Grecja, czyli jak centrum pożera peryferie. Jeśli ktoś jeszcze wierzył w dobrotliwe Niemcy, to „grecka tragedia” powinna go z iluzji wyleczyć

Fot. PAP/epa
Fot. PAP/epa

Ewa Kopacz ma rację. Polska, do niedawna „zielona wyspa”, może być drugą Grecją. Tyle tylko, że recepta pani premier jako żywo przypomina zawołanie szlagonów z czasów saskich: „Polska nierządem stoi”. Nie wychylać się, nie uniezależniać, nie reindustrializować, nie polonizować sektora bankowego, pozostać wiernym podnóżkiem Berlina, a wszystko będzie dobrze.

Tymczasem przykład Grecji – w ocenie autora powyższych słów, jak i co najmniej dwóch ekonomistów legitymujących się nagrodą Nobla – pokazuje, czym kończy się rozwój zależny, jaki los spotyka ostatecznie neokolonie. Polska naturalnie boi się Rosji i słusznie ma za złe Ciprasowi umizgiwanie się do Putina. Nierozwagą byłoby jednak nie zauważyć niemieckiej gospodarczej brutalności czy wręcz mściwości wobec niepokornej neokolonii. Głupotą byłoby nie wyciągnąć z tego wniosków. Tym bardziej, że zostaje nam coraz mniej czasu. Ze Wschodu wzmaga się presja militarna, a z Zachodu gospodarcza. Jeśli zaś ktoś jeszcze wierzył w dobrotliwe Niemcy, to „grecka tragedia” powinna go z iluzji wyleczyć.

Ci greccy lenie

Zależne w dużym stopniu od niemieckiego kapitału media karmią nas oczywiście urzędową propagandą na temat Hellady. Leniwi, oszukujący fiskus, czterdziestoletni emeryci. Nie od rzeczy byłoby jednak zapytać za Josephem Stiglitzem, jak to się stało, że ci lenie mieli jedną z najszybciej rozwijających się gospodarek w Europie (od połowy lat dziewięćdziesiątych do początku kryzysu średnio 3,9 proc. rocznie). Oszukiwali w statystykach? Nawet jeśli, to oszustwa na taką skalę nie są możliwe bez współudziału międzynarodowych instytucji finansowych, które w nagrodę dostały programy ratunkowe, podczas gdy Grecja dostała programy oszczędnościowe.

A co z czterdziestoletnimi emerytami, niedokończonymi domami i oszustami podatkowymi? Cóż, dyktowanie warunków, jakie Grecji podyktowano jako karę za te patologie, przypomina mi słynną scenę z filmu Indiana Jones i ostatnia krucjata, kiedy to Indiana wyrzuca jednego ze szwarccharakterów przez okno startującego sterowca, a następnie poprawia mundur konduktora, patrzy na zdumionych pasażerów i oświadcza stanowczo: „No ticket!” [nie miał biletu]. Nie, trzeba to sobie powiedzieć jasno: tak jak za brak biletów nie wyrzuca się ludzi z jadących pojazdów, tak też nie niszczy się gospodarek, by uleczyć ich system fiskalny.

Żeby było śmieszniej, podobne niespłacalne długi już umarzano. Przypomnę tylko, że – częściowo dzięki wstawiennictwu USA – w latach 1991–2003 nastąpiła restrukturyzacja polskiego zadłużenia zagranicznego jeszcze z czasów PRL oraz umorzenie części rat. Jeszcze łagodniej zostały potraktowane same Niemcy, którym umorzono ponad połowę długów z czasów wojny (pierwszej i drugiej), a resztę zrestrukturyzowano w niezwykle dla nich korzystny sposób. Dług miał mianowicie być spłacany tylko w okresach, gdy RFN ma dodatni bilans w handlu zagranicznym, i nie przekraczać 3 proc. eksportu, o czym rzetelnie w „Pulsie Biznesu” przypomniał niedawno Maciej Dobrowolski.

To oznacza, że spłata została pomyślana tak, aby dodatkowo stymulować niemiecki rozwój gospodarczy, a przynajmniej go nie hamować. Na chichot historii zakrawa fakt, że obok krajów takich jak USA, Wielka Brytania, Francja, RPA i Pakistan sygnatariuszem porozumienia restrukturyzującego niemiecki dług w roku 1953 była też… Grecja właśnie! Niektórzy europejscy analitycy oczywiście boją się, że jeśli zacznie się robić prezenty Grecji, to wkrótce po podobne łakocie wyciągną ręce i inne kraje, a zadłużonych po uszy w eurolandzie nie brakuje. To jednak przypomina znajdowanie sobie chłopca do bicia albo leczenie objawów nadchodzącego finansowego eurogedonu poprzez doraźnie naklejane plasterki. Dla wszystkich jest oczywiste, że Grecy nowej eurokroplówki nie spłacą. Jeśli to oznacza, że trzeba całą gospodarkę UE wymyślić na nowo, to trzeba to po prostu zrobić, a nie udawać, że jakoś to będzie.

My sprzedajemy, wy się zadłużajcie

„Trojka” (złożona z Komisji Europejskiej, Europejskiego Banku Centralnego i Międzynarodowego Funduszu Walutowego) wolała jednak rozwiązania rodem z zamierzchłych, zdawałoby się, czasów kolonializmu. Unijne instytucje chcą bowiem same kontrolować fundusz, na który trafi większość greckiego kapitału i który będzie zarządzał zadłużeniem kraju. To już de facto zarząd komisaryczny i nowe, najtwardsze jak dotąd, narzędzie w arsenale systemu, nazywanego ogólnie neokolonializmem. „Jak teraz można ufać Niemcom” – grzmi Paul Krugman i wzywa amerykański FED, by ratował poniżoną przez Berlin Helladę.

W porównaniu z warunkami zaproponowanymi swego czasu Niemcom warunki narzucone Grecji (zarówno przed, jak i po referendum) są bowiem iście drakońskie. Mało tego, są niezgodne z nowymi zaleceniami samego MFW, który po niespodziewanym gospodarczym sukcesie Węgier sam przyznał, że polityka oszczędności jest w obliczu kryzysu drogą donikąd.

Pod koniec lipca MFW zaczął się już zupełnie otwarcie wyłamywać z „Trojki” i krytykować Europejski Bank Centralny oraz Komisję Europejską. Szefostwo funduszu przychyliło się tym samym do coraz liczniejszych głosów ekonomistów zajmujących się problemem doganiania krajów rozwiniętych przez peryferyjne. Podkreślają oni, że tak jak – co już wiemy – ortodoksyjny socjalizm czy nawet keynesizm nie działają, tak tym bardziej wschodzącym gospodarkom nie pomaga doktrynerski neoliberalizm. W najlepszym razie zamyka on państwa w pułapce średniego rozwoju, w której ich gospodarki mogą konkurować tylko niskimi kosztami pracy, a nie rozwojem technologii i produktywnością.

Tymczasem fundusze unijne w ogóle, a już zwłaszcza pożyczki, raczej produktywności nie budują. Częściej prowadzą do znanego dobrze i w Polsce syndromu „gminnej pływalni”. W skrócie: staramy się środki na siłę zaabsorbować, bez oglądania się na realny popyt. W efekcie pobudzenie gospodarki jest jedynie krótkotrwałe i ogranicza się, tak jak w Hiszpanii, głownie do sektora budowlanego – ktoś przecież musi te pływalnie postawić. Doświadczenie wielkich doganiaczy światowej czołówki, krajów takich jak Korea, Japonia i Tajwan, są zaś zasadniczo inne. Ich sukces opierał się na punktowych inwestycjach pośrednio finansowanych przez rząd i – co dla UE jest już zupełnie nie do przełknięcia – rozważnym użyciu niektórych narzędzi protekcjonistycznych.

Jedną z przykrych prawd wyłaniających się z obecnego kryzysu eurozony jest porażka wspólnego rynku bez naprawdę wspólnego budżetu. Wspólny rynek stymuluje bowiem przede wszystkim industrialne centrum, czyli Niemcy, które zalewają peryferie swoim eksportem. Na peryferiach oznacza to utratę miejsc pracy i deindustrializację. W odpowiedzi na to centrum, by uniknąć klasycznej wojny o rynki i niepokojów społecznych, puszcza w ruch machinę redystrybucji poprzez fundusze unijne.

Machina ta tworzy jednak tylko fikcyjny wzrost i fikcyjną pracę przy projektach, budowach, w biurach, organach kontrolnych itp. Jednym słowem, karmi tylko oligarchię i biurokrację, o co właśnie Grecy byli oskarżani. W końcu coraz mniej wydolne gospodarcze peryferie zadłużają się więc u centrum, kiedy zaś nie mogą spłacić długów, centrum stara się je ratować, by nie stracić rynków i by jego banki nie splajtowały.

Wszystko to ma jakąś granicę wytrzymałości i opłacalności. Co gorsza, mieszkańcy centrum (niemieccy wyborcy) widzą przecież wyraźnie, że łożą na „darmozjadów” ze swoich podatków, podczas gdy korzyści ze wspólnego rynku czy też potraktowanie tegoż rynku jako formy renty imperialnej to dla nich koncepty zbyt abstrakcyjne. W efekcie cały system nieuchronnie musi ulec przeciążeniu i najpewniej się zawalić.

Michał Kuź, politolog, redaktor Nowej Konfederacji

Przeczytaj cały tekst na www.nowakonfederacja.pl

Zapraszamy także na debatę: Polska i Europa - krajobraz po greckiej tragedii, które odbędzie się 24 sierpnia o 19:00 w warszawskiej klubokawiarni Retrospekcja, przy ul. Bednarskiej 28/30.

W debacie wezmą udział:

Aleksandra Rybińska (wSieci, wPolityce,Nowa Konfederacja)

Jakub Dymek (Krytyka Polityczna)

Michał Kuź (Nowa Konfederacja)

Maciej Łapski (Polska Społeczna)

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.