/266708-trzymajmy-kciuki-za-madryt-po-zwyciestwie-niepodleglosciowcow-w-katalonii
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.