W ostatnim „Observerze” znalazł się wywiad Toby Helma z polskim wiceministrem spraw zagranicznych ds. europejskich Rafałem Trzaskowskim. W artykule Trzaskowski ostrzega Brytyjczyków przed skutkami „Brexitu”, opuszczenia Unii, a temat podchwyciło kilka gazet, zarówno lewicowy „Guardian” jak i konserwatywny „Daily Mail” , oba w wydaniach online. Arogancji i ignorancji ministra nie było końca.
Trzaskowski ostrzega premiera Camerona, że „wyjście z UE doprowadzi do sytuacji, w której brytyjscy obywatele nie będą mogli swobodnie podróżować, pracować czy kupować nieruchomości w Europie jak obecnie, a przedsiębiorcy, wyłączeni ze wspólnego rynku, napotykaliby sporo komplikacji.” Jest to klasyczny chwyt z serii „strachy na lachy”, bo jak dotąd, to Wielka Brytania strzeże swoich granic przed inwazją imigrantów z Europy i spoza. A np. Chiny wciąż obowiązują podwójne wizy, krajów Schengen plus brytyjska. I to Anglicy od 400 lat podróżowali po świecie, robiąc świetne interesy / gorzej wychodziły na tym kraje kolonizowane/, i do dziś kilka milionów, rozsianych po świecie - adwokaci, lekarze, pielęgniarki, właściciele szkół językowych, hoteli i pubów, wreszcie emeryci/ - zamieszkuje najodleglejsze zakątki globu. I czy Wielka Brytania będzie w Unii czy nie, nic tu się nie zmieni. Funt wciąż stoi wyżej niż euro / 5.6 i 4.2 złote/, i ciągle za nieruchomość sprzedaną na Wyspach można kupić – wprawdzie już nie dwie jak 10 lat temu – ale znacznie większą we Francji, czy w Hiszpanii, co sama przerabiałam. A dla właścicieli nieruchomości, jak wiadomo, pecunia non olet. Dla Brytyjczyków interesy ze światem zawsze były niezwykle ważne, i nie bez powodu po zwycięskich wyborach parlamentarnych 2010, Cameron i minister skarbu i finansów George Osborne, zaraz złożyli w Chinach oraz Indiach długie wizyty, nie mówiąc o Emiratach Arabskich. Gdybyż jeszcze minister Trzaskowski o tej specyfice brytyjskiej wiedział!
Pytanie drugie – co minister Trzaskowski robił przez pięć lat, odkąd David Cameron w maju 2010 roku ogłosił w The Queen’s Speech, swój program na całą kadencję, gdzie pomieścił ważny punkt: ”a dismantel of the welfare state”, demontaż państwa opiekuńczego, gdzie obniżenie rocznych kwot przyjmowanych imigrantów i ich dostęp do opieki socjalnej, znajdowały się na poczesnym miejscu? Zamiast BBC oglądał TVN? Przecież ten proces zaczął się nie dziś, lecz pięć lat temu - czy zatem stanowczość żądań ministra Trzaskowskiego nie ma przypadkiem jakiegoś związku ze zbliżającymi się wyborami do polskiego parlamentu? Wydaje się, że ma.
Trzaskowski domagał się także, aby cięcia wydatków budżetowych na sektor socjalny „dotyczyły także Brytyjczyków”. Znów pudło, bo owszem, już dotyczą. Wielu z 6 mln Brytyjczyków na socjalu – że przypomnę „spare bedroom tax”; pozbawienie wielu tysięcy absolwentów szkół średnich / 18 – 24 lat/ szansy na otrzymanie komunalnego mieszkania, za które dziś płaci państwo. Obniżenie socjalu z dotychczasowych 24 do 23 tys. funtów rocznie na rodzinę; projekt pozbawienia brytyjskich bezrobotnych zasiłku po 6 miesiącach poza pracą, chyba że zaczną się dokształcać lub zgłoszą się do prac społecznych na rzecz miasta.
Minister ds. europejskich, przygotowujący się do serii wywiadów w brytyjskich mediach, powinien to wiedzieć! Albo że w niedawnym powyborczym wystąpieniu minister skarbu i finansów George Osborne zapowiedział dalsze cięcia budżetowe aż do roku 2018! Powtarzam, i powtarzać nie przestanę, polityka anty-imigracyjna, to jedynie cześć wielkiej kampanii konserwatysty Davida Camerona, który wprawdzie zaniedbuje conservative values, ale próbuje demontować brytyjskie, rozdęte przez labourzystów, państwo opiekuńcze, którego tak nie znosiła Margaret Thatcher!
Gdyby minister Rafał Trzaskowski uważniej słuchał wystąpień Davida Camerona podczas „Flying Visits” po państwach europejskich, wiedziałby, że premier optuje za pozostaniem Wielkiej Brytanii w Unii, i tak właśnie w referendum Yes lub No będzie głosował - lecz nie na dotychczasowych warunkach współpracy. Cameron nie protestuje przeciw podstawowym zasadom: swobodnego przepływu osób, towarów i kapitału – a dowodem może być ostatni Queen’s Speech – gdzie, mimo że obiecał to wyborcom już w 2010 roku, zrezygnował z rocznych kwot przyjmowanych imigrantów .
Wcale nie twierdzę
— mówił podczas europejskiej tury
że zasada swobodnego przepływu osób powinna być zlikwidowana. Ale chciałbym zapobiec masowym przyjazdom imigrantów do naszego kraju, do czego zachęca ich szczodry system zabezpieczeń socjalnych, wyższy niż gdzie indziej”.
Więc raz jeszcze zwracam uwagę ministra Trzaskowskiego na fakty, które mu jakoś umknęły, te „trzy zapalne punkty Camerona”, to 1/ odejście od koncepcji ściślejszej integracji UE, re-negocjacje by odzyskać część utraconych praw państw narodowych i dokonać transferu z powrotem do Londynu, oraz 3/ obrony tego, co nazywa się „British way of life”, czyli wyspiarskiej historii, tradycji, prawa, obyczajów, systemu wartości.
Czy naprawdę minister Trzaskowski nie widzi tu naszych wspólnych z Wielką Brytania interesów? Bo my, konserwatyści, widzimy.
Rafał Trzaskowski rezonuje dalej:
Nie próbuję być protekcjonalny. Uważam tylko, że trzeba uczciwie rozmawiać z Brytyjczykami o przyszłości we Wspólnocie.
Owszem, rozmawiać trzeba - ale jestem przeciwna rzucaniu narodowi „kiełbasy wyborczej”, postulatów, których i tak żaden platformerski MSZ nie zamierza po wyborach realizować!
Można i trzeba negocjować z Wielką Brytanią, ale z uczciwie, a nade wszystko kompetentnie. I używając argumentów, które są realistyczne, a mogą być skuteczne. Czyli: podkreślając wspólne re-negocjacyjne interesy, równocześnie wskazywać na brak fair play polityki Brytyjczyków w stosunku do imigrantów z Unii, którzy jednak nie drenują aż tak budżetu państwa, wielu z nich zna język, większość pracuje oraz integruje się ze społeczeństwem - czego nie można powiedzieć o imigrantach spoza Europy. Dookoła tej sprawy unosi się paskudny zapaszek political correctness – pamiętajmy, że Wielka Brytania należy dziś do państw, płacących krocie na rozwój Trzeciego Świata, a Cameron próbuje jeszcze tę kwotę podwyższyć. Jak cięcia budżetowe, to wszędzie, i na każdym polu.
Wywiady z ministrem Trzaskowskim, to kolejny dowód na to, jak bardzo potrzebujemy zmiany władz MSZ – nie dlatego, że ich nie lubimy /choć trudno powiedzieć, żeby zasłużyła na sympatię i szacunek/, ale z powodu niekompetencji w uprawianiu polityki zagranicznej Polski. „Reset polityki pro-rosyjskiej” już odbił nam się potężną czkawką, a jeszcze nie wiadomo, co przed nami. Koncepcja „płynięcie z głównym nurtem UE” przyniosła druzgocącą klęskę. No i ten kompletny brak wiedzy o tym, do czego zmierza David Cameron - który może być naszym naturalnym sojusznikiem w reformowaniu Unii - jak należy z nim rozmawiać, co akceptować, przeciw czemu się buntować oraz jakich argumentów używać.
I jeszcze jedno: minister Trzaskowski powinien wiedzieć, co znaczy wywiad w „Observerze” czy BBC Newsnight. BBC od dekad prezentuje profil lewicowo-liberalny, a „The Observer”, po zakupieniu go kilka lat temu przez „Guardian Group”, zaczął cierpieć na tę samą „chorobę lewicowości”. Czyli pro-unijny, zdecydowanie anty-cameronowski i anty-konserwatywny. Więc jeśli BBC czy „Observer” coś chwali, to my konserwatyści, także polscy powinniśmy się bacznie tym pochwałom przyglądać. I to samo z przyganami.
8 czerwca 2015 r.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/255584-wiceminister-trzaskowski-obnaza-swoja-ignorancje-i-niewiedze-na-lamach-brytyjskiego-observera