Węgierski politolog: My nie bronimy Węgier, my bronimy Europy! "Jeśli Unia nie będzie potrafiła obronić swoich zewnętrznych granic, przestanie istnieć". NASZ WYWIAD

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
Fot. PAP/epa/fideszfigyelo.blog.hu
Fot. PAP/epa/fideszfigyelo.blog.hu

Węgierski rząd buduje obecnie ogrodzenie na granicy z Serbią, wyposażone w drut kolczasty. Miało być gotowe do 31 sierpnia, ale nie udało się go ukończyć na czas. Ogrodzenie ma być uzupełnione przez wysoki na cztery metry mur. To powstrzyma falę imigrantów?

Tego nikt nie wie. Ale jaka jest alternatywa? Nie robić nic? Chodzi o to, by wysłać imigrantom, a przede wszystkim przemytnikom, którzy zarabiają na ludzkim nieszczęściu, wyraźny sygnał: nie jest tak łatwo dostać się do UE, jak wam się wydaje. Ten mur ma przede wszystkim znaczenie symboliczne. Chcemy, by imigranci zrozumieli: nie możecie przekraczać granicy nielegalnie, koniec kropka. Bo my na to nie pozwolimy. Jeśli Unia nie będzie potrafiła obronić swoich zewnętrznych granic, przestanie istnieć.

Bruksela postanowiła zmusić oporne kraje członkowskie do przyjęcia imigrantów. Węgry stanowczo odmówiły, ale Polska się zgodziła. Kraje Wyszehradzkie są za zamknięciem zewnętrznych granic UE, Francja, Niemcy, Austria chcą je otworzyć dla imigrantów. Czy obecna szarpanina może w dalszej perspektywie doprowadzić do rozpadu europejskiej wspólnoty?

Viktor Orban powiedział wczoraj, że nie jest przeciwny kwotom imigranckim z powodów ideologicznych, tylko dlatego, że nie stanowi to rozwiązania problemu. Tym bardziej iż nie jesteśmy w stanie obronić naszych granic i nie wiemy ani ilu imigrantów już przyjechało do Europy, ani ilu ich jeszcze przyjedzie. Wszyscy wiemy, że nie skończy się na tych 120 tys. osób, które Bruksela postanowiła rozdzielić pomiędzy kraje członkowskie. Poza tym ci ludzie nie chcą być w Polsce, na Węgrzech, a już na pewno nie w Grecji i na Cyprze, skąd przybyli, przebywając bardzo daleką drogę, a dokąd zgodnie z tą kwotową regulacją mają zostać odesłani. To kompletnie bez sensu. Na papierze to fajny pomysł, ale w praktyce to nie może funkcjonować. Wyobrażam sobie radość tych, którym udało się dotrzeć do niemieckiego eldorado, gdy dowiedzą się, że wracają tam, skąd przybyli. Wyobrażam sobie, że nie omieszkają w dość gwałtowny sposób wyrazić swojego niezadowolenia. Niezadowoleni są też Niemcy. Nie oszukujmy się: niemiecki rząd stosuje politykę otwartych ramion, ale obywatele niemieccy nie są aż tacy tolerancyjni, o czym świadczą ataki na ośrodki dla uchodźców. To oni będą musieli zapłacić ze swoich kieszeni za utrzymanie i integrację imigrantów. Ludzie obawiają się m.in., że wzrosną podatki. Moim zdaniem niemiecki rząd używa imigrantów do tego, by poprawić swój wizerunek. Mimo gospodarczych sukcesów, większość ludzi myśląc o Niemcach, ma przed oczami obozy koncentracyjne. Przyjmując imigrantów Niemcy chcą udowodnić, że nikt nie kocha bliźnich tak jak oni. Nie zdają sobie jednak najwyraźniej sprawy z konsekwencji tej strategii. Obecna fala imigracji to dopiero początek. Za nią pójdą kolejne. Przyjadą miliony. I wtedy wszystko może się wydarzyć, włącznie z dezintegracją Unii.

-rozmawiała Aleksandra Rybińska

« poprzednia strona
12

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych