Imigracja do Unii Europejskiej: nasza chata z kraja?

Fot. de:Euseson/GFDL/CC/Wikimedia Commons
Fot. de:Euseson/GFDL/CC/Wikimedia Commons

Propozycja Komisji Europejskiej rozwiązania problemu imigrantów systemem kwotowym, w którym Polska musiałaby  na razie przyjąć ok. 2 tys. uchodźców, od razu wzbudził u nas – co łatwo było przewidzieć – niechęć. Krytycy tego pomysłu powiadają z grubsza tak: imigranci lądują na Malcie, we Włoszech, czy w Hiszpanii – zatem to problem tych krajów, nie nasz.

W tej sprawie zgadzam się z Januszem Lewandowskim, deputowanym (PO) do Parlamentu Europejskiego, który mówi tak: nie możemy domagać się od Unii pieniędzy na infrastrukturę w Polsce, rynków pracy dla Polaków i rynków zbytu dla polskich produktów, a także wsparcia dla naszych problemów z Rosją, a równocześnie w sprawie uchodźców mówić, że to nie nasz kłopot. Były europejski komisarz do spraw budżetu ma rację, że Unia to system, w którym dawanie i branie musi iść w parze. Nie można powiedzieć: dajcie nam wszystko, o co poprosimy, a my wam odmawiamy pomocy w sprawie tak trudnej i ważnej, w sprawie, z którą kraje bezpośrednio nią dotknięte same sobie nie poradzą. Nie można tak powiedzieć, bo w ten sposób łamie się zasadę solidarności – fundament unijnego systemu. Gdyby ta zasada nie miała obowiązywać, jaki w ogóle byłby sens zawiązywania tego dziwnego tworu, jakim jest UE?

Do tej argumentacji dodałbym jeszcze jeden aspekt. Dopóki sprawa masowej imigracji do Unii będzie leżała wyłącznie na barkach krajów „frontowych”, dopóty silna będzie tendencja to jej traktowania podług ideologicznych zaklęć, to znaczy z omijaniem sedna problemu. Tym sednem jest odmienność kulturowa, trudna, a niekiedy niemożliwa do pogodzenia z zasadami zachodniej, pluralistycznej kultury. Trzeba to sobie jasno powiedzieć i przestać bujać w obłokach naiwnej wielokulturowości, bo już widać, że idąc tą drogą doprowadzi się do rozpadu społeczeństw osiedlenia. Trzeba wreszcie odważyć się powiedzieć, że z tego właśnie powodu ta imigracja jest bardzo dla Europy i Europejczyków niebezpieczna.

Owszem, są przypadki natury humanitarnej, gdy trzeba ratować ludzi przed śmiercią, ale generalnie imigracja z tych kierunków musi zostać drastycznie ograniczona. Inaczej Europa stanie się w perspektywie kilku dziesięcioleci ziemią rządzoną przez szariat. Już teraz jest to faktem w muzułmańskich enklawach w Holandii, Francji czy Belgii, i trzeba wyraźnie powiedzieć, że Holendrzy, Francuzi, Belgowie i w ogóle Europejczycy mają dobre prawo nie chcieć żyć w szariacie. I nie należy z tego powodu nazywać ich ksenofobami. Raz, że to niesprawiedliwe. Dwa, że w ten sposób kopie się grób nie tylko im, ale i najbardziej postępowym kosmopolitom, bo ich także brodacze, czerpiący całą mądrość o świecie z Koranu, na koniec zetną.

Jeśli Polska i inne nowe kraje członkowskie, które jeszcze nie uległy wielokulturowemu szaleństwu, będą także przyjmować imigrantów, będą miały równy głos w definiowaniu polityki imigracji UE. Inaczej, będą tak jak dotąd raczej obserwatorami zjawisk, które na dłuższą metę uderzą rykoszetem także w nie.

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.