Życie na budapeszteńskim dworcu Keleti powoli wraca do normy. Nie ma już tłumu uchodźców, którzy tygodniami czekali na transport do Austrii i Niemiec. Dla nich Niemcy to jedyne miejsce na świecie, gdzie teraz warto się osiedlić.
Nikt nie krzyczy już przez megafony po arabsku i persku, próbując zapanować nad zniecierpliwionym tłumem. Z dworca korzystają już tylko zwykli podróżni oraz pojedynczy uchodźcy, którzy jeszcze jakimś cudem przedostali się przez węgierską granicę od strony Serbii.
Tak jak afgańska sześcioosobowa rodzina, która spóźniła się na pociągi wiozące imigrantów dalej na Zachód; zanim dotarli do Budapesztu pomylili kierunki. Policjanci nie mogli im pomóc, bo sami nie mówili po angielsku. Dopiero później ktoś pokazał im właściwą drogę. Na Keleti dowiedzieli się, że być może kolejny pociąg odjedzie następnego dnia. Kasjerka z uśmiechem oznajmiła, że rano będzie można kupić bilet. Gorzej, że rodzina nie ma już pieniędzy. Ktoś z przechodniów zaoferował wsparcie, ktoś inny poszedł i kupił im obiad. Życie na dworcu toczy się już starym rytmem. Na pewno jednak tylko na chwilę. Za rodziną zbłąkanych Afgańczyków idą już kolejni, którzy właśnie przekroczyli chorwacko-węgierską granicę.
Od piątku Chorwaci przewieźli do węgierskiej granicy około 12 tys. uciekinierów. Kiedy władze w Zagrzebiu oznajmiły, że nie są w stanie przyjmować więcej ludzi i zamknęły granicę z Serbią, irytacja rządu w Budapeszcie znów dała o sobie znać. Węgrzy skończyli już układanie zasieków na swojej granicy z Chorwacją oraz przyspieszają budowę muru, takiego samego jaki wznieśli na granicy z Serbią. A że Chorwaci przywożą im uchodźców autobusami i pociągami, nie mają wyjścia i sami transportują ich dalej, do Austrii.
Węgierskie władze nie chcą powtórzyć błędu sprzed paru miesięcy i zamierzają kontrolować każdego, kto wejdzie czy wjedzie na ich terytorium. Pokazują też drogę do Austrii i starają się, by wszyscy obcy jak najszybciej tam dotarli.
Przejście na granicy z Austrią w Hegyeshalom pęka w szwach. Austriacy, którzy kontrolują granicę, bardzo powoli rozpatrują każdą prośbę o przekroczenie pasa granicznego. Nie mają już gdzie lokować uchodźców. Autobusy czekające w gotowości przewiozły kilkaset osób do Salzburga i drugie tyle do Wiednia. Reszta musi czekać na granicy, po węgierskiej stronie. Austriackie MSW już zapowiedziało, że ci, dla których nie znajdzie się miejsca będą odsyłani do Chorwacji i Słowenii, w zależności od tego, z którego kraju przyszli.
Od początku roku na Węgry dostało się już, według najnowszych danych, 217 tys. osób, głównie z Syrii, Iraku, Afganistanu i Pakistanu. Wielu ucieka bezpośrednio z obozów w Turcji i Libanie, gdzie spędzili ostatnie lata chroniąc się przed wojną i konfliktami w swoich krajach. Do Europy dostali się nowym szlakiem, funkcjonującym od początku roku. Gdy unijne służby wzmocniły patrole na Morzu Śródziemnym, przemytnicy zaczęli przerzucać uchodźców przez Morze Egejskie do Grecji, a dalej pieszo przez Macedonię i Serbię do krajów UE. Każda taka podróż to koszt 1600 euro od osoby. Policja szacuje, że przemytnicy zarabiają na tym procederze 2000 euro na godzinę.
Dziś Węgrzy otworzyli dla ruchu samochodowego przejście graniczne z Serbią w Roeszke, które początkowo miało być zamknięte przez miesiąc po niedawnych starciach węgierskiej policji z migrantami. Minister spraw wewnętrznych Węgier Sandor Pinter poinformował w niedzielę, że ruch na granicy zostaje wznowiony z uwagi na dobro unijno–serbskiej wymiany handlowej.
lw, pAP
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/265914-polityka-orbana-przynosi-efekty-reportaz-z-wegier-zycie-na-budapesztenskim-dworcu-keleti-wraca-do-normy
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.