Uniemożliwiony zamach na francuskie kościoły pokazuje skalę problemu

fot. YouTube
fot. YouTube

19 kwietnia został zatrzymany w Villejuif pod Paryżem młody Algierczyk, student informatyki Sid Ahmed Ghlam, pod zarzutem zabójstwa oraz przygotowywania zamachów na dwa kościoły. Wkrótce sprawa została nagłośniona przez media, pojawiły się tytuły w rodzaju: „Udaremniony zamach”. Zabrały głos najwyższe władze, z ministrem spraw wewnętrznych i premierem włącznie, w pełni potwierdzając te rewelacje.

Przypomnijmy podstawowe fakty. Aurelie Chatelain 32-letnia nauczycielka fitness, mieszkanka departamentu Nord przejazdem w Villejuif, zostaje 19 kwietnia znaleziona martwa w swoim samochodzie. Wkrótce potem młody człowiek, dzwoni na numer alarmowy SAMU (odpowiednik naszego Pogotowia Ratunkowego), pokazuje ranę nogi i twierdzi, że został napadnięty. Jednak ślady krwi prowadzą do samochodu z martwą Aurelie Chatelain, młody człowiek zostaje zatrzymany. W jego samochodzie oraz mieszkaniu zostaje odnaleziony poważny arsenał broni, a także dowody świadczące, że student przygotowywał zamachy na dwa kościoły w Villejuif – miał ich dokonać tej samej niedzieli 19 kwietnia. Wedle korespondencji odnalezionej w mieszkaniu młodzieńca, zamachy miały być zlecone przez ośrodek terrorystyczny w Syrii. Oprócz Ghlama aresztowano kilka osób podejrzewanych o wspólnictwo w tym przestępstwie, śledztwo jest w toku. Wygląda na to, że Ghlam próbował skraść samochód Chatelain, ta stawiła opór, a on zastrzelił ją, przy okazji sam raniąc się w nogę.

Skoro zamach został udaremniony, to jest dobra wiadomość. Ale ta dobra wiadomość kryje w sobie kilka wiadomości mniej dobrych.

Zachód w ogóle, a Francja w szczególności, od dawna nie jest w sytuacji li-tylko zewnętrznego celu dla islamskich radykałów. Jedna liczba, która to dowodnie uzmysławia: 1300 młodych ludzi, obywateli francuskich, przeważnie o korzeniach arabsko-muzułmańskich, wyjechało do Iraku i Syrii bić się po stronie dżihadystów. Tego rodzaju wskaźników jest więcej, pomińmy je tu z braku miejsca.

Mieszkający we Francji islamscy radykałowie od pewnego czasu nie są całkowicie izolowani od reszty społeczeństwa, mają pewne oparcie. Niedoszły zamachowiec z Villejuif miał w najbliższym otoczeniu ludzi podobnie myślących, to znaczy – nazwijmy rzecz po imieniu – nienawidzących Zachodu. Jak pisze „Le Monde”, jego brat i bratowa należą do ruchu Tabligh, głoszącego dosłowną interpretację Koranu. Kobieta, u której Ghlam zamierzał schronić się po planowanych zamachach, jest również wyznawczynią radykalnego islamu. Krótko mówiąc, jest baza społeczna.

Ten udaremniony zamach, mimo, że nie stało się masowe nieszczęście (stało się nieszczęście jednostkowe: śmierć Aurelie Chatelain), po raz kolejny każe postawić zasadnicze pytania. Co jest powodem radykalizacji wyznawców islamu mieszkających na Zachodzie? Czy tylko, jak chcą zwolennicy uspokajającej teorii, napięcia socjalne, czy także różnice kulturowe? Czego bronimy, broniąc Zachodu? Czy bronimy wiary w coś, niechby najszerzej pojętej, czy tylko prawa do szydzenia z wszystkich wiar (jak zabici dziennikarze „Charlie Hebdo”)?

Bez uczciwej odpowiedzi na te pytania nie wygramy tej walki.

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.