Amerykański ekspert o Rosji: "Musimy być gotowi na nową zimną wojnę i wysłać do Europy broń nuklearną"

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
fot. PAP/EPA
fot. PAP/EPA

Musimy zmierzyć się z rzeczywistością i przygotować na nową zimną wojnę z Rosją, wysyłając do Europy broń nuklearną - przekonuje amerykański ekspert Matthew Kroenig. Ostrzega, że Rosja może użyć taktycznej broni nuklearnej, której ma znacznie więcej niż NATO.

Wiele osób uważa, że nie ma w zasadzie możliwości użycia broni nuklearnej, bo byłoby to tak przerażające, że mielibyśmy od razu trzecią wojnę światową. Ale nie biorą one pod uwagę użycia przez Rosję taktycznej broni jądrowej, czyli w ograniczony sposób

— powiedział w wywiadzie dla PAP Kroenig, który jest profesorem na Georgetown University i specjalizuje się w kwestiach bezpieczeństwa i kontroli zbrojeń nuklearnych.

Według eksperta konflikt na Ukrainie dowodzi, iż Rosja jest gotowa siłą odbudowywać swą strefę wpływów. A NATO jego zdaniem nie jest obecnie gotowe na scenariusz, w którym Rosja użyłaby przeciwko jednemu z członków Sojuszu właśnie taktycznej broni nuklearnej. Zdaniem eksperta, gdyby np. rosyjskie tzw. zielone ludziki wkroczyły do jednego z krajów bałtyckich, to w celu zniechęcenia NATO do reakcji Rosja mogłaby zagrozić użyciem taktycznej broni nuklearnej. Dla Rosji „kluczowe” jest, by nie dopuścić do „konwencjonalnej konfrontacji wojskowej z NATO”, bo Sojusz ma tu nad nią wielką przewagę.

Inaczej sytuacja wygląda, jeśli chodzi o taktyczną broń jądrową. To broń krótkiego zasięgu przeznaczona do bezpośrednich działań na polu bojowym. Dlatego wykorzystywana może być w działaniach o ograniczonym charakterze, a nie np. by zniszczyć wielkie miasto, co jest raczej domeną strategicznej broni atomowej.

Jeśli chodzi o strategiczną broń jądrową, to pomiędzy NATO a Rosją mamy równowagę. Natomiast różnica na poziomie taktycznym jest ogromna. Rosja zachowała ok. 5 tys. sztuk takiej broni, a NATO po zakończeniu zimnej wojny większość zniszczyło, poza ok. 200 bombami lotniczymi

— zwrócił uwagę Kroenig. Pozostawiono je w Belgii, Wielkiej Brytanii, Włoszech, Niemczech, Turcji i Holandii. W umowie z Rosją z 1997 r. NATO zobowiązało się, że nie przeniesie broni jądrowej na wschód, do nowych członków. Tymczasem Moskwa zapowiedziała niedawno, że ulokuje część swojego arsenału w Kaliningradzie i na Krymie.

To tłumaczy rosyjską strategię wojskową, która zakłada możliwość użycia nuklearnej broni taktycznej już na wczesnym etapie konfliktu

— zaznaczył; mówiły o tym wprost poprzednie wojskowe doktryny Rosji.

W ostatniej ten język złagodzono, ale są podejrzenia, że mowa o tym w tajnych aneksach do doktryny

— zastrzegł rozmówca PAP.

Przypomniał, że niemal każde duże manewry rosyjskie w ostatnich 15 latach kończyły się nuklearnym uderzeniem w przeciwnika, a także wspomniał wypowiedzi prezydenta Władimira Putina, że Rosja to nuklearne mocarstwo, z którym lepiej nie zadzierać.

Nie można więc wykluczyć opcji nuklearnej. Ale obawiam się, że nie wszyscy się w tej sprawie przebudzili

— ostrzegł.

Jak NATO mogłoby zareagować na wczesne uderzenie nuklearne Rosji wobec jednego z członków?

Bylibyśmy w naprawdę niekorzystnym położeniu. Użycie broni konwencjonalnej byłoby szaleństwem. Moglibyśmy sięgnąć do tych jądrowych bomb lotniczych, wykorzystując do tego F-16. Ale Rosja ma świetny system obrony powietrznej i byłyby one narażone na zestrzelenie

— powiedział.

Oczywiście mamy nuklearną broń strategiczną, ale jeśli Rosja użyje pocisku bliskiego zasięgu w polu bojowym, to czy będziemy chcieli wystrzelić z USA międzykontynentalną rakietę ICBM? To by przecież oznaczało wojnę o pełnej skali

— dodał.

Jego zdaniem nie można więc wykluczyć, że NATO - mimo art. 5 o wzajemnej obronie - wycofałoby się z konfrontacji z Rosją.

Możliwe, że w takiej sytuacji powiedzielibyśmy: nie, nie będziemy prowadzić wojny nuklearnej o Estonię

— przyznał Kroenig.

Dlatego przekonywał, że konieczne jest przygotowanie „wiarygodnej odpowiedzi NATO” w postaci „budowy naszych zdolności nuklearnych”, tak by „zachęcić” Rosję do ustępstw. Tak jak w 1980 r., gdy NATO rozmieściło pociski Pershing II w Europie.

To tak zaniepokoiło Rosjan, że natychmiast zgodzili się na rozmowy, które doprowadziły do podpisania traktatu INF (o likwidacji pocisków rakietowych średniego zasięgu)

— przypomniał.

Rozmówca PAP nie ma jednak wątpliwości, że na rozmieszczenie nowej broni nuklearnej w Europie, co wymagałoby jedności Sojuszu, nie zgodzą się zachodnie kraje, jak Francja czy Niemcy.

Znacznie łatwiejsze politycznie jest, by USA same zwiększyły swe siły nuklearne

— powiedział.

Moglibyśmy przywrócić wystrzeliwane z morza pociski manewrujące z głowicami nuklearnymi. Mieliśmy takie na okrętach podwodnych do 2010 r., ale pozbyliśmy się ich w ramach „global zero” (ruchu dążącego do całkowitego wyeliminowania broni nuklearnej na świecie - PAP)

— powiedział.

Takie pociski - wyjaśnił - powinny być umieszczone na amerykańskich okrętach np. na Bałtyku.

Inne, szybsze do realizacji rozwiązanie to pociski manewrujące z głowicami nuklearnymi wystrzeliwane z powietrza, które można odpalać z amerykańskich bombowców B-52.

Teraz wszystkie są w USA, ale część mogłaby tymczasowo stacjonować w Europie albo robić tam regularne przystanki

— powiedział.

Ekspert zauważył, że po tym, gdy w ubiegłym roku wyszło na jaw, że Rosja złamała traktat INF, w Pentagonie zaczęto rozważać różne opcje odpowiedzi, w tym „nuklearne”, ale dodał, że nie wyobraża sobie, by zgodził się na to prezydent Barack Obama, który przywiązuje wielką wagę do ograniczania zbrojeń nuklearnych.

Ale z każdym nowym prezydentem powinno być łatwiej

— dodał, wskazując, że także byłej sekretarz stanu Hillary Clinton jest w sprawie broni nuklearnej bliżej do republikańskich jastrzębi.

mly/PAP

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych