Gdybym miał w dwóch słowach określić, co różni Polaków od Niemców, odpowiedziałbym: śmiech i płacz. Pod względem wyrażania radości i smutku Niemcy są bardziej powściągliwi. Gdybym miał wskazać, z którym regionem Niemiec łączy nas największe podobieństwo, wybrałbym Bawarię. Wprawdzie my nie biegamy w skórzanych porciętach i w naszych ludowych tańcach nie klepiemy się po tyłkach, inny jest też, niestety, nasz stosunek do porządku, ale tak samo np. lubimy golonkę, mamy takie samo przywiązanie do tradycji, a przede wszystkim Bawaria to najbardziej katolicki kraj związkowy Niemiec. Stamtąd też pochodzi papież-emeryt Joseph Ratzinger. Tyle, że w Bawarii żyje zaledwie jedna siódma ludności Niemiec. Z resztą obywateli RFN, przynajmniej w kwestii wiary różnimy się diametralnie.
Gdy bawarski kardynał zasiadł na tronie Piotrowym, wśród niemieckich księży ożyła nadzieja, że ich kościoły znów wypełnią tłumy. Ale cudu między Odrą a Renem nie było. Po chwilowym entuzjazmie, który bulwarowy „Bild” rozniecił hasłem: „Wszyscy jesteśmy papieżem!”, wszystko wróciło do normy; pokrótce rzeczniczka Konferencji Biskupów Stefanie Uphues musiała komentować, dlaczego episkopat oddał pod młotek 750 świątyń.
To nawet dobrze, bo wiele kościołów nie wykorzystuje się w pełni i wiernych można obsłużyć bez utrzymywania tylu obiektów sakralnych
— nadrabiała dobrą miną.
Prawda była i jest taka, że w wielu spośród 22 tys. katolickich kościołów w RFN szurają po posadzkach już tylko myszy. Nie lepiej jest w kościołach ewangelickich, którym nie pomogło „zbliżanie się do obywateli”, m.in. poprzez wyświęcanie kobiet na kapłanów, czy pomysły udzielania sakramentów małżeńskich jednopłciowym parom. Nawiasem mówiąc, była wschodząca gwiazda Ewangelickiego Kościoła w Niemczech (EKD), do nie tak dawna zwierzchniczka Ewangelicko-Luterańskiego Kościoła Krajowego Hanoweru, biskupka Margot Käßmann straciła posadę i nadzieję na najwyższe urzędy w ogólnoniemieckiej hierarchii po tym, jak przyłapano ją na jeździe samochodem po pijanemu. Pani biskup miała we krwi ponad 1,5 promila alkoholu. Mniejsza z tym. Sprzedane domy boże znajdują inne, zgoła przyziemne zastosowanie. Nad portalem kościoła w Willingen zawisł napis: Restauracja „Don Camillo”. W miejscu, gdzie grzesznicy otrzymywali pokutę, zaczęto serwować piwo. Kościołowi św. Marcina w Bielefeld nowy właściciel nadal nazwę „Święta błogość” i dla uzyskania tej błogości oferował Martini z oliwką. Na knajpy przerobiono też m.in Kościół św. Immanuela w Magdeburgu czy świątynię w Andreasbergu. Po wyniesieniu tabernakulum z Kościoła św. Józefa w Waldfischbach urządzono tam magazyn mebli. Gdy sprzedawca splajtował, nowy właściciel zaaranżował w nim salon masażu i solarium. Kościół w Ottersbach zamienił się w muzeum motocykli, w Kościele w Moringer zaczęto produkować świece, Kościół św. Maksymiliana w Trewirze posłużył po wyniesieniu ławek jako hala do gry w kosza, zaś w brandenburskim Milow na fasadzie dawnej świątyni zamiast krzyża zawisł neon Sparkasse - Kasy Oszczędności.
Przykładami przerabiania domów bożych na knajpy, sklepy, biblioteki, czy magazyny, można sypać jak z rękawa. W niektórych regionach likwidacja kościołów przybrała szczególnie drastyczne rozmiary. Z braku wiernych i kasy podobny los spotkał nawet świątynie z rodzinnych stron papieża Benedykta XVI, w na wskroś katolickiej Bawarii oraz Badenii-Wirtembergii. Jak np. jeden z kościołów we Fryburgu, który po wystawieniu na przetarg nie znalazł nabywcy i ostatecznie postanowiono go zburzyć.
Według bezdusznej statystyki, tylko połowa z połowy Niemców deklaruje przynależność do Kościoła Katolickiego, i nieco mniej do Kościoła Ewangelickiego. Dla przeciętnych zjadaczy chleba w RFN Watykan ma dziś takie znaczenie jak dla nas, Polaków, brytyjska Izba Lordów. Co więcej, ich dystans do Stolicy Apostolskiej i kościoła wciąż się powiększa. „Niemiecki papież” jeszcze podczas urzędowania cieszył się większą popularnością w Polsce, niż wśród jego rodaków. W rankingach najbardziej wpływowych postaci i popularności zwyciężała w RFN kanclerz Angela Merkel, zaś Benedykt XVI plasował się na dalszych pozycjach.
Ciąg dalszy na następnej stronie.
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Gdybym miał w dwóch słowach określić, co różni Polaków od Niemców, odpowiedziałbym: śmiech i płacz. Pod względem wyrażania radości i smutku Niemcy są bardziej powściągliwi. Gdybym miał wskazać, z którym regionem Niemiec łączy nas największe podobieństwo, wybrałbym Bawarię. Wprawdzie my nie biegamy w skórzanych porciętach i w naszych ludowych tańcach nie klepiemy się po tyłkach, inny jest też, niestety, nasz stosunek do porządku, ale tak samo np. lubimy golonkę, mamy takie samo przywiązanie do tradycji, a przede wszystkim Bawaria to najbardziej katolicki kraj związkowy Niemiec. Stamtąd też pochodzi papież-emeryt Joseph Ratzinger. Tyle, że w Bawarii żyje zaledwie jedna siódma ludności Niemiec. Z resztą obywateli RFN, przynajmniej w kwestii wiary różnimy się diametralnie.
Gdy bawarski kardynał zasiadł na tronie Piotrowym, wśród niemieckich księży ożyła nadzieja, że ich kościoły znów wypełnią tłumy. Ale cudu między Odrą a Renem nie było. Po chwilowym entuzjazmie, który bulwarowy „Bild” rozniecił hasłem: „Wszyscy jesteśmy papieżem!”, wszystko wróciło do normy; pokrótce rzeczniczka Konferencji Biskupów Stefanie Uphues musiała komentować, dlaczego episkopat oddał pod młotek 750 świątyń.
To nawet dobrze, bo wiele kościołów nie wykorzystuje się w pełni i wiernych można obsłużyć bez utrzymywania tylu obiektów sakralnych
— nadrabiała dobrą miną.
Prawda była i jest taka, że w wielu spośród 22 tys. katolickich kościołów w RFN szurają po posadzkach już tylko myszy. Nie lepiej jest w kościołach ewangelickich, którym nie pomogło „zbliżanie się do obywateli”, m.in. poprzez wyświęcanie kobiet na kapłanów, czy pomysły udzielania sakramentów małżeńskich jednopłciowym parom. Nawiasem mówiąc, była wschodząca gwiazda Ewangelickiego Kościoła w Niemczech (EKD), do nie tak dawna zwierzchniczka Ewangelicko-Luterańskiego Kościoła Krajowego Hanoweru, biskupka Margot Käßmann straciła posadę i nadzieję na najwyższe urzędy w ogólnoniemieckiej hierarchii po tym, jak przyłapano ją na jeździe samochodem po pijanemu. Pani biskup miała we krwi ponad 1,5 promila alkoholu. Mniejsza z tym. Sprzedane domy boże znajdują inne, zgoła przyziemne zastosowanie. Nad portalem kościoła w Willingen zawisł napis: Restauracja „Don Camillo”. W miejscu, gdzie grzesznicy otrzymywali pokutę, zaczęto serwować piwo. Kościołowi św. Marcina w Bielefeld nowy właściciel nadal nazwę „Święta błogość” i dla uzyskania tej błogości oferował Martini z oliwką. Na knajpy przerobiono też m.in Kościół św. Immanuela w Magdeburgu czy świątynię w Andreasbergu. Po wyniesieniu tabernakulum z Kościoła św. Józefa w Waldfischbach urządzono tam magazyn mebli. Gdy sprzedawca splajtował, nowy właściciel zaaranżował w nim salon masażu i solarium. Kościół w Ottersbach zamienił się w muzeum motocykli, w Kościele w Moringer zaczęto produkować świece, Kościół św. Maksymiliana w Trewirze posłużył po wyniesieniu ławek jako hala do gry w kosza, zaś w brandenburskim Milow na fasadzie dawnej świątyni zamiast krzyża zawisł neon Sparkasse - Kasy Oszczędności.
Przykładami przerabiania domów bożych na knajpy, sklepy, biblioteki, czy magazyny, można sypać jak z rękawa. W niektórych regionach likwidacja kościołów przybrała szczególnie drastyczne rozmiary. Z braku wiernych i kasy podobny los spotkał nawet świątynie z rodzinnych stron papieża Benedykta XVI, w na wskroś katolickiej Bawarii oraz Badenii-Wirtembergii. Jak np. jeden z kościołów we Fryburgu, który po wystawieniu na przetarg nie znalazł nabywcy i ostatecznie postanowiono go zburzyć.
Według bezdusznej statystyki, tylko połowa z połowy Niemców deklaruje przynależność do Kościoła Katolickiego, i nieco mniej do Kościoła Ewangelickiego. Dla przeciętnych zjadaczy chleba w RFN Watykan ma dziś takie znaczenie jak dla nas, Polaków, brytyjska Izba Lordów. Co więcej, ich dystans do Stolicy Apostolskiej i kościoła wciąż się powiększa. „Niemiecki papież” jeszcze podczas urzędowania cieszył się większą popularnością w Polsce, niż wśród jego rodaków. W rankingach najbardziej wpływowych postaci i popularności zwyciężała w RFN kanclerz Angela Merkel, zaś Benedykt XVI plasował się na dalszych pozycjach.
Ciąg dalszy na następnej stronie.
Strona 1 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/260620-martini-z-konfesjonalu-niemcy-masowo-wystepuja-z-kosciola-w-ubieglym-roku-padl-kolejny-rekord
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.