O takiej promocji śni każdy producent: malownicze Alpy w tle, na pierwszym planie roześmiany od ucha do ucha prezydent USA Barack Obama w koszuli, pozujący fotoreporterom ze szklanką piwa pszenicznego w dłoni. Ba, na szklance widać wyraźnie logo lokalnego browaru… - to zdjęcie z pewnością obiegnie świat. I będzie chyba najbardziej znanym obrazkiem z tegorocznego szczytu G-7 w bawarskim hotelu zamkowym Elmau…
Dla ścisłości, był to szósty szczyt tej grupy w Niemczech. Jego najważniejsze osiągnięcie dotyczy gospodarzy właśnie. Na wcześniejszych kanclerze Helmut Kohl i Gerhard Schröder usiłowali dowieść gościom, zwłaszcza Amerykanom, że po „anszlusie” NRD Republika Federalna przestała być posłusznym wykonawcą woli Waszyngtonu i ma własną politykę zagraniczną. Amis patrzyli na te wysiłki z politowaniem, aż wreszcie nastał czas, że zaczęli postrzegać Niemcy zgodnie z ich życzeniem - „na równej wysokości oczu”. Jest to niewątpliwie zasługą kanclerz Angeli Merkel, która brylowała w Elmau i nadawała ton w debacie siedmiu potęg przemysłowych świata.
Jak wiadomo, kto ma pieniądze, ten stawia żądania. Według niektórych komentatorów, G-7 to grupa najbardziej wpływowych, globalnych decydentów. To akurat tylko część prawdy, bowiem nie ma w tym gronie reprezentantów tak ważnych państw w skali globalnej, jak np. Chiny, czy – niekoniecznie ze względu na osiągnięcia gospodarcze – Rosji, która do tej grupy została dokooptowana ze względów politycznych i z tych samych wykluczona.
Ma to być kara dla prezydenta Władimira Putina za aneksję Krymu i jego agresywne poczynania wobec Ukrainy. Siódemka podkreśliła zgodnie, że jeśli się nie uspokoi może popaść w jeszcze większą izolację. Czyli, …na zachodzie bez zmian. Do wydania takiego „postanowienia” nie potrzeba było bawarskiego zlotu. Ostatecznie stanęło na tym, że główne mediacje w rosyjsko-ukraińskim konflikcie i kontrola ich mińskich zobowiązań pozostaną w gestii Niemiec i Francji.
Co na to prezydent Putin? O tym świadczy inne wydarzenie: podczas szczytu G-7 zrobił sobie wolne i, zdaniem niektórych, czekał na zaproszenie, by w ostatniej chwili przylecieć do Bawarii. Tere-fere, kuku… Odpowiedź pana na Kremlu jest jasna: zaplanował w Ufie swój własny szczyt, a mianowicie inny tzw. państw BRICS, (Brazylii, Rosji, Indii, Chin i Południowej Afryki). Były agent KGB, dziś prezydent postępuje zgodnie z dewizą: jeden przysięga, drugi sięga. Brutalna prawda jest taka, że Krymu mu nikt już nie odbierze, pozostaje tylko pytanie, po co jeszcze sięgnie i jak daleko się posunie, zanim znów zostanie… doproszony do stołu tych „wpływowych”.
Jednym z dominujących tematów G-7 była sytuacja w Grecji. I o niej Władimir Władimirowicz nie zapomniał. Zaproponował Grekom, żeby zapomnieli o bankierach-wyzyskiwaczach z zachodu i… dołączyli do grupy BRISC. Propozycję tę złożył w jego imieniu rosyjski szef Banku Rozwoju i minister finansów w jednej osobie Siergiej Storczak, który zadzwonił do Aten akurat w dniu, gdy uczestnicy obrad w Elmau formułowali swój komunikat końcowy. Nie dziwota, że problem grecki zainteresował nawet prezydenta Obamę, który obawia się, że wykluczenie lub wystąpienie tego kraju ze strefy euro rozpocznie reakcję łańcuchową, godzącą w jedność Europy, o skutkach trudnych do przewidzenia.
W tej sprawie właściwie nie wiadomo, kto kogo za łeb trzyma: UE z wiodącymi prym Niemcami i Francją premiera Grecji Aleksisa Tsiprasa, czy na odwrót. Do Elmau przybyła m.in. szefowa Międzynarodowego Funduszu Walutowego Christine Lagarde. Wedle zapowiedzi, po to, by dyskutować o zwalczaniu głodu w Afryce i Azji. Jednak głównym wątkiem jej rozmów był dylemat jak ratować unijnego bankruta z południowo-wschodniego skraju Europy. I w tej kwestii role tytułowe zostały nieformalnie przyznane Niemcom i Francji. Jeszcze dzisiaj Tsipras ma im przedstawić plan reform, od których uzależnione jest podtrzymanie dla jego kraju finansowej kroplówki. „Zrobimy wszystko, by Grecja pozostała częścią eurostrefy”, zapowiedziała Merkel.
Co poza tym po stanowiono w Bawarii? Ogólnie rzecz biorąc, że trzeba coś konkretnego postanowić, aby do 2030r. zlikwidować głód na ziemi, by zahamować ocieplanie się atmosfery, rozprzestrzenianie się epidemii oraz na rzecz równouprawnienia kobiet. Konkretniej ma być na następnym szczycie… Bo z każdego szczytu są jakieś korzyści. Co prawda prezydent USA George Bush raczej niechętnie wraca pamięcią np. do tego w nadbałtyckim kurorcie Heiligendamm, gdzie po zjedzeniu meklemburskiej specjalności – sandacza i troci spędził większość czasu w ubikacji i pojawił się blady jak papier dopiero na konferencji końcowej, ale coś-tam też ustalono „dla trwałego rozwoju i poprawy warunków życia” na ziemi. Na szczycie w Kolonii, gdzie w 1999r. Bill Clinton wypił piwo „Kölsch” i rozdawał autografy na tekturowych deklach, również powzięto kilka decyzji, np. o oddłużeniu niektórych zadłużonych, w tym Rosji. W moich zapiskach mam taki oto cytat z końcowego oświadczenia uczestników tej konferencji:
Następne stulecie znamionować będzie elastyczność i przełom (…). Kartą wstępu do przyszłości będzie mobilność poprzez kształcenie i naukę trwającą całe życie.
Sam Johann Wolfgang Goethe, autor nieśmiertelnego „Fausta” lepiej by tego nie ujął! Na szczycie w Monachium, gdzie każdy z nas, dziennikarzy dostał w prezencie od organizatorów torbę turystyczną, a w niej m.in. piersiówkę z lokalną śliwowicą, dogadano np. wielomiliardową zrzutkę dla Rosji, by zabezpieczyła swe przestarzałe elektrownie atomowe. A, że wówczas toczyła się wojna o Sarajewo, wielka siódemka złożyła się też na zrzuty żywności i medykamentów. Komentarze w mediach były oczywiście przychylne… Jeszcze przed upadkiem żelaznej kurtyny radzono w Bonn o budowie - kto zgadnie…? - tarczy antyrakietowej w zachodniej Europie. Jedni byli za, inni przeciw, skoro jednak kurtyna padła, tarcza okazała się zbędna… Z jeszcze wcześniejszego szczytu nad Renem pozostało w pamięci to, że rozmowy kanclerza Helmuta Schmidta z Jimmy’m Carterem tak się nie kleiły, iż mimo zakazu palenia, szef rządu wówczas NRF sięgnął po papierosa. Kanclerz miał pretensje do Amerykanów, że specjalnie osłabiali kurs dolara, na czym traciła niemiecka gospodarka. Uczestnicy tego szczytu nie mogli się też dogadać co do postawy wobec ówczesnej NRD.
Z wcześniejszych szczytowań były też inne, wymierne korzyści, np. wielki, wiklinowy kosz plażowy dla promis w Heiligendamm, w którym pozowali do zbiorowej fotografii, a który sprzedano na aukcji za 2 mln dolarów, zaś pieniądze przekazano na dobroczynną akcję „Serce dla dziecka”. Ale to już historia. Dziś Niemcy nie są już, jak mawiano, gospodarczym kolosem i karłem politycznym, dziś Merkel jest jednym z głównych rozgrywających w polityce międzynarodowej. Tylko w kwestii fotografii roześmianego Obamy ze szklanką piwa w dłoni pozostają niejakie wątpliwości: jak się okazało, w pokalu z logo Karg-Brauerei był produkt… innego browaru, ponieważ ten pierwszy nie produkuje piwa bezalkoholowego, a takie właśnie zażyczył sobie prezydent. Nalano mu więc pszeniczne od konkurencji.
Na zakończenie każdy z gości dostał butelkę tego, którego Obama nie pił… - danke, Deutschland! Ile notabene kosztował dwudniowy zlot wielkiej siódemki do bawarskiego piwa i precli? 130 mln euro. Ale koniec z końcem, nie ma piwa bez miłości i kto będzie żałował piwa, gdy płoną lasy…
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/255425-nie-ma-piwa-bez-milosci-szczyt-wielkiej-siodemki-w-elmau-byl-przede-wszystkim-sukcesem-kanclerz-angeli-merkel
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.