Francja po ataku na „Charlie Hebdo”, czyli ustawa o inwigilacji - niekończący się spór bezpieczeństwa z wolnością

Fot. greensefa/flickr.com/CC/Wikimedia Commons
Fot. greensefa/flickr.com/CC/Wikimedia Commons

Po zamachach z 7 – 9 stycznia rząd francuski przystąpił do ofensywy legislacyjnej, w ramach której m. in. przygotowano projekt ustawy o tajnym zbieraniu informacji przez służby specjalne.

Projekt w wersji rządowej był gotowy 19 marca, po konsultacjach i poprawkach wszedł pod obrady parlamentu 13 kwietnia. Jest obecnie procedowany w Zgromadzeniu Narodowym w trybie szybkiej ścieżki legislacyjnej. Wszystko to wskazuje na pośpiech. I pośpiech jest, ale w rzeczywistości rząd pracował nad nim już przed styczniowymi zamachami. Po prostu zagrożenie terrorystyczne – choć przybrało spektakularny wyraz w ataku na „Charlie Hebdo” i na sklep z koszerną żywnością – jest we Francji obecne od wielu lat. I od wielu lat rośnie.

Projekt po części daje ustawową podstawę działaniom służb specjalnych, które i tak miały miejsce. W innych sprawach rozszerza ich dotychczasowe uprawnienia.

Analiza działania służb specjalnych w styczniu pokazywała, że sprawcy zamachów byli przez pewien czas obserwowani, a potem rezygnowano z ich inwigilacji, uznając, że ich działania nie stanowią zagrożenia. A przecież właśnie wtedy, w miesiącach i tygodniach poprzedzających zamachy prowadzili oni intensywne przygotowania – między innymi przy pomocy sieci telefonii komórkowej i Internetu. Gdyby wtedy byli obserwowani, prawdopodobnie te zamachy zostałyby udaremnione. To pokazuje niewystarczające działania służb, ale i niewystarczające ich uprawnienia do działania.

Obecny projekt ustawy przewiduje m. in. daleko idące uprawnienia przeczesywania Internetu w poszukiwaniu niepokojących – z punktu widzenia bezpieczeństwa państwa – informacji. Projekt zobowiązuje wszystkich dostawców Internetu do umożliwiania służbom zbierania takich informacji, w praktyce więc wszyscy użytkownicy francuskiego Internetu będą pod lupą służb. Krajowa Rada Informatyki i Wolności (CNIL), obowiązkowo konsultowana przez rząd w sprawie projektu, widzi nu nazbyt wątłe gwarancje ochrony prywatności.

Podobnie w gdy chodzi o - prawo instalowania urządzeń IMSI-catchers pozwalających na podsłuchiwanie rozmów telefonicznych, a także na ich blokowanie. Podobnie, za niewystarczające uważa CNIL gwarancje w zakresie podsłuchów, szczególnie w odniesieniu do niektórych kategorii zawodowych, takich jak dziennikarze i adwokaci. Podobnie - w zakresie magazynowania danych osoby, której inwigilacja nie dotyczy (lecz, która ma jakiś – nawet przypadkowy - związek  z osobą inwigilowaną).

Zabawne jest to, że krytyka tego projektu ustawy ze strony stowarzyszeń obrony praw człowieka jest bardzo podobna do krytyki Partii Socjalistycznej pod adresem polityki bezpieczeństwa za czasów prezydentury Nicolasa Sarkozy’ego. Ale warto zwrócić tu uwagę na jeden detal: tamte filipiki socjalistów przeciwko Sarkozy’emu nie były podzielane przez ówczesnego deputowanego i mera Ivry – Manuela Vallsa, obecnego premiera.

Wtedy Valls pokazał charakter, a teraz nie musi się tłumaczyć z dzisiejszego stanowiska jako wyniku zmiennych okoliczności politycznych.

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.