Ukraiński oligarcha Igor Kołomojski, skądinąd lojalny wobec Kijowa gubernator Dniepropietrowska, dzięki któremu (przemundurował np.swoją firmę ochroniarską, tworząc z niej batalion ochotniczy „Dniepr”) ten region nie wpadł w ręce separatystów, zbrojnie zajął kijowską siedzibę firmy Ukrnafta, największego przedsiębiorstwa zajmującego się wydobyciem ropy naftowej i gazu. O tej sprawie pisze „Rzeczpospolita: http://www4.rp.pl/article/20150324/SWIAT/303239761
Szczegóły całej afery są niejasne. Kołomojski krzyczy, że walczy z rosyjską agenturą – i może być w tym coś z prawdy. Inni twierdzą, że nerwowa akcja (rzeczywiście antytrosyjskiego, podkreślmy) oligarchy wzięła się stąd, że nie chciał on zgodzić się na wyegzekwowanie przez skarb państwa praw, wynikających z posiadanego przez to państwo większościowego pakietu akcji w spółce, którą dotąd (będąc formalnie właścicielem mniejszościowym) uważał za swą własność. Jego krytycy mówią też, iż kradł – pod pozorem zabezpieczenia jej przed separatystami – ropę z rurociągów.
SBU zaczęła oskarżać ludzi Kołomojskie o przestępcze działania – nawet o zbrodnie – na terenie Dniepropietrowska. Prezydent Poroszenko powiedział, że żaden gubernator na Ukrainie nie będzie używał prywatnych armii, ale jak dotąd Kołomojskiego nie zdymisjonował. Zaś deputowany z Dniepropietrowska Andrij Denysenko zwołał na środę w tym mieście wiec poparcia dla Kołomojskiego, i wzniósł hasło: „Putin połamał zęby na Dniepropietrowsku, tak się stanie też z Poroszenką”. Bo jego zdaniem Poroszenko zdradził, i zakulisowo dogadał się z Putinem, żeby gubernatora-oligarchę „odstrzelić”.
Jakkolwiek prawda nie kryłaby się za tymi wszystkimi faktami – źle się dzieje. W ostatnim wydaniu tygodnika „wSieci” podzieliłem się z Czytelnikami niewesołymi refleksjami nt.sytuacji na Ukrainie. Pisałem między innymi o zjawisku „federalizacji”:
Kiedy rok temu zaczynała się „rosyjska wiosna”, czyli sterowana z Moskwy seria udanych i nieudanych prorosyjskich rebelii w różnych regionach, kijowski rząd balansował na bardzo napiętej linie. I zawierał szereg niepisanych umów, kompromisów z lokalnymi elitami. Dawały one Kijowowi spokój, pewną stabilność i gwarancję, że w sposób otwarty te elity nie przejdą na stronę Rosjan – w zamian za uznanie roli, odgrywanej przez nie na danym terenie. Politolog Wołodomir Polewoj nawiązując do rosyjskiego postulatu „federalizacji” Ukrainy, nazywa to jej „feudalizacją”.
„Feudalizacja” dała rządowi chwilę oddechu. I była jednym z czynników które zadecydowały, że plan Kremla został zrealizowany jedynie w bardzo niepełnym zakresie: zamiast całej „Noworosji”, od Charkowa przez Donieck i Dniepropierowsk aż po Zaporoże i Odessę, Rosjanom udało się oderwać od Ukrainy jedynie fragmenty Donbasu.
Ale zarazem oznaczało to, że dla ogromnej liczby Ukraińców spoza Kijowa nic się nie zmieniło. Rządzą i kradną ci sami, którzy rządzili i kradli zawsze. Własność znajduje się w rękach tych samych grup, co zawsze (charakterystyczny przykład – wszystkie działające na Ukrainie sieci telefonii komórkowej są albo rosyjskie, albo biznesowo kontrolowane przez rosyjski kapitał; ostatnio zakończyły im się koncesje – wszystkie otrzymały je na powrót; do rangi symbolu urasta fakt, że ukraiński parlament nadal obsługuje rosyjski Alfa-Bank). Wpływa to w oczywisty sposób na postrzeganie stanu państwa już ponad rok po Majdanie. Jeśli zastanawiamy się nad przyczynami, dla których wielu młodych Ukraińców uchyla się od poboru, to trudno uciec od pytania, czy jedną z nich nie jest „feudalizacja” właśnie. Podobnie jak niemal całkowity brak rozliczeń z ludźmi starego systemu (dopiero dwa tygodnie temu odebrano immunitet pierwszym sędziom, którzy w okresie Majdanu ferowali sprzeczne z prawem wyroki na zamówienie reżimu Janukowycza).”
Po kilku dniach od napisania tego tekstu bieg wydarzeń niestety spektakularnie potwierdził to, co napisałem.
Wydaje się, że prezydent Poroszenko i premier Jaceniuk stanęli wobec najpoważniejszego dotąd kryzysu. Zerwanie niepisanych „feudalnych” umów może oznaczać zwiększenie śmiertelnego zagrożenia ze strony Rosji, która z pewnością będzie chciała wykorzystać niezadowolenia dotychczasowych beneficjentów tych umów. Ale petryfikacja stanu, powstałego rok wiosną, oznaczałaby kompromitację państwa, jego anarchizację i zasadniczy wzrost społecznego niezadowolenia z jednej, a zniechęcenia i bierności – z drugiej strony. A na tym też wygrywałaby Rosja.
Diabelski dylemat.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/238464-kolomojski-vs-poroszenko-koniec-feudalizacji-ukrainy-starcie-w-obozie-antyrosyjskim
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.