Gdy w 2003 r. Donald Rumsfeld, ówczesny sekretarz obrony USA podzielił kraje naszego kontynentu na „starą” i „nową” Europę – w kontekście braku wsparcia administracji Busha w wojnie z Saddamem Husajnem - w Niemczech i we Francji media oraz tamtejsi politycy zawyli z oburzenia.
Dostało się także nam po głowie, bo nas Rumsfeld zaliczył do „nowej Europy”. Niemcy ukuli na nas nazwę „koń trojański Ameryki”, a prezydent Francji zwrócił się do nas, że „straciliśmy okazję, aby siedzieć cicho”.
Kilka dni temu amerykański think tank Pew Research Center opublikował swój sondaż na temat krajów NATO, których mieszkańcy pośpieszyliby (lub nie) na pomoc innym członkom sojuszu zaatakowanym przez Rosję. Wyniki są wstrząsające.
Nawet Niemcy uznali, że nazywanie ich, Francuzów i Włochów „starą Europą” doskonale pasuje do rzeczywistości. Otóż społeczeństwa tych krajów w swej przeważającej większości patrzyłyby obojętnie na defiladę zwycięskich wojsk rosyjskich w Al. Jerozolimskich w Warszawie, czy Al. Giedymina w Wilnie. 51 procent Włochów nie pośpieszyłoby z pomocą, 53 procent Francuzów oraz, co jest absolutnym rekordem, aż 58 procent Niemców także odwróciłoby się od nas zadem.
Dla porównania. 56 procent Amerykanów ruszyłoby na pomoc Polsce i innym zagrożonym krajom. 53 procent Kanadyjczyków i 49 procent Brytyjczyków także ruszyłoby nam na odsiecz. To nawet więcej od nas, bo 48 procent Polaków pośpieszyłoby z pomocą innym.
Elity niemieckie są niemile zaskoczone tymi wynikami, choć przecież sporo pracowały na taki wynik.
W obliczu przeszłości Niemiec jest to haniebne. Nadto świadczy o krótkiej pamięci historycznej. Niemcy wymierzyli Europejczykom na wschodzie kontynentu, a mając na uwadze blokadę Berlina, również Amerykanom, siarczysty policzek. Ich przesłanie do krajów bałtyckich, Polski i Amerykanów w sytuacji poważnego zagrożenia, zabrzmi następująco: być może wesprzemy was moralnie, ale na pewno nie militarnie
— powiedział Michael Knigge, analityk z federalnej rozgłośni radiowo-telewizyjnej „Deutsche Welle”.
W mediach często padły takie określenia jak „hańba” czy „wstyd”, „wymierzony policzek sojusznikom”, czy „cios w solidarność europejską”.
Dlaczego nasi zachodni sąsiedzi, ich elity, są zbulwersowani? Bo przez kilkadziesiąt lat niemiecki rząd ładował miliardy marek, dziś euro, w tzw. soft power, który miał przekonać Polaków, Litwinów czy Estończyków, że Niemcy są dobrymi przyjaciółmi, niezawodnymi jak Amerykanie, a może i bardziej. Wielu środkowych i wschodnich Europejczyków nabrało się na te propagandowe sztuczki. Ten jeden sondaż, ale zrobiony w obliczu realnego zagrożenia rosyjskiego, wystarczył (choć niektórym zapatrzonym w Berlin nawet to nie wystarczy), aby nominalni sojusznicy Niemiec przejrzeli na oczy. Sami Niemcy zdają sobie z tego sprawę.
Możliwe, że sojusznicy wiedząc o problemach Bundeswehry ze sprzętem wojskowym, przeboleliby nawet brak konkretnej niemieckiej pomocy. Ale szkody, jeśli chodzi o symboliczny gest, są ogromne i jeszcze na długo pozostaną w pamięci
— powiedział cytowany już wcześniej Knigge.
Niemiecki analityk ma rację. Inaczej powinniśmy patrzeć na żołnierzy Bundeswehry, Forces armées françaises i Forze Armate Italiane przyjeżdżających na ćwiczenia do Polski w ramach NATO. Oni przyjeżdżają tu dla medialnej zgrywy i dla robienia dobrego wrażenia.
Polscy politycy powinni przemyśleć sens utrzymywania złudzenia jakim jest NATO w obecnej postaci. Może trzeba zawęzić krąg krajów, które chcą sobie pomagać? Żyć iluzjami sojuszniczymi można w czasie pokoju. W czasie wojny stanowią one śmiertelną pułapkę.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/255890-defilada-zwycieskich-wojsk-rosyjskich-w-warszawie-pewnie-nie-ale-niemcy-francuzi-i-wlosi-wlasnie-zadeklarowali-ze-nie-obchodzi-ich-nasz-los
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.