Przywrócenie kontroli granicznych nie powstrzymało fali uchodźców napływających do Niemiec. Przed punktami rejestracyjnymi tworzą się kolejki, dochodzi do incydentów. Jednym z wąskich gardeł jest Berlin. Władze stolicy wezwały na pomoc Bundeswehrę.
Decyzja rządu o przywróceniu kontroli na niemieckich granicach nie powstrzymała fali uchodźców. Jak pisze najnowszy „Der Spiegel”, powołując się na dane MSW, w poniedziałek do Niemiec przyjechało 8,5 tys. imigrantów, we wtorek 6,7 tys., a w środę 7,8 tys. W czwartek 400 z nich przetransportowano z Bawarii do Berlina.
Od początku roku do stolicy Niemiec dotarło 32 tys. uciekinierów z Bliskiego Wschodu, Bałkanów i Afryki.
Głównym ośrodkiem recepcyjnym w Berlinie, gdzie imigranci zaraz po przyjeździe muszą się zarejestrować, jest Krajowy Urząd ds. Zdrowia i Spraw Socjalnych (LAGESO) w dzielnicy Moabit w północno-zachodniej części miasta. Dopiero po rejestracji mogą wystąpić o azyl do Urzędu ds. Migracji i Uchodźców.
Kilkuhektarowy teren byłego szpitala, w którym ulokowali się urzędnicy placówki, pełni funkcję gigantycznej poczekalni. Przed wejściem do głównego budynku kłębi się tłum kilkuset oczekujących - „szczęśliwców”, którzy otrzymali wcześniej numerki uprawniające do wejścia do pilnie strzeżonej przez ochroniarzy i policję twierdzy.
Na wydeptanym wokół budynku terenie, zmieniającym się po deszczu w błotniste klepisko, stoją, siedzą i leżą setki ludzi ze wszystkich stron świata. Słychać języki arabski, serbsko-chorwacki, rosyjski, a także narzecza trudne do zdefiniowania. Zmęczeni nierzadko kilkutygodniową włóczęgą wędrowcy śpią w oczekiwaniu na swoją kolejkę na karimatach, kocach lub na gołej ziemi. Na równych prawach czekają osoby niepełnosprawne poruszające się na wózkach czy o kulach.
Nieodłącznym atrybutem uchodźcy niezależnie od wieku, kraju pochodzenia i statusu materialnego jest komórka. Jak piszą niemieckie gazety, firmy sprzedające karty telefoniczne prepaid robią na imigrantach kokosowe interesy.
Nieco dalej na trawnikach, w cieniu drzew rozlokowały się całe rodziny. Kobiety karmią dzieci piersią, mężczyźni próbują organizować prowiant, starsze dzieci opiekują się młodszym rodzeństwem.
Przychodzimy od kilku dni, ale nie udało się nam do tej pory dostać numerka
— skarży się rodzina z Afganistanu.
LAGESO pracuje tylko do godz. 15. Kto nie dostanie się w tym czasie do urzędu, ten miał pecha - musi przyjść na Turmstrasse następnego dnia. Jeżeli nie ma miejsca w hotelu, musi nocować w jednym z okolicznych parków.
„No way” - mówi zdecydowanie, pokazując zegarek, przystojny strażnik w czerwonej kamizelce. Dziwnym trafem wykazuje jednak zrozumienie dla wyróżniającej się urodą jednej z oczekujących. „Proszę, proszę” - zachęca ją po arabsku do wejścia na ogrodzony teren.
Nastroje wśród oczekujących wahają się od apatii i rezygnacji do wściekłości. We wtorek tłum zaatakował ochroniarzy, obrzucając ich kamieniami i sztachetami. Pracownicy salwowali się ucieczką do wnętrza budynku; musiała interweniować policja. Do LAGESO skierowano 12 policyjnych wozów.
Po tym incydencie władze Berlina zwiększyły liczbę ochroniarzy z 24 do 76. Wprowadzono też stałe patrole policji. Powstał sztab pod kierownictwem byłego komendanta berlińskiej policji Dietera Glietscha, który ma na stałe monitorować sytuację na terenie LAGESO.
Aby skrócić okres oczekiwania, berlińskim urzędnikom od zeszłego tygodnia pomaga Bundeswehra. Kilkudziesięciu przeszkolonych żołnierzy wspomaga cywilów w rejestrowaniu imigrantów.
Ciąg dalszy na kolejnej stronie
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Przywrócenie kontroli granicznych nie powstrzymało fali uchodźców napływających do Niemiec. Przed punktami rejestracyjnymi tworzą się kolejki, dochodzi do incydentów. Jednym z wąskich gardeł jest Berlin. Władze stolicy wezwały na pomoc Bundeswehrę.
Decyzja rządu o przywróceniu kontroli na niemieckich granicach nie powstrzymała fali uchodźców. Jak pisze najnowszy „Der Spiegel”, powołując się na dane MSW, w poniedziałek do Niemiec przyjechało 8,5 tys. imigrantów, we wtorek 6,7 tys., a w środę 7,8 tys. W czwartek 400 z nich przetransportowano z Bawarii do Berlina.
Od początku roku do stolicy Niemiec dotarło 32 tys. uciekinierów z Bliskiego Wschodu, Bałkanów i Afryki.
Głównym ośrodkiem recepcyjnym w Berlinie, gdzie imigranci zaraz po przyjeździe muszą się zarejestrować, jest Krajowy Urząd ds. Zdrowia i Spraw Socjalnych (LAGESO) w dzielnicy Moabit w północno-zachodniej części miasta. Dopiero po rejestracji mogą wystąpić o azyl do Urzędu ds. Migracji i Uchodźców.
Kilkuhektarowy teren byłego szpitala, w którym ulokowali się urzędnicy placówki, pełni funkcję gigantycznej poczekalni. Przed wejściem do głównego budynku kłębi się tłum kilkuset oczekujących - „szczęśliwców”, którzy otrzymali wcześniej numerki uprawniające do wejścia do pilnie strzeżonej przez ochroniarzy i policję twierdzy.
Na wydeptanym wokół budynku terenie, zmieniającym się po deszczu w błotniste klepisko, stoją, siedzą i leżą setki ludzi ze wszystkich stron świata. Słychać języki arabski, serbsko-chorwacki, rosyjski, a także narzecza trudne do zdefiniowania. Zmęczeni nierzadko kilkutygodniową włóczęgą wędrowcy śpią w oczekiwaniu na swoją kolejkę na karimatach, kocach lub na gołej ziemi. Na równych prawach czekają osoby niepełnosprawne poruszające się na wózkach czy o kulach.
Nieodłącznym atrybutem uchodźcy niezależnie od wieku, kraju pochodzenia i statusu materialnego jest komórka. Jak piszą niemieckie gazety, firmy sprzedające karty telefoniczne prepaid robią na imigrantach kokosowe interesy.
Nieco dalej na trawnikach, w cieniu drzew rozlokowały się całe rodziny. Kobiety karmią dzieci piersią, mężczyźni próbują organizować prowiant, starsze dzieci opiekują się młodszym rodzeństwem.
Przychodzimy od kilku dni, ale nie udało się nam do tej pory dostać numerka
— skarży się rodzina z Afganistanu.
LAGESO pracuje tylko do godz. 15. Kto nie dostanie się w tym czasie do urzędu, ten miał pecha - musi przyjść na Turmstrasse następnego dnia. Jeżeli nie ma miejsca w hotelu, musi nocować w jednym z okolicznych parków.
„No way” - mówi zdecydowanie, pokazując zegarek, przystojny strażnik w czerwonej kamizelce. Dziwnym trafem wykazuje jednak zrozumienie dla wyróżniającej się urodą jednej z oczekujących. „Proszę, proszę” - zachęca ją po arabsku do wejścia na ogrodzony teren.
Nastroje wśród oczekujących wahają się od apatii i rezygnacji do wściekłości. We wtorek tłum zaatakował ochroniarzy, obrzucając ich kamieniami i sztachetami. Pracownicy salwowali się ucieczką do wnętrza budynku; musiała interweniować policja. Do LAGESO skierowano 12 policyjnych wozów.
Po tym incydencie władze Berlina zwiększyły liczbę ochroniarzy z 24 do 76. Wprowadzono też stałe patrole policji. Powstał sztab pod kierownictwem byłego komendanta berlińskiej policji Dietera Glietscha, który ma na stałe monitorować sytuację na terenie LAGESO.
Aby skrócić okres oczekiwania, berlińskim urzędnikom od zeszłego tygodnia pomaga Bundeswehra. Kilkudziesięciu przeszkolonych żołnierzy wspomaga cywilów w rejestrowaniu imigrantów.
Ciąg dalszy na kolejnej stronie
Strona 1 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/266635-dramatyczne-sceny-w-berlinie-niemcy-nie-radza-sobie-z-naplywem-imigrantow-rzad-wzywa-na-pomoc-bundeswehre-reportaz?strona=1